Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artur Balazs: Poprzedni rok był dla rolników trudny, a nowy też niesie ze sobą wyzwania

Bogna Skarul
Bogna Skarul
Artur Balazs
Artur Balazs Andrzej Szkocki
Rozmowa z Arturem Balazsem, politykiem, byłym ministrem rolnictwa w rządzie Jerzego Buzka.

Jakie jest pana stanowisko w związku z protestami niemieckich i polskich rolników.

Rok 2022 był rewelacyjny. Uważam, że bardziej korzystnego, jak 2022 rok - jeśli chodzi o dochody rolników - to nie było. Natomiast mijający rok - 2023 - był bardzo trudny dla rolników i to przede wszystkim ze względów na import produktów rolnych z Ukrainy. Te płody rolne z Ukrainy w pewien sposób destabilizowały nasz rynek. To spowodowało znaczne obniżenie cen skupu, praktycznie wszystkich produktów rolnych, ale przede wszystkim zbóż i rzepaku. Spadek cen skupu był nawet 50-procentowy. Tym samym rolnikom rachunek ekonomiczny się nie spinał. Rolnicy musieli do swojej produkcji dopłacić. I to właśnie spowodowało liczne protesty, w tym też ten ostatni protest na granicy z Niemcami.

Polscy rolnicy byli pierwsi z protestami.

Możemy mieć trochę satysfakcji, że niemieccy rolnicy też doszli do wniosku, że w rolnictwie europejskim niezbyt dobrze się dzieje.

Kto jest temu winien?

Za sytuację destabilizacji rynku i takie - bez żadnej odpowiedzialności - otwarcie rynku europejskiego na potencjał ukraiński, który jest niewyobrażalny, obciążam wspólną politykę rolną. Okazało się, że ona nie zadziałała. Rolnictwo europejskie jest rolnictwem, które produkuje bardzo dobry towar. Te produkty rolne mają certyfikaty, są bezpieczne i obłożone różnymi ograniczeniami i obwarowaniami. Natomiast rolnictwo ukraińskie nie podlega takim kryteriom. A te wszystkie warunki jakie trzeba spełnić, jeśli chodzi o środki ochrony roślin czy o dobrostan zwierząt, są bardzo kosztowne. Siłą rzeczy, produkcja rolna w Polsce jest dużo droższa niż ukraińska. Poza tym ziemia w Ukrainie jest doskonała. Tam są często gospodarstwa po kilkaset, kilka tysięcy, nawet po milionie hektarów. My nie możemy się z nimi porównywać. Otworzenie europejskiego rynku na produkty rolne z Ukrainy, bez żadnych ograniczeń, bez żadnej kontroli na ten potencjał ukraiński, musiało spowodować destabilizację i zachwianie produkcji i kompletne zachwianie opłacalności na polskim rynku. I te protesty właśnie tego dotyczą.

Jakaś recepta na tę sytuację?

Moja teza, jaką głoszę od początku, jest taka, że bez udziału Komisji Europejskiej, która musi wziąć na siebie odpowiedzialność za pewne kwotowanie - nawet przy wielkiej sympatii dla Ukraińców i wsparciu w czasie wojny (sam pod swój dach przyjąłem rodzinę Ukraińców), to się nie uda. Nie można dopuścić do destabilizacji i upadku polskiego i europejskiego rolnictwa.

Ale przecież od 2019 roku Komisarzem Unii Europejskiej ds. rolnictwa jest Janusz Wojciechowski.

Właśnie, przecież Komisja Europejska ma możliwości i obowiązek chronić europejskie rolnictwo. Z Komisarzem ds. rolnictwa Januszem Wojciechowskim wiązałem duże nadzieje. Niestety, okazały się płonne. Obwiniam jego, między innymi, za ten stan rzeczy, jakie obserwujemy na granicy. Ale też za to, że nie potrafił uświadomić całej Komisji Europejskiej konsekwencji otwarcia rynku na produkty rolne z Ukrainy. Teraz jest czas na zweryfikowanie tych decyzji.

Czyli?

Naturalnie trzeba dopuścić produkty rolne z Ukrainy na rynek europejski, ale kwotować rodzime produkty rolne. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, aby kraje wchodzące do Unii Europejskiej działały na rynku europejskim na zasadach "wolnej amerykanki". Tym bardziej, że ten potencjał ukraiński zagraża takiej uczciwej konkurencji. Teraz trzeba wprowadzić dla produkcji rolnej z Ukrainy wymogi fitosanitarne. Trzeba wyegzekwować od Ukrainy dobrostan zwierząt i kwot produkcyjnych.

A co z tranzytem?

Oczywiście jest problem tranzytu przez Polskę tych produktów rolnych. Polska stała się głównym krajem tranzytowym. Ale nie tylko my. Wszystkie kraje tranzytowe są w szczególności narażone na destabilizację rynku rolnego. Bez aktywności i udziału Komisji Europejskiej tego też się nie rozwiąże. Nie wiem czy komisarz Janusz Wojciechowski sobie z tym poradzi.

A tak praktycznie - co by pan doradził?

Według mnie, żywność z Ukrainy i import musi być związany z przyjęciem tych samych kryteriów dotyczących jakości żywności jakim podlega produkcja w krajach Unii Europejskiej. Ale - co podkreślę - bez kwotowania tej produkcji nie uda się tego ustabilizować. Bo ten potencjał Ukrainy jest tak duży, że my tej konkurencji nie wytrzymamy. Rzeczywiście, istnieje w tej chwili poważne zagrożenie, zwłaszcza dla tych najlepszych gospodarstw, które produkują na nasz rynek. A tutaj ani polski rząd, ani Komisja Europejska nie może być bezradna. W tej chwili potrzebne są i to szybko działania stabilizujące.

To kwotowanie powinno dotyczyć całej Europy?

Są w Europie kraje, które chętnie kupią produkty rolne, ale my, tu w Polsce, jesteśmy głównie eksporterem zbóż. Nam to zboże z Ukrainy tylko destabilizuje rynek, to samo dotyczy rzepaku. W tej chwili trzeba indywidualnie do poszczególnych krajów zaproponować kwotowanie i dopasować do ich produkcji rolnej. To zadanie obecnego rządu. To on musi podjąć działania regulujące.

Artur Balazs Opozycjonista w PRL, członek rady ministrów po 1989 roku. Tworzył struktury Solidarności Rolników Indywidualnych. W stanie wojennym internowany. Uczestnik obrad okrągłego stołu. Członek Unii Demokratycznej. Poseł, senator. Założyciel Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Doradca Samoobrony.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński