Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy zostawiamy napiwki? "Czasem można z nich zarobić drugą pensję" [wideo]

Maciej Pieczyński [email protected]
Najczęściej napiwki zostawiamy za miłą obsługę i poświęconą nam uwagę.
Najczęściej napiwki zostawiamy za miłą obsługę i poświęconą nam uwagę. Archiwum
Miła obsługa i zainteresowanie klientem - to najczęstsze powody, dla których zostawiamy w lokalu czasem większą kwotę niż ta na rachunku. Nie zawsze ten bonus trafia do kelnerki.

- Napiwki zostawiam zawsze, niezależnie od obsługi - mówi Joanna, studentka. - Choćby parę złotych. Wydaje mi się, że tak wypada. To już tradycja. Trzeba doceniać tę ciężką pracę. Tym bardziej, że sama kiedyś pracowałam w takim charakterze, i wiem, jak bardzo niewdzięczne to zajęcie, i jak mało płatne.

- Tradycja?! Bez sensu. Kelnerka wykonuje swoją pracę, za którą ma określoną stawkę. Jakoś w sklepie nikt nie zostawia napiwków, niezależnie od jakości obsługi - mówi z kolei Marcin, dziennikarz. Dodaje jednak: - Tak, zdarza mi się zostawić parę złotych więcej. Ale to tylko w dwóch przypadkach. Po pierwsze: jeśli obsługa naprawdę jest niestandardowo miła. Po drugie: jeśli kelnerka jest atrakcyjna, i liczę na coś więcej niż jej uśmiech.

Przy średnich zarobkach kilku złotych brutto (w niektórych lokalach nawet 3 zł) na godzinę taki bonus bywa bardzo znaczącym dodatkiem do oficjalnej wypłaty.

- Z napiwków udawało mi się wyciągnąć drugą pensję - mówi Agnieszka, do niedawna kelnerka w jednym ze świnoujskich barów. - Ale szef był zazdrosny. Kazał mi się dzielić ze sobą. Miałam wrzucać napiwki do specjalnej puszki. Portfel i torebkę musiałam zostawiać w szatni, żebym nie miała gdzie chować dodatkowych pieniędzy. Kiedy klienci chcieli Agnieszce zostawić napiwek, mówiła otwarcie i głośno: "dziękuję, ale to i tak mi szef zabierze", ku wściekłości pracodawcy. - Mimo wszystko radziłam sobie - mówi była kelnerka. - Klienci dawali mi napiwki po kryjomu, a ja chowałam je w etui od szminki. Ale długo tak nie miałam zamiaru walczyć z szefem. Odeszłam.

Najczęściej napiwki trafiają jednak ani bezpośrednio do szefa, ani jedynie do kelnerki.

- Wrzucamy napiwki do wspólnej puli - mówi Anna, pracująca w jednym ze szczecińskich pubów. - Mimo, że dzielimy się na pięć osób, często jest tak, że na jedną kelnerkę wychodzi suma większa niż dniówka. Szef nie ingeruje w napiwki. W końcu to my jesteśmy nagradzani za pracę przez klientów, a nie szef.

- U nas napiwki trafiają wyłącznie do barmanów - mówi Agata, barmanka w szczecińskim klubie studenckim. - W tygodniu niewiele pieniędzy z tego wychodziło. Najlepszy utarg z napiwków mamy w niedzielę, kiedy jest u nas karaoke. Ale nawet wtedy szef nie ingeruje w nasze dodatkowe zarobki.

Właściciele lokali oficjalnie zapewniają, że kwoty uzyskiwane z napiwków ich nie interesują.

- Mamy dosyć wysublimowaną klientekę, często są to goście zagraniczni, więc domniemam, że moi kelnerzy zarabiają w ten sposób sporo - mówi Mariusz Luszczewski z Buddha Thai & Fusion Restaurant.

- W moim lokalu, z tego co wiem, napiwki dzielone są na kelnerów, barmanów i kucharzy - mówi Wojciech Bieńkowski, właściciel Kro Kafe. - Wiem, że w niektórych lokalach właściciele ingerują w te zarobki, ale u mnie tak nie jest. Byłbym świnią, gdybym zmuszał kelnerki do oddawania mi choćby części swoich napiwków!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński