MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zaginiony symbol pomyślności - Sedina

Marek Rudnicki
Jedno ze starych, przedwojennych fotografii pomnika.
Jedno ze starych, przedwojennych fotografii pomnika. Andrzej Szkocki
Rada Miasta Szczecina przyjęła w październiku ubiegłego roku uchwałę w sprawie odbudowy pomnika Sediny. I na tym się skończyło. Gdzie jest pomnik? Co z nim się stało? Zniszczyli go Niemcy czy Rosjanie?

Pomysł odbudowania najsłynniejszego pomnika szczecińskiego, Sediny, zrodził się już w 2004 roku. Pomysłodawczynią była nieżyjąca już Genowefa Piwońska, dyrektor jednej z najstarszych firm szczecińskich, Węglobudu.

Do dziś losy pomysłu toczą się ze zmiennym szczęściem. Od entuzjastycznego poparcia ze strony prezydenta Szczecina i marszałka województwa, po wepchnięcie go na dno ostatniej szyflady. Tylko szczecinianie o nim nie zapomnieli. Skutek - zebranie 4 tysięcy podpisów pod inicjatywą obywatelską i wniesienie jej pod obrady rady miasta w październiku ub.r.

Uchwała została przegłosowana 22 października 2012 r. o godz. 18.37 głosami opozycyjnej wobec prezydenta Platformy Obywatelskiej. Poparło ją 20 radnych, przeciw było ośmiu, dwójka wstrzymała się od głosu.

Prezydenta wspiera dziś klub SLD i PiS, a ich radni są przeciwni odbudowie.

Rzeźba gdzieś wyparowała

Pomnik, zwany też kompozycją figuralną Manzela, odsłonięto 23 września 1898 r. na ówczesnym Markt Platz (dziś Plac Tobrucki). Już wcześniej pojawił się na szczecińskich pocztówkach, gdyż ówcześni kupcy chcieli zarobić na pamiątkach z wizerunkiem Sediny.

Stworzył go Karl Ludwig Manzel, absolwent berlińskiej Akademii Sztuk. Urodził się w 1858 r. w małej miejscowości koło Anklam. Był też twórcą innych znanych pomników szczecińskich, w tym cesarza Fryderyka III (dziś w obecnym parku Żeromskiego stoi na jego miejscu pomnik Adama Mickiewicza). Jedyną zachowaną do dziś rzeźbą Manzela jest Walka Centaura. Zdobi górny taras przed Muzeum Narodowym na Wałach Chrobrego.

Menzel pracował nad pomnikiem Sediny cztery lata. Rzeźba posadowiona była na ocalałej do naszych czasów monumentalnej konstrukcji z czerwonego piaskowca i basenach, do których spływała woda (po wojnie postawiono na nich kotwicę).

Główną postacią fontanny była młoda kobieta płynąca stylizowaną łodzią Gryfitów. Prawą rękę opierała na kotwicy, lewą przytrzymywała opartą na ramieniu reję z żaglem. Na dziobie łodzi siedział Hermes. Łódź ciągnął umięśniony Tytan. Obok łodzi dwie nagie piękności chroniły łódź przed rafami.
W basenach na wodzie unosiła się specjalnie dobrana roślinność. Wokół pomnika posadzono rzadkie okazy drzew i krzewów. Rzeźba stanęła tuż przy zbudowanym w 1879 r. nowym miejskim ratuszu (dziś Czerwony Ratusz), przy którym wybudowano reprezentacyjny plac (dziś mocno zaniedbany). Tędy wiodła wówczas główna ulica z dworca kolejowego do miasta.

Po II wojnie światowej w podziemiach cokołu Sediny kryła się długo bezkarnie napadająca na podróżnych banda, zlikwidowana dopiero w latach pięćdziesiątych.

Marszałek się wkurzył

Gdy jeszcze włodarze miasta i regionu zachwycali się pomysłem odbudowy pomnika, marszałek województwa zabezpieczył na ten cel w Regionalnym Programie Operacyjnym 2,8 mln zł.
Po wyborach prezydenta miasta na drugą kadencję (wówczas to dotychczasowy sojusznik, Platforma Obywatelska, znalazła się w opozycji, a dawni opozycjoniści zostali sojusznikami) stała się rzecz kuriozalna. Piotr Krzystek przystał na propozycję koalicyjnych radnych, przeciwników Sediny. Pieniądze (drobny wkład własny miasta w wysokości 450 tys. zł) zostały przeznaczone na remonty szkół i przedszkoli.

5 kwietnia 2011 r. marszałek zdegustowany takim postępowaniem, rozwiązał umowy o dofinansowanie projektu i zabrał 2,8 mln zł.

Połączone siły pasjonatów

Przed wieloma laty, gdy Genowefa Piwońska wymyśliła odbudowę pomnika, grono zapaleńców utworzyło społeczny komitet. W akcie założycielskim napisali:
- Działając w poczuciu szacunku dla bogatej przeszłości Szczecina, a zarazem z wolą wzmacniania tożsamości naszej lokalnej społeczności, sygnatariusze niniejszego aktu zawiązują Komitet Odbudowy Pomnika Sediny pod patronatem Stowarzyszenia Kupcy dla Szczecina.

Podpisali się pod nim m.in. Klub Dyskusyjny "Prolog", Stowarzyszenie Forum dla Szczecina, Portal Miłośników Dawnego Szczecina sedina.pl oraz konserwator Małgorzata Jankowska i dyrektor Muzeum Narodowego Lech Karwowski. Zaangażowali się też dziennikarze wszystkich szczecińskich mediów, w tym "Głosu Szczecińskiego". Po Sedinie pozostały do dziś jedynie zdjęcia i drobne figurki. Kupcy dla Szczecina nawiązali więc kontakt z dwoma znanymi rzeźbiarzami, profesorami Alademii Sztuk Pięknych w Warszawie, twórcami m.in. Kwadrygi Apollina zdobiącej fronton Teatru Wielkiego, Adamem Myjakiem i Januszem Pastwą.

Wspomniana Kwadryga nigdy nie powstała, choć znano ją z rysunków. Była uwzględniona jedynie w projekcie teatru z roku 1825.

Kilka lat temu Myjak i Pastwa zrekonstruowali rzeźbę. Stało się to głośne na całą Europę. Po namowach (i zapłaceniu) podjęli wezwanie i odtworzyli Sedinę w skali 1:4.

Gdy przywieziono ją do Szczecina, wszyscy zamarli z wrażenia. Była piękna. To wówczas padło wiele deklaracji, w tym prezydenta miasta Piotra Krzystka, ale nic ponadto.

Władza zapomniała, ludzie pamiętają

Po uchwaleniu w październiku powrotu do pomysłu odbudowy Sediny, zapadła ponownie cisza.
- Fontanna jest osierocona - napisał kilka dni temu na stronach internetowych "The Szczecinian".
I dalej, nawiązując do tego, że buduje się w mieście fontanny, ale zapomina o Sedinie:
- Dlaczego pod hasłem Floating Garden budowane są nowe fontanny (pod Pleciugą, koło kościoła garnizonowego), a takie opory powoduje zrekonstruowanie starej sprawdzonej rzeźby? Pomysł blokują głównie środowiska prawicowe, dla których Sedina jest germańskim bóstwem, symbolem niemieckiej potęgi z czasów, gdy ten naród był gospodarzem naszego miasta.

Przewodniczący rady miasta Jan Stopyra, wieloletni prezydent miasta, uważany do dziś za najlepszego, a obecnie radny niezależny, tak odpierał na sesji zarzuty SLD i PiS, że to pomnik nazistowski:
- Padały tu zdania, że nie mamy tu polskich pomników. A najpiękniejszym pomnikiem polskości jest samo miasto, odbudowane po 1945 r. Sedina dla mnie jest obojętna, aczkolwiek kobieta. Na czapce nie ma trupiej czaszki, więc kojarzenie jej z przeszłością, z tym, co zrobiły Niemcy, jest jakąś fobią. Niebrzydka, w Sejmie są brzydsze, na pewno nie zeszpeci miasta. I ostania rzecz: to jest inicjatywa obywatelska, dajmy tym ludziom coś poza tą komercją. Będę głosował za uszanowaniem woli ludzi.

To był symbol powodzenia
Szczecinianie w XIX w., gdy pomnik stanął na placu Tobruckim, byli nim zachwyceni. Uważano powszechnie, że przynosi miastu szczęście.

Dziennikarka Ewa Podgajna, opisując symbolikę poszczególnych rzeźb całej kompozycji figuralnej, tak pisała:
- Nie ma wątpliwości, że Manzel, tworząc rzeźbę, tworzył alegorię Szczecina i związku miasta z wodą i handlem. Te związki uosabiają rzeźby tworzące pomnik. Sedina - postać młodej kobiety, opiekunki morskiego Szczecina. Piękny młodzieniec w kapeluszu ze skrzydełkami był patronem handlu i kupców. Handel i żeglarstwo to domeny, dzięki którym Szczecin będzie rósł w siłę.

Prezydent, gdy jeszcze nie była mu potrzebna koalicja PiS i SLD, też podzielał tę satysfakcję:
- Sedina stanowiła symbol handlowego charakteru Szczecina i jego związków z morzem - mówił. - Dla szczecinian była symbolem bogactwa miasta. Wierzyli, że to właśnie ona spowodowała, że Szczecin tak dobrze się rozwijał. Dziś tej wiary nam potrzeba.

Doskonała pamięć

W którym momencie pomnik Sediny znikł z postumentu, nie wiadomo. O prym prawdziwej wersji walczą dwie teorie, z których każda ma świadków i zwolenników.

Członkowie stowarzyszenia dotarli do mieszkanki Rostocku, Ormgardy S. Mieszkała przed laty w Szczecinie. Jej ojciec był konserwatorem pomnika. Gdy Niemcy - jak twierdzi - demontowali pomnik, miała 16 lat. Była też ponoć świadkiem jego zakopywania w Lasku Arkońskim.

Długo namawiano ją do przyjazdu do Szczecina. Od razu wskazała miejsce, które pamiętała.
Prace poszukiwawcze prowadzono przy użyciu m.in. georadaru, który pokazał istotne naruszenie gruntu na pewnej głębokości. Nie oznacza to, że coś jest pod ziemią. A jedynie, że kiedyś tu kopano. Aby podjąć prace wydobywcze, trzeba dużo pieniędzy. I nie wiadomo, czy i co znajdzie się pod ziemią. Na tym więc poszukiwania według tropu Ormgardy zakończono.

Nadzieje mało realne

Dziennikarz Andrzej jr. Kraśnicki uważa jednak, że nie znajdziemy nigdy Sediny, bo została przetopiona.
- Akcja zbiórki metali tzw. Metallspende miała charakter masowy w czasie wojny - mówi. - Organizowano je z wykorzystaniem całej ówczesnej propagandowej machiny. Nie dawały wiele metalu z odzysku i służyły bardziej propagandzie niż rzeczywistym potrzebom. Na niemieckich aukcjach internetowych można co jakiś czas znaleźć ofertę sprzedaży specjalnych dyplomów wręczanych najbardziej zasłużonym instytucjom i miastom.

Kraśnicki przeglądnął Kriegschronik Szczecina i znalazł tam zapis z 29 lipca 1942 o pomnikach przeznaczonych jako rezerwa metalu, które zostały rozebrane i przewiezione do miejskich magazynów i warsztatów przy ulicy Am Lenzlager (dziś ul. Zielonogórska). A także adnotację, że z dwóch rzeźb Menzla, tj. Fryderyka III i Sediny uzyskano 9900 kg brązu i 6080 kg miedzi.

- Przeglądając listę zniszczonych na potrzeby zbrojeniowe pomników trudno się jeszcze łudzić, że Sedina mogła ocaleć - uważa Kraśnicki.

Może jest to prawda, a może nie. Przed wieloma laty (jeszcze jako dziennikarz tygodnika "Morze i Ziemia") rozmawiałem z jednym z pionierów Szczecina. Ten zarzekał się, że widział tuż po wojnie w gruzach Zamku Książąt Pomorskich, przy zachodniej ścianie, leżącą połamaną całą grupę fontanny Sediny. Twierdził, że wówczas nikt nie panował nad złomiarzami, którzy szabrowali bezkarnie wszystko, co można było nazwać mianem "niemieckie".

Nie wiem, na ile ta opowieść pioniera była wiarygodna. Faktem jest natomiast, że po wkroczeniu do Szczecina pierwszych Polaków w mieście zachowało się wiele pomników. Trudno dziś powiedzieć, czy zostały zniszczone przez Polaków, na rozkaz polskich władz czy też wywiezione przez Rosjan, traktujących Szczecin jako łup do rozdrapania. A wywieźli z tego bogatego miasta niemal wszystko, co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość.

Podobnego zdania, jak przytoczony przeze mnie ten sprzed lat, jest obecnie inny pionier Szczecina, Leon Granek. Przybył do miasta już w 1945 r. Opowiada, że widział osobiście Sedinę na cokole w maju 1945r. i nie jest prawdą, że Niemcy pomnik sami zniszczyli. Uważa to za nonsens.

Przypomina sobie natomiast zdarzenie, do którego doszło pod koniec września lub na początku października. - Widziałem, jak wokół pomnika Rosjanie postawili rusztowanie - opowiada Leon Granek. - Cała masa się ich tam kręciła. Zdziwiły mnie dwa czołgi stojące tuż obok i dźwigi. A oni demontowali Sedinę. Później zawieźli ją nad brzeg Odry, gdzie stał duży okręt. Tak duży jak niszczyciel. Pomnik załadowano na niego. Ten okręt nie mógł obrócić się w poprzek Odry. Wówczas Rosjanie wysadzili kawałek nabrzeża, by mógł to zrobić. Doskonale pamiętam. Po latach widziałem program zrealizowany przez niemiecką telewizję z Hamburga. Pokazywali m.in. Szczecin. Przy pomniku, gdzie stała Sedina, a dziś kotwica, pytali, co z nią się stało. Niemcy byli skrupulatni. Domniemywam więc, że niemieccy dziennikarze nie pytali by o to, gdyby pomnik został zniszczony jeszcze w czasie wojny przez ich rodaków.

Tajemnica zniknięcia

Wiele osób wierzy, że pomnik Sediny został zakopany przez Niemców, aby nie dostał się w ręce Rosjan. Inni dowodzą, że to właśnie Rosjanie go zdemontowali i wywieźli morzem do Kaliningradu.
Na portalu sedina.pl ukazał się artykuł mówiący o powojennych losach wielu dzieł sztuki. Warto zacytować fragment.

- Wiele zbiorów znajduje się do dziś w Rosji. Na jej ślad można trafić w opracowaniach dwóch znanych, moskiewskich historyków sztuki Konstantina Akiszny i Grigorija Kozłowa. Obaj panowie zasłynęli artykułem opublikowanym w 1991 roku w amerykańskim czasopiśmie "Art. News". Bogato udokumentowana publikacja była zbiorem zaskakujących informacji o muzealnych zbiorach, które uważano za zaginione w czasie wojny. Naukowcy udowodnili, że zostały one wywiezione na wschód przez armię radziecką i znajdują się w zbiorach, z reguły nie upublicznionych, rosyjskich muzeów. Potem były kolejne publikacje. Strona rosyjska wszystkiemu zaprzeczała. Dopiero w 1994 roku Borys Jelcyn zdecydował się ujawnić, że na przykład legendarny skarb Priama (9 tysięcy przedmiotów znalezionych w Troi) wcale nie spłonął w czasie wojny w Berlinie, ale wpadł w ręce Rosjan i jest w jednym z muzeów. Takich historii jest więcej.

To Rosjanie zagarnęli skarby największego szczecińskiego kościoła, który przed wojną uchodził za największy skarbiec sztuki barkowej na Pomorzu rodem z końca XVII i początku XVIII wieku. Na pewno ogołocili wszystkie muzea, a także kamienice. Świadkowie pierwszych powojennych lat wspominają, jak całe nabrzeże Odry, gdzie wstęp mieli tylko Rosjanie, zawalone było niemal wszystkim, co dało się pociąć lub wynieść. Ładowano to na barki, które setkami płynęły do Kaliningradu. Do dziś jednak Rosjanie mimo stanowiska Borysa Jelcyna nie przyznają się, że coś zrabowali. Uważają bowiem, że to im się należało za zniszczenia, których dokonali Niemcy w ich ojczyźnie. A że Szczecin jest polski, to dla nich drugorzędna sprawa.

Kim była Sedina

Dokładne ustalenie skąd pochodzi nazwa "Sedina" (łac. - Sedinum) jest niezwykle trudnym zadaniem, ponieważ obecnie dostępne źródła informacji pozwalają poruszać się praktycznie tylko w świecie hipotez. W połowie II w. n.e. na obszarze znanej wówczas ekumeny Klaudiusz Ptolomeusz był w stanie wymienić już ok. 8 tys. nazw, wśród których, na swojej mapie świata, w Europie Środkowej, w rejonie na południowy zachód od Dolnej Odry, umieścił germańskie plemię o nazwie "Sidini" (greck. - "Sidenoi"). Wiele wieków później dowiedziono, że Ptolomeusz pomylił się w wyliczeniach niektórych współrzędnych (choćby w długości Morza Śródziemnego), mógł zatem również błędnie geograficznie umiejscowić plemię "Sidinów" lub w jakiś sposób zniekształcić jego nazwę.

Czy nazwa "Sedina" wiąże się z nim w jakikolwiek sposób? Przekonany był o tym kronikarz pomorski Tomasz Kantzow, badacz dziejów politycznych Pomorza z XVI w., który zdaniem Władysława Filipowiaka uległ ówczesnej "modzie na Ptolomeusza" (nieznanego powszechnie w świecie chrześcijańskim) i dlatego łączenie przez niego plemienia "Sidinów" ze Szczecinem nie było uzasadnione.

Wykazują znane dziś źródła, bogini o takiej nazwie nie istniała w mitologii germańskiej ani w żadnej innej. Nie jest jednak wykluczone, że może ona pochodzić od wyrazu "Sedna", czyli jednego z najważniejszych bóstw eskimoskich, występującego także pod drugą nazwą "Sidne", utożsamianego jako "pani świata podziemnego, krainy zmarłych", "władczyni groźnych sił przyrody, morza i stworzeń morskich", "matka morza", "pani morza", "pani pogody i fok". "Sedna" kojarzy się więc bez wątpienia z tym, z czym ludy eskimoskie zmagają się każdego dnia w swoim życiu - z wielką wodą.
Paweł Herczyński, Kronika Szczecina 2003, Szczecin 2004

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński