MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Prezes ma odejść

Marek Rudnicki
- Wyjdziemy na ulicę w obronie stoczni i miejsc pracy - mówi Mieczysław Jurek.
- Wyjdziemy na ulicę w obronie stoczni i miejsc pracy - mówi Mieczysław Jurek. Marcin Bielecki
Mieczysław Jurek, szef ZR Zachodniopomorskiego NSZZ Solidarność, opowiada o trudnej sytuacji w szczecińskiej stoczni.

- Żądacie odwołania Pawła Brzezickiego, prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu, właściciela stoczni. Dlaczego?

- Do niedawna zapewniał, że sytuacja w stoczni jest świetna i byle jej nie przeszkadzać, to w 2012 roku będzie miała około 40 mln zł zysku. Mówił, że jest 15 chętnych inwestorów strategicznych, w tym 5-6 z branży. Potem stwierdził, że dowiedział się, że stocznia zawarła wiele nierentownych kontraktów i odwołał ówczesny zarząd Andrzeja Stachury. Po krótkim czasie tak samo zrobił z jego następcą, Tomaszem Olszewskim.

- Nierentowne kontrakty nie były tajemnicą. Również dla was.

- Myślę, że podstawowy błąd, jaki został popełniony, to zbyt duże zaufanie do polityków i ludzi z nimi związanych. Po ekipie SLD-owskiej zwróciliśmy się do przedstawicieli PiS-u o dokonanie rządowego audytu stoczni Nowa. W tym czasie Stachura zrobił taki audyt sam. Zaprosił parlamentarzystów i nas, i opowiadał, jak jest cudownie. Wiedzieliśmy już wówczas, że to nieprawda, ale parlamentarzyści nam nie wierzyli. Domagaliśmy się rzeczywistego audytu, ale pan Brzezicki robił uniki, aby do niego nie doszło.

- Media sugerowały, że Solidarność jest za powrotem Krzysztofa Piotrowskiego, prezesa upadłej Stoczni Szczecińskiej Porta Holding. Portal pb.pl doniósł nawet, że Piotrowski zgłosił swoją kandydaturę na prezesa Nowej po rezygnacji Stachury. Wówczas też pierwszy raz wspomniano o inwestorze norweskim. Piotrowski twierdził, że krajowe firmy nie mają pieniędzy na inwestycje, a za 27 proc. akcji Stoczni Szczecińskiej Nowa inwestor ma zapłacić 95 mln zł.

- My jesteśmy za dobrym inwestorem dla stoczni szczecińskiej. I jest nam obojętne, czy będzie to Norweg, Chińczyk, Arab czy ktoś inny. Chcieliśmy, żeby wszystkie oferty, jakie pojawiały się na rynku, były poważnie rozpatrywane, a nie wybiórczo. Kolejka inwestorów, o której mówił pan Brzezicki, okazała się fikcją. To uświadomili nam minister Wojciech Jasiński i wicepremier Przemysław Gosiewskiego.

- Mieliście dostęp do rządu PiS, mogliście więc interweniować...

- I to cały czas robiliśmy. Za pośrednictwem Gosiewskiego umówiliśmy się na spotkanie w Urzędzie Rady Ministrów na poważne rozmowy. Nie doszło do tego. Jak sądzę, z powodów politycznych. Na liście osób, które mogły wejść do URM, widniały tylko dwa nazwiska, moje i szefa stoczniowej Solidarności, Andrzeja Antosiewicza. Nie było na niej ani Longina Komołowskiego, ani prezesa Piotrowskiego, który miał przedstawić swoją koncepcję. Komołowskiego zaprosiliśmy jako przedstawiciela Solidarności, który jest ze stoczni i zna się na przemyśle stoczniowym. Ja się nie znam.

- Kto spowodował, że oni nie mogli tam wejść?

- Joachim Brudziński, sekretarz generalny PiS.

- Może dlatego, że trwa proces byłego zarządu stoczniowego holdingu, a prezes Piotrowski jest jednym z oskarżonych?

- Uważam, że trzeba rozmawiać o sytuacji, która jest w danym momencie. Wówczas nie było żadnej oferty dla stoczni, a jak się pojawiła, trzeba było ją poznać. Nikt wówczas nie wiedział, jaką ostateczną decyzję podejmie Unia Europejska, a więc każda propozycja wymagała rozważenia. O ile dla PiS-u przeszkodą był Piotrowski, to trzeba to było wyraźnie powiedzieć: Rozmawiamy, ale bez niego. Sprawa byłaby czysta.

- Czy rzeczywiście tylko Piotrowski był przyczyną?

- Wiemy od Norwegów, że takie same starania o nich, jak Piotrowski, robił również Brzezicki. Z ta różnicą, że jemu Norwegowie stanowczo odmówili. I tu prawdopodobnie zadziałała zasada psa ogrodnika. Jak ja nie będę miał sukcesu, to innemu też na to nie pozwolę.

- To Solidarność jest za Norwegiem, czy nie?

- Nie możemy mówić, że jesteśmy za, czy przeciw. Domagaliśmy się tylko rozpatrzenia każdej pojawiającej się na rynku oferty.

- Ciągle jednak zabiegaliście w rządzie o pomoc dla stoczni. Dlaczego tak mało skutecznie?

- Po nieudanym spotkaniu w Urzędzie Rady Ministrów poprosiliśmy o spotkanie z premierem. Wicepremier Gosiewski przyjechał do Szczecina z okazji zlotu żaglowców. Spotkał się ze związkowcami ze stoczni i zarządem regionu. Poprosiliśmy o rozważenie zebrania zespołu międzyresortowego z udziałem strony społecznej. Tę samą prośbę skierowaliśmy do prezydenta Lecha Kaczyńskiego, gdy był 30 sierpnia w Szczecinie. Zapewnił nas, że dołoży wszelkich starań, by pomóc stoczni. A potem stało się to, co nas podłamało. Premier wprawdzie powołał taki zespół, ale bez udziału strony społecznej. W gruncie rzeczy było to tylko powielenie zespołu już działającego w sprawie przemysłu okrętowego, w którym uczestniczą jedynie sekretarze stanu, a nie ministrowie skarbu, gospodarki i finansów, jak chcieliśmy.

- Co teraz?

- Zaprosiliśmy cały zarząd stoczni na rozmowę. Prezes Nowej Artur Trzeciakowski dokonał oceny sytuacji i przekazał swoje wnioski Brzezińskiemu. Wiadomi między innymi, że istnieje groźba, że między listopadem tego roku, a styczniem przyszłego, nastąpi dziura finansowa. Stocznia potrzebuje więc pomocy, by mogła funkcjonować - około 50 mln zł. W przełożeniu na praktykę to dwumiesięczne wynagrodzenie dla załogi. Zarząd miał kilka wersji, jak z tego wyjść. Na przykład, że może brać zaliczki z nierozpoczętych kontraktów, ale tego nie chce zrobić, bo to niczego by nie zmieniło. Kontrakty są przecież nierentowne. Teraz Brzezicki dociska obecny zarząd stoczni i próbuje znowu kogoś obarczyć winą.

- Stocznia zaczyna się burzyć...

- Wyjdziemy na ulicę w obronie stoczni i miejsc pracy. Manifestację zaplanowaliśmy na 14 grudnia o godzinie 14. Protest ma charakter ogólnokrajowy i już dziś wiadomo, że przyjadą delegacje z Trójmiasta, Bydgoszczy, a nawet Śląska.

- Oskarżyliście oficjalnie prezesa Brzezickiego, że okłamywał wszystkich twierdząc, iż sytuacja stoczni jest bardzo dobra. Chcecie też zaangażować prokuraturę. Po co?

- Dla związku niebezpieczne jest, by w tym dalszym procesie uczestniczył Brzezicki, który ciągle zmienia koncepcje i sieje ferment. Chcemy, żeby prokuratura zbadała "zasługi" panów Stachury, Piechoty, Żarnocha, Olszewskiego, osób podpisujących nierentowne kontrakty. Bo na razie nie ma odpowiedzialnych, a są synekury. Pan Brzezicki zapewnił tym, co odeszli, dobre stanowiska. Przykładowo wiceprezes stoczni, Zbigniew Gomułka, dziś jest szefem Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Jeżeli stocznia by upadła, co nie daj Boże, to on będzie zapewniał środki z tego funduszu na zaległe wynagrodzenia i odszkodowania.

- A nowy rząd?

- Jestem umiarkowanym optymistą. Odbyły się nieoficjalne rozmowy z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem i ministrem skarbu Aleksandrem Gradem, którzy są żywo zainteresowani pomocą dla stoczni szczecińskiej. Problem jest taki, że muszą się wgryźć w problem i zastanowić się, jak go rozwiązać. Obaj panowie powiedzieli, że temat stoczni szczecińskiej będzie jednym z pierwszych, za który weźmie się rząd Donalda Tuska. W negocjacjach pomagają nam arcybiskup Marian Przykucki oraz Longin Komołowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński