Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tej kampanii nie ma agresji, są za to bezsensowne konferencje prasowe

ROZMAWIAŁA YNONA HUSAIM-SOBECKA
Dr Łukasz Tomczak, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Dr Łukasz Tomczak, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Masowe i bezsensowne konferencje prasowe, podstawki pod piwo i długopisy, słabe hasła - tak kampanię wyborczą w Szczecinie podsumowuje dr Łukasz Tomczak, politolog z Uniwersytetu Szczecińskiego.

- Co pana zaskoczyło w tej kampanii wyborczej?

- Zaskoczył mnie brak wyraźnie przygotowanej wizji kampanii tak naprawdę przez wszystkie komitety i wszystkich kandydatów na urząd prezydenta. W poprzednich wyborach widać było osobowości i pewne pomysły na kampanię, realizowane cyklicznymi etapami. Takimi osobowościami byli Jacek Piechota, czy Teresa Lubińska. Drugą rzeczą, która mnie zaskoczyła, a myślę także samych kandydatów, to nieskuteczność konferencji prasowych, które 4 lata temu nadawały ton kampanii. Z tego co widać obecnie, zbyt wielu kandydatów poszło tą samą drogą. Dlatego nasilenie tych konferencji uniemożliwia zmieszczenie istotnych informacji na łamach prasy, czy w mediach elektronicznych. Kolejna rzecz, która zastanawia to sam sposób prowadzenia kampanii. Zwrócę uwagę na to, że wiele materiałów wyborczych kandydatów nie ma wiodącego hasła wyborczego. Nastawione są na samą promocję nazwiska. Nawet nie na promocję listy.

- Konferencje prasowe są mało skuteczne, może zatem kandydaci powinni zdecydować się na spotkania z wyborcami, rozdawanie jabłek pod zakładami pracy? W jaki sposób kandydaci na prezydenta powinni się promować?

- Jeżeli chodzi o konferencje, to mniejsza jest skuteczność darmowego dotarcia do mediów. Na bezpośrednie spotkania z wyborcami zdecydowali się Jędrzej Wijas, Małgorzata Jacyna-Witt, czy Bartłomiej Sochański. To jest chodzenie od drzwi do drzwi, rozdawanie osobiste ulotek. Pamiętam jednego z kandydatów do rady miasta w kampanii 1998 roku, rozdawał gruszki, które kojarzyły się z jego nazwiskiem.

- W tej kampanii praktycznie nie ma gadżetów. Do tej pory kandydaci rozdawali jabłka, długopisy, breloczki, a nawet chusteczki higieniczne z wizerunkiem i nazwiskiem na opakowaniu.

- Różne gadżety już widziałem. Wiem, że kandydaci przygotowali je i być może są rozdawane. Ale nie jest to taka ilość jak 4 lata temu. Spotkałem podstawki pod piwo i długopisy. Chusteczki to kampania Platformy z poprzedniej kampanii.

- Czy hasła wyborcze kandydatów są trafione i pomagają w kampanii?

- Hasło Piotra Krzystka "Zmieniajmy dalej" byłoby dobrym hasłem, gdyby wyborcy rzeczywiście doceniali zmiany, albo w ogóle zauważali, że zmiany były. To jest dobre hasło dla takiego polityka,który przeprowadził konkretne działania. W 2001 roku AWS w kampanii wyborczej odwoływał się do 4 reform, które przeprowadził. Każdy włodarz miasta może poszczycić się jakimiś przeciętymi wstęgami, nawet jeśli były to rzeczy zapoczątkowane przez poprzedników. Pytanie jest takie: czy wyborcy obserwując ulice, budynki, zauważają, że miasto się zmieniło pozytywnie?

- Oczywiście, że miasto się zmieniło, nawet bardzo. Upadła stocznia.

- Mówiłem raczej o pozytywnych zmianach. Upadek stoczni to problem hasła kandydata PO Arkadiusza Litwińskiego "Praca dla szczecinian". Ugrupowanie o wysokim sondażowym poparciu może wygrać, choć hasło w tym wypadku może być nietrafione. Hasło powinno być podsumowaniem programu. Dobrze jest gdy zbiega się z tym, co polityk czynił dotąd. Jeżeli reprezentuje formację, za rządu której doszło do niekorzystnych zmian na rynku pracy, to hasło mówiące, że zmniejszy się bezrobocie, brzmi mało wiarygodnie.

- A hasło Bartłomieja Sochańskiego "Obudźmy Szczecin"?

- Rolą władzy jest nie tyle pobudzanie mieszkańców, co proponowanie pewnych rozwiązań. Szczecinianie się nie obudzą, jeżeli nie będzie prowadzona jakakolwiek aktywna polityka. "Obudźmy Szczecin" oznacza, że miasto ma się uaktywnić i zacząć działać samo z siebie. Nie wiem, czy to zadziała na wyborców. To hasło niczego nie proponuje.

- 4 lata temu kandydaci mieli jasno sprecyzowane programy wyborcze. W punktach pokazywali co chcą zrobić w czasie swojej kadencji. W tej chwili kandydaci obiecują nam, że będziemy piękni, zdrowi i bogaci, nie pokazując w jaki sposób chcą tego cudu dokonać.

- Pełny, rozbudowany program wyborczy pokazał Jędrzej Wijas. Tam jest bardzo dużo konkretów. W tym programie nacisk położono na dwie części. Z racji zainteresowań kandydata SLD ciekawa jest część dotycząca kultury i bardzo mocno i precyzyjnie zarysowana część dotycząca komunikacji miejskiej. Główne założenia programu powinny być jednak przedstawione w punktach i tak prezentowane wyborcom.

- W przypadku Wijasa program miesza się z diagnozą. Jest napisany w sposób zawiły.

- To jest program dla tych, którzy chcą czytać. Nie każdy wyborca to robi, część tylko spogląda. Całkiem niezłą ofertę przedstawiła Małgorzata Jacyna-Witt. Jak na kandydatkę niezależną, ma bardzo rozbudowany program. Program "punktowy" zaprezentował Bartłomiej Sochański. To program, który opiera się na jego dorobku jako prezydenta. Omawia jego poszczególne części na kolejnych spotkaniach. Piotr Krzystek zbyt późno rozpoczął kampanię. Szczerze mówiąc, miałem problem z dotarciem do jego programu. Mówi głownie o swoich osiągnięciach jako prezydenta. Krzysztof Zaremba w trakcie kampanii wypowiadał się na różne tematy, ale nie dostrzegłem u niego jednolitego dokumentu programowego. To są odniesienia do różnych spraw, które akurat są omawiane. Arkadiusz Litwiński poszedł drogą Jacka Piechoty sprzed 4 lat. Odsłania kolejne punkty programowe, ciekawie prezentuje je też na stronie internetowej. Ale rozpoczął omawianie dosyć późno i obawiam się, że nie wszystkie wątki na czas dotrą do odbiorcy. Kampania jest dość krótka. Myślę jednak, że wyborcy nie tyle zwracają uwagę na program określonego kandydata co jego osobowość, ważne jest nie tyle co mówi ale jak.

- Kampania samorządowa ubiegłej kadencji w istotnej części toczyła się na salach sądowych. Kandydaci nie przebierali w środkach. Ostatni akt tej kampanii rozegrał się rok temu, kiedy to Piotr Krzystek po wyroku sądu stracił mieszkanie. Teraz kampania jest znacznie łagodniejsza.

- W tej kampanii rzeczywiście nie ma agresji, nie ma personalnych ataków, charakter debaty jest łagodny. Wolałbym widzieć konflikt merytoryczny, dotyczący innej wizji rozwoju Szczecina. Chciałbym, by jeden kandydat mówił np., że chce budować centrum miasta wokół pl. Orła Białego. Inny przekonywał, że powinno to być na Łasztowni. Byłby to realny spór. Jest za to rzecz ciekawa, której nie było w innych kampaniach. To są sprawy światopoglądowe. Na konferencjach co najmniej dwóch kandydatów mówi o niezależności państwa od kościoła. Tę kwestię podnosi przede wszystkim Jędrzej Wijas. Podobnie sprawę stawia Arkadiusz Litwiński. Wiąże się to z działaniami dotychczasowego prezydenta, który zostawał w bliskich stosunkach z miejscową hierarchią kościelną. Chodzi o przekazanie majątku szpitala. Podobne kwestie poruszane są teraz na scenie krajowej.

- Jak głosują szczecinianie? Biorą pod uwagę to, jak kandydat się prezentuje, czy ma ciekawy program, czy też decydująca jest przynależność partyjna?

- W Szczecinie liczył się dotychczas elektorat partyjny. Jeżeli chodzi o sejmik samorządowy, ważne są trzy - cztery komitety dużych partii politycznych, tak przynajmniej było dotychczas. W tym wypadku decyzja na kogo zagłosować zapada często na długo przed wyborami. W okresie kampanii wybieramy tylko konkretne nazwisko. Dużo jest jednak osób, które nie chcą głosować na partie, bo uważają, że samorząd nie powinien być partyjny. Wtedy szukają sobie innych kandydatów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński