Ich konto przyciąga apetycznie zaprezentowanym jedzeniem. Zachęca też szczerymi recenzjami potraw, które widzimy na zdjęciu czy w krótkim wideo. Próżno szukać tam ich wizerunków. Jak sami mówią, taki format pozwala na większą rzetelność.
– Bywa, że rozpoznani w lokalu influencerzy dostają np. staranniej przygotowane danie. Chcieliśmy tego uniknąć. Wiadomo, że tworzenie treści w intrenecie bez pokazywania twarzy jest trudniejsze. Być może, jak zbierzemy większą grupę odbiorców, to będziemy myśleć o „ujawnieniu”, ale póki co tak jest dobrze – mówią.
Na co dzień nie są związani z branżą gastronomiczną. Działalność w social mediach nie jest ich źródłem dochodu więc mogą sobie pozwolić na recenzje bez konwenansów.
– Nie nastawiamy się na typowe bartery czy współprace, które mógłby ograniczać nasze opinie lub wpływać na wybór miejsc, które odwiedzamy.
ZOBACZ TEŻ:
A chodzą nie tylko do nowo otwartych lokali. Zaglądają tam, gdzie zmienia się menu, a także do miejsc trochę już zapomnianych. Robią też „Szczecin Battle”, czyli wybory najlepszej kulinarnej propozycji w danej kategorii. Na pierwszy ogień poszły croissanty (jeżeli chcecie się dowiedzieć, które okazały się najlepsze zajrzycie na ich profile). Śmieją się, że wspólnym jedzeniem wyrażają swoje wzajemne przyjacielskie przywiązanie. A realizacje zdjęciowo-filmowe są pasją części ich ekipy.
– Aparat się już kurzył. Został zakupiony w innym celu i czułem, że żona za moment zrobi z nim porządek jeżeli ja nie zrobię z niego użytku – mówi rodzynek w tym trio.
– Ale ten profesjonalny fotograficzny sprzęt to także nasze przekleństwo. Zanim wszystko obfotografujemy i nagramy, jemy zimne. Jedno z nas kręci wideo, jedno robi zdjęcia, a jedno pospiesza resztę, bo chce już jeść.
Gdy zamawiają pozycje z menu proszą, by wszystko podać razem. Dopiero, gdy dania są już na stole rozstawiają sprzęt. Mówią, że dwie minuty poświęcone na uchwycenie tego, co na talerzu to bardzo dobry wynik.
– To może zabawnie i intrygująco wyglądać, gdy po otrzymaniu dań szybko wyciągamy sprzęt i zaczynamy sesję. A w tym całym kontrolowanym chaosie bywają przecież jeszcze psy – śmieją się.
Szczecińskie lokale okazują się dog friendly. Jak dotąd nikt nie wyprosił ich z psem. Ba! Streatujący labrador ma swoje ulubione miejsce na Pogodnie na psie ciastka i lody.
– Nad polskim morzem spotkaliśmy się z restauracją, w której serwowane jest specjalne, oddzielne menu dla psiaków – może kiedyś i ten trend do nas zawita.
Postawiliśmy całą Trójkę w ogniu szybkich pytań o szczecińską (i nie tylko) gastronomię. Oto co nam odpowiedzieli.
Jakimi knajpami stoi Szczecin, a jakich mogłoby być więcej?
- Dużo jest włoskich klimatów, a w tym oczywiście pizzy. Brakuje kuchni bliskowschodniej, wschodnioazjatyckiej, greckiej.
Trzy grzechy główne szczecińskiej gastronomii?
- Uboga restauracyjna oferta na dowóz. Wtórność w menu. Mało efektowny sposób podania i prezentacja dań. (Tu zgodnie żałują, że szczecińskie lokale tak mało uwagi poświęcają swoim social mediom i efektownemu, dopracowanemu prezentowaniu tam swoich potraw. Zwłaszcza, że je się najpierw oczami).
Polskie danie, które mogłoby podbić świat?
- Kopytka (bo można je kulinarnie ograć na naprawdę wiele sposób i mogą być zaskakująco lekkim daniem). Gołąbki, które nazywają polskim sushi I bardziej lokalnie – pasztecik z barszczem.
Fast food, do którego można chodzić bez wrzutów sumienia?
- Kraftowy kebab. (Jak na Szczecin przystało)
Słodko-kwaśna sałata do obiadu
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?