MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trefl Sopot doprowadził do remisu w finale Orlen Basket Ligi. Ograł Kinga Szczecin skutecznością

Jakub Lisowski
Jakub Lisowski
Trefl Sopot zademonstrował w Szczecinie bardzo wysoką dyspozycję.
Trefl Sopot zademonstrował w Szczecinie bardzo wysoką dyspozycję. SW
Świetna skuteczność Trefla Sopot w rzutach za trzy przesądziła o wygranej na parkiecie Kinga Szczecin. W Netto Arenie miało być święto, koronacja, a była mała stypa. O mistrzostwie Polski zadecyduje niedzielny mecz w Sopocie.

King przystępował do spotkania pod presją. To był dla szczecinian ostatni mecz przed swoją publicznością, więc jeśli nie chcieli rozstrzygać rywalizacji z Treflem w Sopocie - musieli wygrać. Rywale - też byli w trudnej sytuacji: przegrywali w serii do czterech zwycięstw 2:3 i porażka kończyła ich sezon ze srebrnymi medalami. Ich marzenia były ambitniejsze.

Trefl musiał liczyć, że znów zaprezentuje się równie dobrze w obronie, jak w piątym spotkaniu przed swoją publicznością, gdy jego przewaga była już kilkunastopunktowa.

- Jestem przekonany, że tak słabo w obronie już nie zagramy - zaznaczał trener Kinga Arkadiusz Miłoszewski. I faktycznie King potrzebował znacznie lepszej dyspozycji na swoim parkiecie.

King rozpoczął mecz z jedną zmianą w pierwszej piątce. Miłoszewski zdecydował się na zmianę: Tony Meier zastąpił Kacpra Borowskiego. A Trefl bez zmian w porównaniu z poprzednim występem.

Pierwsze minuty dla gości. Proste akcje i skuteczność. Po rzucie Paula Scruggsa było nawet 9:2, a po ponowionej akcji Jarosława Zyskowskiego nawet 11:2. Szkoleniowiec gospodarzy wyczuł, że coś nie klei się w defensywie i Meiera zastąpił Michałem Nowakowskim. Nie bardzo pomogło i już w 6. minucie trener Kinga musiał poprosić o czas. Trefl prowadził 17:4 i grał zdecydowanie lepiej - przemyślane akcje, trzy trójki (dwa razy Scruggs, jedna Andiego van Vlieta) i dobra defensywa. King miał kłopot w ofensywie i przysypiał w tyłach.

Po wznowieniu gry gospodarze przeprowadzili kombinacyjną i skuteczną akcję którą wsadem wykończył Morris Udeze. Goście mogli szybko odpowiedzieć, ale Goeffrey Groselle spudłował dwa osobiste, więc King zaczął odrabiać straty. Przy stanie 12:17 o czas poprosił Żan Tabak, a ta seria punktowa rozgrzała publiczność.

Gorąco było też na parkiecie do końca odsłony. Trefl popełniał błędy, a King naciskał i punktował. I gdyby nie trzypunktowa akcja Zyskowskiego plus trójka na syrenę Jakuba Schenka to szczecinianie by prowadzili. Goście mieli jednak sporo szczęścia w tych akcjach i w 10. minucie prowadzili 23:19. King mógł być jednak podbudowany, jak szybko odrobił większość strat.

Po minucie gry w II kwarcie był już remis. Wystarczyły dwa rzuty z półdystansu Michale Kysera, ale i mocna praca w obronie. Na prowadzenie rzucał Meier, po chwili Avery Woodson, ale piłka obijała obręcz. Gościom tej skuteczności nie brakowało i odskoczyli na 23:28. King znów potrzebował przełamania i wydawało się, że to nastąpiło po kontrze Matta Mobley'a (trzypunktowa akcja). Ale przez kolejną minutą punktowali goście (26:34) i Miłoszewski znów poprosił o czas. Pomogło, King się zbliżał, ale goście fantastycznie trafiali zza łuku, pilnowali przewagi i ją do długiej przerwy utrzymali (45:50).

Bez wątpienia Trefl rozgrywał swoje najlepsze 20 minut w finałowej serii. Po pierwszej połowie miał 9 trójek na 15 prób. Sam Paul Scruggs - 5/6. Przy takiej skuteczności budował swoją przewagę. King odpowiadał walką, rozkręcał się w ataku i dawał kibicom nadzieję, że po zmianie stron w końcu zatrzyma przeciwnika.

King po wznowieniu gry znów włączył tryb "walka" i po niespełna pięciu minutach był remis 56:56. I to pomimo tego, że Aaron Best odpalił kolejną trójkę, a do kosza wciąż nie mógł się wstrzelić Woodson. Przy stanie 58:58 Groselle spudłował osobiste, a po trójce Zaca Cuthbertsona King wyszedł na prowadzenie 61:58. Euforia trwała jednak krótko. Trefl odbudował się szybko, wrócił na prowadzenie. W 28. minucie prowadził 68:63, a na koniec odsłony 74:65. Nadal trafiał z dystansu (13/20), a King nie miał na to recepty.

W IV kwarcie musiał ją znaleźć. Musiał rzucić się na przeciwnika i jeszcze mocniej ograniczyć mu swobodę rzutu. Na początku goście szybko popełnili cztery przewinienia, ale po kolejnej trójce - trzymali przewagę. A po kontrze i punktach van Vlieta Trefl prowadził nawet 82:72 na 6 minut przed końcem.

Trener Miłoszewski po czasie wprowadził na parkiet Woodsona. Wierzył, że zawodnik przełamie się i zacznie punktować. Amerykanin spudłował jednak dwa rzuty, a po chwili łatwą okazję zmarnował też Nowakowski. King cierpiał przez brak skuteczności, a czas uciekał. W 36. minucie trójkę znów trafił van Vliet, a Trefl prowadził 85:73. Sytuacja była krytyczna i jak się okazało - King się już z niej nie wydostał.

6. mecz finału Orlen Basket Ligi

King Szczecin - Trefl Sopot 80:101
Kwarty: 19:23, 26:27, 20:24, 15:27.
King: Mazurczak 20 (2), Woodson 0, Cuthbertson 17 (2), Meier 4, Udeze 9 - Żołnierewicz 7, Kyser 9, Mobley 7 (1), Nowakowski 5 (1), Borowski 2.
Trefl: Varadi 5 (1), Best 5 (1), Scruggs 17 (1), Zyskowski 21 (3), Groselle 8 - Schenk 20 (3), Barnes 3, Witliński 4, van Vliet 18 (4).

Stan rywalizacji: 3:3. Siódme spotkanie zostanie rozegrane w niedzielę o godz. 20 w Sopocie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mbappe nie zagra z Polską?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński