MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Estoński statek ze Szczecina

Marek Jaszczyński
To jeden z nielicznych zachowanych statków, które powstały w szczecińskiej stoczni Vulcan.
To jeden z nielicznych zachowanych statków, które powstały w szczecińskiej stoczni Vulcan. Wikimedia Commons
Lodołamacz zapisał się w historii czterech bander, dziś jest jednym z nielicznych zachowanych na świecie jednostek, które spłynęły z pochylni słynnej szczecińskiej stoczni Vulcan.

Historia lodołamacza zaczyna się w 1912 roku, kiedy to rząd rosyjski postanowił zbudować lodołamacze, przeznaczone do pracy na Morzu Bałtyckim. Budowy takiej jednostki podjęła się niemiecka stocznia Stettiner Maschinenbau AG Vulcan, dwie inne zbudowały stocznie angielskie.

- Była to budowa nr 345, którą zakończono do końca 1913 roku mówi Arkadiusz Tomaszewski, pasjonat morskich dziejów. - W lutym 1914 r. nowy lodołamacz otrzymał za patrona cara Michaiła Fiodorowicza, pierwszego władcę z dynastii Romanowów.

Po rewolucji październikowej lodołamacz został przejęty przez bolszewików i przyjął nazwę Wołyniec ku czci żołnierzy wołyńskiego pułku, którzy przeszli na stronę bolszewików. Na początku 1918 roku wziął udział w słynnej wyprawie przez lody Bałtyku, kiedy torował drogę czerwonej Flocie Bałtyckiej.

Jak wyglądała trasa przemarszu? Jak podają Jan Gozdawa-Gołębiewski i Tadeusz Wywerka Prekurat w pracy "Pierwsza wojna światowa na morzu": warunki marszu były nad wyraz ciężkie. Cała trasa pokryta była jednolitą skorupą lodową, której grubość dochodziła miejscami do trzech metrów. Eskadra posuwała się bardzo powoli i tylko dniem. Na okrętach znajdowało się zaledwie 20-40 procent załóg; wachty na niektórych jednostkach pełniono niemal bez przerwy. Jednak wkrótce Wołyniec zmienił banderę.

W marcu 1918 roku doszło do niespotykanego wyczynu, świadczącego o bezgranicznej odwadze. 29 marca fiński kapitan Theodor Segersven i 53 jego ludzi przebranych za robotników weszło na pokład lodołamacza. Przedstawili dokumenty, na podstawie których statek miał być odprowadzony do Kuivasaari. Kiedy lodołamacz wypłynął, Finowie włamali się do zbrojowni, przechwycili broń, a bolszewicka załoga licząca ponad sto osób została zaaresztowana. Wołyniec płynąc pod fińska banderą pod dowództwem Segersvena, przybył do Tallina gdzie został owacyjnie powitany przez Niemców, w tym księcia Henryka Pruskiego. 28 kwietnia 1918 r. jego nazwę zmieniono na Wäinämöinen, nadając mu imię legendarnego bohatera fiń­skiej sagi. Wywołało to niezadowolenie załogi, która wybrała na patrona Leijona, czyli Lwa Finlandii.

Lodołamacz nie próżnował, był używany m.in. do transportu 3000 niemieckich żołnierzy do Finlandii, większość wiosny spędził wspomagając komunikację między Helsinkami a Tallinem. 3 czerwca 1918 Wäinämöinen został oficjalnie przekazany do fiń­skiego Zarządu Żeglugi i stał się największym lodołamaczem w fińskiej flocie. Kapitana Segersvena zastąpił Polak, Stanisław Juhnewicz. Co z tego, skoro rejsy lodołamacza nie odbywały się zbyt często z uwagi na ograniczone zapasy węgla i duże zużycie paliwa przez jednostkę. - Oprócz lodołamania jednostka służyła do transportu ochotników w wojnie o niepodległość Estonii - dodaje pan Arkadiusz.

We wrześniu 1919 roku Wäinämöinen został skierowany do naprawy w Suomenlinna, którą zakoń­czono pod koniec października. Okazało się, że przymusowy pobyt w stoczni musiał potrwać do końca listopada, a wszystko przez duże zanurzenie i szczególnie niski poziom morza.

Lodołamacz zasłynął podczas srogiej zimy 1922 roku, kiedy to pomógł w rejsach 170 statkom do i z fińskich portów. Jego ostatnim zadaniem pod banderą fińską było otwarcie portu południowego w Helsinkach. Było to 16 kwietnia 1922 roku.

Podczas tych lat służby Wäinämöinen wykazał swoje zalety dużego lodołamacza. Fińska Izba Żeglugi zdecydowała się zamówić nową jednostkę na podstawie jego projektu i doświadczeń zdobytych w trakcie eksploatacji. Nowy lodołamacz, Jääkarhu, trafił do służby w 1926 roku.

Kiedy Finlandia podpisały z Rosją Radziecką traktat w Tartu, zgodziła się tym samym na powrót sowieckich lodołamaczy zajętych w czasie wojny domowej. Jednak ostatecznie Wäinämöinen został przekazany Estonii. Od 20 listopada 1922 roku statek nosił imię Suur Toll na cześć giganta z estońskiej mitologii.

Pod nową banderą bohater naszej opowieści był wykorzystywany w Tallinie, w południowej części Zatoki Fińskiej, czasami płynął też na południe aż do wybrzeży Litwy. Pod koniec 1930 roku przeszedł przebudowę.

Kiedy Związek Radziecki zajął Estonię w czerwcu 1940 roku, Suur Toll został ponownie wcielony do sowieckiej floty i powrócił do dawnej nazwy: Wołyniec. Pod czerwoną banderą sprawdził się po ataku Niemiec i ich sojuszników na ZSRR. W dniach 27-29 sierpnia 1941 roku jednostka uczestniczyła w ewakuacji Tallina. Wołyniec wszedł w skład konwoju, pod eskortą krążownika Kirow. Chociaż konwój poniósł ciężkie straty - ponad połowa z 67 statków zostały zniszczona, a około 6000 osób straciło życie, to Wołyniec zdołał uniknąć bomb i szczęśliwie przybyć do Leningradu. Pozostał przez dalszą część wojny w tym mieście.

Po wojnie w sierpniu 1947 roku Wołyniec wziął udział w nietypowej misji, wyprowadził na poligon morski w ostatni rejs zdobyty w Szczecinie, niedokończony lotniskowiec Graf Zeppelin.

W ramach reparacji wojennych Finlandii wobec ZSRR lodołamacz został zmodernizowany w Rauma-Repola. W latach 1951-1952 zamontowano na jednostce kotły opalane ropą. Wołyniec pozostawał w służbie do 1985 roku, jego złomowanie miało nastąpić dwa lata później. Ale nastąpił nieoczekiwany zwrot w planach. Kiedy Estońskie Muzeum Morskie dowiedziało się, że Wołyniec miał być złomowany, zdecydowało się na zakup statku i jego utrzymanie. Po długich negocjacjach flota zgodzili się oddać statek za 300 ton złomu. 13 października 1987 roku został odholowany do Tallina, powrócono także do estońskiej nazwy.

Przywrócenie Suur Toll do historycznego stanu było ogromnym przedsięwzięciem. Nie chodziło tylko o takie szczegóły jak o wyrzucenie nagromadzonych od lat śmieci na jego pokładzie. Do pełnej rekonstrukcji należało znaleźć brakujące okucia, a także koło sterowe, które zostało zamienione na... kierownicę samochodu ciężarowego. Brakowało także dzwonu okrętowego, który trafił do wojskowego muzeum w Leningradzie.

Jednak nie wszystko zostało skradzione - na pokładzie pozostał oryginalny niemiecki fortepian, ponieważ był zbyt duży, aby być transportowany. Mimo ograniczonych środków Suur Toll został w dużej mierze przywrócony do pierwotnego wyglądu w ciągu roku. W 1992 roku stał się pierwszym statkiem, który mógł zostać wpisany do nowozałożonego estońskiego Rejestru Statków. Do dziś na statku można oglądać tabliczkę z nazwą szczecińskiej stoczni, w której powstał prawie sto lat temu. Suur Toll, największy zachowany przedwojenny lodołamacza na świecie, jest obecnie zacumowany w Tallinie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński