Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogoń była zbyt zagubiona, nonszalancka i przede wszystkim głupia i naiwna. Komentarz po meczu z Legią

Michał Elmerych
Michał Elmerych
Pogoń przegrała w Szczecinie z Legią Warszawa 3:4
Pogoń przegrała w Szczecinie z Legią Warszawa 3:4 Andrzej Szkocki/Polska Press
Obejrzałem mecz z trybun, powtórkę w telewizji, posłuchałem relacji jaką dla podcastu "My Portowcy" zrobiliśmy z Maciejem Chudzikiem i takie mam (długie) przemyślenia.

1:0

Pogoń mogła ten mecz z Legią wygrać (o ile mogła) tylko sposobem. Już od pierwszych minut było widać, że nie ma szans na granie takie jak z Cracovią. Legia podeszła wyżej i rządziła w środku pola. Próby zmiany tej sytuacji były skazane na porażkę, bo od początku zawodnicy ze Szczecina nie potrafili sobie z tym poradzić. Można było za to wykorzystać luki, jakie zostawały (czasami) na legijnych boiskach. Tak jak udało się to w akcji bramkowej. Tylko że to był też jednorazowy wybryk, bo drugiej takiej szansy Pogoń już nie dostała. Legia jest bowiem zespołem, który bardzo szybko reaguje na to co dzieje się na boisku podczas gry.

1:1

Każdy wie, jak warszawski zespół konstruuje swoje akcje. Że nie można im zostawić zbyt wiele wolnego miejsca. Akcja na 1:1 pokazała, że Pogoń w przeciwieństwie do swojego rywala nie odrobiła lekcji. Każdy z zawodników Legii miał w tej akcji tyle wolnego miejsca, że mógł przed podaniem do kolegi wypić kawę i przeprowadzić pogawędkę z przyjacielem. Wokół dośrodkowującego Wszołka nie było nikogo w promieniu 10 metrów. Próba doskoczenia przez Wahlqvista do Pekharta też była szczerze pisząc śmieszna. To było tak bardzo złe, że aż odrażające.

2:1

Nie oszukujmy się, że Pogoń przeprowadziła w meczu z Legią wiele akcji dających szansę na to, by ten mecz wygrać. Było kilka zagrań, ale zazwyczaj kończyły się one stratą lub próbą uderzenia w sytuacji kiedy nie było już możliwości zagrania do któregokolwiek zawodnika w pasiastych koszulkach. Bramka Koulourisa wzięła się też nie ze świetnej akcji, ale z błędu Josue. Grek po prostu wykończył akcję, tak jak powinien zrobić to napastnik mający takie jak on umiejętności. To była pierwsza stracona przez Legię bramka w drugiej połowie ekstraklasowych spotkań tego sezonu.

2:2

Grając z takim zespołem jak Legia, mając jednego zawodnika więcej i prowadząc w meczu – cel powinien być jeden. Za wszelką cenę uniknąć wyrównania. Za wszelką cenę. Tymczasem po Legii absolutnie nie było widać, że Jędrzejczyk zakręca właśnie wodę pod prysznicem i nie ma go na boisku. Od stanu 2:1 to zespół Runjaicia konsekwentnie dążył do wyrównania. Zawęził pole gry po stracie, a jednocześnie korzystał z siły swoich wahadłowych. Tak jak w przypadku Patryka Kuna. W 69 minucie Biczachczjan był tak daleko od niego, że Kun spokojnie dośrodkował. Piłka leciała wysoko i dość długo. Za krótko jednak, by Koutris ogarnął, gdzie jest Paweł Wszołek. A ten był w rogu pola bramkowego i stamtąd głową zdobył bramkę. Z narożnika pola bramkowego, w trudnej sytuacji. Może mogłaby być ona trudniejsza gdyby Koutris, chociaż wyskoczył do legionisty. A może gdyby Valentin Cojocaru podjął próbę interwencji…

3:2

Pogoń dwa razy próbowała w tym meczu rozegrać rzut rożny posyłając piłkę do stojącego przed polem karnym Wahana Biczachczjana. Nie do końca się to udało, bo raz piłka trafiła na prawą nogę, za drugim leciała tak długo, że do zawodnika Pogoni wyskoczył legijny obrońca. Paradoksalnie udało się w momencie kiedy nie było to planowane, a piłka do Biczachczjana trafiła wybita przez obrońcę Legii. Po raz kolejny los dał Pogoni szansę. Tym razem to ona bardzo szybko odpowiedziała na gola Legii. Tylko że do końca meczu pozostało jeszcze ponad 20 minut. I to okazało się przekleństwem Pogoni. Bo nie wszyscy zawodnicy (przynajmniej tak twierdzi Gustafsson) mogli kontynuować grę. Tymczasem ta faza meczu wymagała doświadczenia, które mogą dać tylko ograni zawodnicy. Tego doświadczenia ściągniętych z placu: Gorgona, Wahlqvista i Grosickiego zabrakło. Próba obrony wyniku Pawłem Stolarskim i Kacprem Smolińskim była przynajmniej naiwna.

3:3

Naiwna tak jak gra Pogoni i popełniane błędy. Wspomnianego już Alexa Gorgona zastąpił kilka minut przed golem na 3:2 Luka Zahović. Taki nasz mały szczeciński piłkarski frustrat. Zawodnik zdolny do rozegrania piłki na jeden kontakt (vide bramka na 2:1 z Koroną), ale przede wszystkim piłkarz holujący piłkę. A takie zachowanie było w tym meczu karane. Zdarzyło się kilka razy Rafałowi Kurzawie (dobry mecz kolejny), Josue (po jego stracie był gol dla Pogoni) i zdarzyło się też Zahoviciowi. Kiedy stracił piłkę trzydzieści metrów od własnej bramki, Juergen Elitim miał praktycznie autostradę do pola karnego Pogoni. Nawet do niego nie dobiegł. Uderzył z 20 metrów, a piłka odbiła się jeszcze od Mariusza Malca i bramkarz nie miał szans na skuteczną interwencję. Miałby nawet pomimo rykoszetu gdyby został na linii. Cojocaru stał jednak na piątym metrze. W tym momencie mecz zaczął przechylać się na stronę zespołu gości.

3:4

Gamboa i Ulvestad a między nimi Kapuadi. Pięć metrów od bramki Pogoni. Kto wygrywa walkę w powietrzu? Tak zawodnik Legii. Trzy z czterech bramek, jakie straciła Pogoń w tym meczu padły po uderzeniach głową. Młodzież zwykła mówić w takich sytuacjach: przypadek? Nie sądzę. Legia swoją mądrością, determinacją, walorami piłkarskimi zasłużyła na zwycięstwo. Pogoń była w tym meczu zbyt zagubiona, nonszalancka i przede wszystkim głupia i naiwna.

Wstydzimy się – to słowa trenera Jensa Gustafssona z pomeczowej konferencji. I jest czego. Kryminału w grze defensywnej (cztery gole Legii, to nie wszystko, co działo się pod szczecińską bramką), absolutnego braku alternatywy na wysoko ustawioną jedenastkę z Łazienkowskiej, żadnego pomysłu na to jak spróbować rozerwać zwarte szeregi zawężonej ekipy Runjaicia mając na boisku jednego zawodnika więcej. Jest się czego wstydzić…

Mam nieodparte wrażenie, że Szwed jest w Pogoni spóźniony o kilka lat. Dokładnie o sześć. Gdyby został trenerem Pogoni w dobie, kiedy klub nie musiał za wszelką cenę walczyć o miejsce dające możliwość gry w europejskich eliminacjach, by związać koniec z końcem, nie miałby aż takiej złej prasy. Widowiska, jakie czasami tworzy Pogoń pod jego wodzą, przypadłyby do gustu kibicom Pogoni sprzed lat. Tylko że w międzyczasie wiele się zmieniło. Pogoń z zespołu środka tabeli doszlusowała do czołówki. Zdobywała medale i chociaż nie wygrywała regularnie z potentatami ekstraklasy (ostatnie zwycięstwo z Rakowem to historia sprzed dwóch lat, a ostatnia wygrana z Lechem sprzed trzech), to jednak biła się o czołowe lokaty. Dziś można mieć wątpliwości, w jakim kierunku Pogoń zmierza. Wciąż jest bowiem za silna dla takich drużyn jak Cracovia (pod warunkiem że dostanie miejsce do gry) i za słaba na Radomiaka, Śląsk, ŁKS, Zagłębie Lubin i Legię.

Z nadzieją i niepokojem czekam na kolejny egzamin. W niedzielę z Lechem. Wtedy moim zdaniem padnie ostateczna odpowiedź na pytanie – dokąd zmierza ten zespół. I można będzie zacząć zastanawiać się: co dalej. A to nie jest taka prosta sprawa.

ps. Sędzia Musiał i Mariusz Malec nadają się na osobne wpisy.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński