To wynik wojny, trwającej między szczecińskimi szpitalami o rejonizację i rozpaczliwej obrony przed niechcianymi chorymi, z powodu kończących się limitów.
Większość do miejskiego
Do Szpitala Miejskiego w sobotnią noc trafił 23-letni mężczyzna zatruty narkotykami. Przywieziono go prosto ze szczecińskiej dyskoteki. Lekarze są zdania, że byłoby bardziej uzasadnione, gdyby został przyjęty przez szpital kliniczny nr 2.
- Oczywiście natychmiast udzieliliśmy mu pomocy, a trzeba było działać szybko, bo był zatruty kilkoma narkotykami, ekstazą, marihuaną i haszyszem - mówi Maria Jaroszyńska, ordynator oddziału chorób wewnętrznych. - Nie mamy własnej toksykologii. Badanie zlecamy szpitalowi klinicznemu nr 2, za które szpital płaci. Ostatnio mamy wrażenie, że coraz więcej chorych pogotowie dowozi właśnie do nas, bo inne szpitale skutecznie bronią się przed nimi. My nie mamy zwyczaju odsyłać.
Chaos, nad którym trudno zapanować ma związek z tym, że m.in. szpitale kliniczne nie zgodziły się na przywrócenie nieformalnej rejonizacji miasta. "Głos" opisywał już przypadki odsyłania pacjentów miedzy szpitalami nawet w przypadkach zagrożenia życia. Sprawę bada prokurator. Jak dotąd nic się jednak nie zmieniło.
Gdzie najbliżej
Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego, Roman Pałka przyznaje, że nie zawsze zasada, której przy braku rejonizacji stara się trzymać pogotowie jest sprawiedliwa dla szpitali.
- Z raportu za dziewięć minionych dni wynika, że to rzeczywiście Szpital Miejski jest bardziej obciążony przyjmowaniem pacjentów, niż inne placówki w mieście - przyznaje dyrektor Pałka. - Może mieć to związek z jego centralnym położeniem, do którego ze wszystkich końców miasta najbliżej i z przyzwyczajenia, że ta izba przyjęć jest rzeczywiście pacjentom życzliwa, a ci są coraz bardziej niechciani w szpitalach.
Miasto nie ma wpływu
Tomasz Lachowicz, dyrektor Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej UM przyznaje, że tak duże obciążenie Szpitala Miejskiego dowodzi, iż jest on miastu potrzebny i pełni swoją misję, bo nie odsyła pacjentów.
- Ta sytuacja wykazała, że trudno byłoby sobie wyobrazić co działoby się z pacjentami, których nie chcą przyjmować inne szpitale, gdyby nie było Szpitala Miejskiego - mówi Tomasz Lachowicz. - Trzeba jednak pamiętać, że ten szpital też ma limity, które przekracza, pogarszając swoją i tak niełatwą sytuację finansową a cierpliwość podatnika, również jest ograniczona.
Lachowicz przyznaje, że miasto nie ma żadnego wpływu na rozmieszczanie pacjentów.
- Warto by na przykład zapytać marszałka, dlaczego ograniczane są przyjęcia w podległych mu szpitalach - dodaje dyrektor Lachowicz.
Marszałek zorganizował spotkanie
Tą opinią dotknięta czuje się Elżbieta Kasprzak, dyrektor Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego w Szczecinie.
- To opinia zupełnie nieuprawniona - mówi Elżbieta Kasprzak. - Właśnie marszałek doprowadził do spotkania dyrektorów, w sprawie przywrócenia rejonizacji. Nie zgodziły się na nią szpitale kliniczne, a potem następne.
Zdaniem dyrektor Kasprzak to dyrektor Lachowicz powinien zaangażować się w rozwiązaniem problemu, który dotyczy miasta.
- W grudniu może być jeszcze gorzej, bo szpitale mają kontrakt na poziomie 40 - 50 procent w stosunku do dotychczasowego i będą nadal bronić się przed pacjentami - mówi dyrektor Kasprzak. - Oby się nie okazało, że dopiero śmierć pacjenta, któremu w porę nie udzielono pomocy, zmusi do właściwego zorganizowania opieki nad pacjentami w mieście.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?