Do tragedii doszło wczoraj w bloku przy ul. Jana Kazimierza w Szczecinie. Zmarła kobieta to 62-letnia Barbara B. Dwóch mężczyzn, z którymi piła, przewieziono do szpitala. Stan jednego z nich szybko się pogarszał - po południu zaczął mieć kłopoty ze wzrokiem. Do szpitala trafiło też pięciu ich sąsiadów. Policja podejrzewa, że również pili zatrutą wódkę. Wśród nich jest kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży.
- Zabieramy ich na obserwację. Nie jesteśmy w stanie na miejscu sprawdzić, czy nie mają objawów zatrucia alkoholowego - tłumaczyła Halina Straus, lekarz pogotowia.
- Ja czuję się bardzo dobrze. Jak nowo narodzony - zapewniał pan Roman, jeden z sąsiadów, który trafił na obserwację.
Na razie nie wiadomo, czy wódka, którą piła to zabójczy dla człowieka spirytus metylowy. Ustalą to szczegółowe badania.
Wcześniej nie narzekali...
Nasz komentarz
Mariusz Parkitny
- Nieodległe to czasy, gdy alkohol sprzedawano w sklepach dopiero od godz. 13. Tym, którzy chcieli napić się przed południem, zostawała melina, popularnie zwana metą. I jakoś rzadziej słyszało się o zatruciach lewym alkoholem. Dzisiaj wódkę można kupić legalnie przez całą dobę, w co drugim sklepie. Melin jest jak na lekarstwo. A jednak sprzedawany w nich alkohol zabija ludzi. Fachowcy zapewniają, że pijemy coraz bardziej markowe trunki. Obyśmy niedługo pili jedynie takie. I w rozsądnych ilościach.
Blok przy ul. Jana Kazimierza to tzw. hotelowiec. Są tu mieszkania socjalne dla najuboższych szczecinian.
Barbara B. mieszkała na trzecim piętrze. Co najmniej od poniedziałku w domu trwała libacja. Kobieta piła z dwoma znajomymi mężczyznami.
- Świętowali sobie. A co, nie można - pyta jeden z sąsiadów.
W poniedziałek wieczorem alkohol się skończył. Poszli na sąsiednią ulicę. Tam w jednym z mieszkań jest melina. Prowadzi ją 50-letnia kobieta. Pół litra wódki kosztuje 10-11 zł.
- W melince zaopatruje się pół dzielnicy. Do tej pory nikt nie narzekał na jakość spirytusiku - zapewnia jeden z mieszkańców hotelowca.
Rozlewała na oczach policjantów
Barbara B. i jej znajomi kupili na melinie prawdopodobnie litr wódki. Nie wiadomo, ile wypili. Kobieta podobno najwięcej. Około północy źle się poczuła. Rano znajomi wezwali pogotowie. Barbara B. zmarła wczoraj w szpitalu przed południem. Lekarze walczą o życie obu mężczyzn, którzy z nią pili.
Podczas libacji pijących mieli odwiedzać sąsiedzi. Dlatego pięcioro z nich trafiło na obserwację.
Wczoraj przez kilka godzin policja przesłuchiwała właścicielkę meliny. Nie wiadomo, co powiedziała. Gdy policjanci przyszli po nią, przelewała akurat wódkę z pięciolitrowego baniaka do butelki. Nie ustalono jeszcze, skąd dostaje spirytus.
- Sprawdzamy to - mówi podkom. Katarzyna Legan ze szczecińskiej policji.
W piątek pochowała matkę
Barbara B. urodziła się w Nowym Mieście nad Pilicą (woj. mazowieckie). Nie miała dzieci. W Szczecinie mieszkała od kilkudziesięciu lat. Najpierw przy ul. Heyki. Gdy kamienicę zburzono, przeniesiono ją do hotelowca przy ul. Jana Kazimierza.
- Piła od piętnastu lat - opowiada jej siostrzeniec. - Nie chciała się leczyć. Rozpił ją były przyjaciel. Dwa lata temu zapił się na śmierć. A w piątek Barbara pochowała matkę. Pomagaliśmy jej, ale ona chyba tego nie chciała. Kontakty z czasem stały się coraz rzadsze. Dlatego nie umiem po niej płakać - mówi siostrzeniec.
Sekcja zwłok Barbary B. ma być jeszcze w tym tygodniu.
- Apelujemy, aby osoby, które piły alkohol niewiadomego pochodzenia skontaktowały się z lekarzem. Inaczej ryzykują zdrowie i życie - tłumaczy podkom. Katarzyna Legan.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?