MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnicza śmierć Anny B. Prokuratura prowadzi śledztwo, rodzina oskarża przyjaciela zmarłej o zabójstwo

Fot. Stock/Archiwum
Fot. Stock/Archiwum
Po dwóch miesiącach śledztwa prokuratura ciągle nie wie, czy Anna B. została zabita. Kobiecie pękła śledziona. Rodzina twierdzi, że jej przyjaciel nauczył się w więzieniu tak bić, żeby nie było śladów. Trwa śledztwo.

- Do tej pory nikomu nie postawiliśmy żadnych zarzutów. Nie mamy pewności w jakich okolicznościach doszło do śmierci - przyznaje prok. Norbert Zawadzki, szef prokuratury Szczecin-Prawobrzeże.

28-letnia Anna B. zmarła w szpitalu 12 czerwca. Trafiła tam dwa dni wcześniej z ogromnymi bólami w okolicach brzucha. Sekcja zwłok wykazała, że kobiecie pękła śledziona. Problem w tym, że śledziona nie pęka od tak sobie. Najczęściej od urazów mechanicznych. Ale na ciele nie było żadnych śladów wskazujących, że została pobita. Lekarzom, którzy przeprowadzali sekcję zwłok nie udało się ustalić w jaki sposób doszło do uszkodzenia organu.

- Zleciliśmy dodatkową opinię na temat sposobu powstania obrażeń - dodaje prok. Zawadzki. Jej wyniki będą znane za kilka tygodni.

Nie ma jednak pewności, że nawet dodatkowa opinia rozstrzygnie zagadkę. Anna B. osierociła dwóch synów: 2,5 letniego i dziewięciolatka. Ich ojcem jest 40-letni Dariusz Sz. Nie byli małżeństwem, ale żyli razem od jedenastu lat. Mieszkali w Szczecinie, w prawobrzeżnej części miasta. Rodzina kobiety twierdzi, że to on zabił ich córkę.

- Dwanaście lat siedział w więzieniu za różne przestępstwa. Tam nauczył się tak bić, żeby nie zostawić śladów. Zdaniem naszej rodziny, to on odpowiada za jej śmierć. Przecież nie zdarza się, aby śledziona pękała sama z siebie. On powinien wrócić do więzienia - twierdzi Henryk B., ojciec zmarłej.

- Są zeznania starszego syna, który twierdzi, że ojciec źle się do matki odnosił, a jego namawiał, aby nie zeznawał przeciwko niemu. Ania skarżyła się, Dariusz bardzo źle ją traktuje - dodaje siostra Anny B.

Dariusz Sz. zaprzecza. Po śmierci przyjaciółki przez jedenaście godzin był przesłuchiwany na komisariacie. Podejrzenie na niego rzucała rodzina zmarłej. Po przesłuchaniu został zwolniony do domu. Przyznaje, że w przeszłości był karany. Na wolności jest od pięciu lat. Ma kuratora. Dariusz Sz. twierdzi, że próbował pomóc Annie B. Jej rodzinę oskarża, że chcą go pogrążyć.

- Zarzucam sobie tylko to, że tak późno zadzwoniłem po pogotowie. Ale Anna mnie od tego odwodziła, mówiąc, że ból przejdzie. Od rodziny uciekła uciekła, gdy skończyła 18 lat. To patologiczna rodzina. Nie zabiłem Anny. Nie miałem żadnego powodu. Byłem karany, ale swoje winy już odkupiłem - zapewnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński