Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr zginął, bo został sam

Marzena Domaradzka
Ludzie z Płotów żegnali Piotra, zadając sobie pytanie, czy mogło być inaczej? Czy ta historia powinna się zdarzyć? Co byłoby, gdyby...
Ludzie z Płotów żegnali Piotra, zadając sobie pytanie, czy mogło być inaczej? Czy ta historia powinna się zdarzyć? Co byłoby, gdyby... Marzena Domaradzka
Matka 23-letniego Piotra z Płot, który utonął w Redze, wciąż zadaje sobie pytanie, dlaczego?

Czy ma żal do jego kolegi, który pozostawił pijanego Piotra koło rzeki? - Nie chcę oskarżać, nie chcę wyrządzić nikomu krzywdy - tłumaczy. Oskarża prokurator. Paweł ma postawiony zarzut nieudzielania pomocy.

W niedzielę 11 marca Piotr Zaborowski bawił się na imprezie w Słudwi, wiosce oddalonej od Płotów o trzy kilometry. Zaprawił się na amen. Wyszedł razem z dziewczyną. Chciał wracać do domu. Był jednak tak pijany, że jego towarzyszka postanowiła wezwać kogoś do pomocy. Dzwoniła po kolegach. W końcu do Słudwi dotarł Paweł. Znali się z Piotrem dobrych kilka lat.
- Przychodził do nas, byli dość blisko ze sobą - mówi siostra tragicznie zmarłego 23-latka.

Mężczyźni ruszyli w kierunku Płot. Dotarli do miasta, przeszli Grunwaldzką. Skręcili na Gryfice. Tu Paweł posadził na chodniku pijaniutkiego kolegę. Wszedł na posesję jednego z pobliskich domów. Widocznie szukał pomocy. Kiedy nikogo nie zastał, niepostrzeżenie ukrył się za stojącymi na chodniku pojemnikami na śmieci. Obserwował, czy Piotr pójdzie dalej sam. Było dość zimno. Piotr nie czuł jednak chłodu. Był kompletnie zamroczony, nawet nie próbował się podnieść z chodnika.

Zostawił go nad rzeką

Tę niecodzienną scenkę zauważył na Grunwaldzkiej jedyny świadek, do którego dotarła gryficka policja. To dzięki wskazówkom przechodnia Paweł zmienił swoje zeznanie, które złożył dzień po zaginięciu kolegi. W pierwszej wersji tłumaczył, że zostawił Piotra na Grunwaldzkiej w pobliżu skrzyżowania ze światłami i poszedł po pomoc.

Kiedy wrócił, pijanego kolegi już nie było. Zadzwonił więc do rodziny i powiedział, że Piotr idzie w kierunku domu. Kiedy śledczy podważyli pierwszą wersję zdarzeń, Paweł przyznał, że poprowadził 23-latka w ulicę Wodną. Jak mówi, chciał iść skrótem, by szybciej znaleźć się na Słowackiego, gdzie mieszkał Piotr. Do domu jednak nie dotarli. Paweł zostawił Piotra nad rzeką.

- Mówi, że miał go już dosyć, że był zmęczony i nie dawał rady. Kiedy odszedł kilkanaście metrów, usłyszał plusk, nie zawrócił jednak - tłumaczą gryficcy policjanci. Dlaczego kłamał? Wpadł rzekomo w popłoch, nie wiedział, co robić, kiedy okazało się, że Piotr przepadł jak kamień w wodę.

Nie pomógł jasnowidz

Przez ponad trzy tygodnie trwały poszukiwania 23-latka. Na nogi postawiono miejscową policję, strażaków, płetwonurków. Dwukrotnie przeczesywano Regę w poszukiwaniu ciała. Ojciec Piotra zawiózł buty, koszulkę i zdjęcie syna do jasnowidza z Człuchowa.

- Początkowo powiedział, że Piotra nie ma w rzece, że trzeba go szukać 80 metrów od brzegu, w lesie, wskazywał też miejsce, którego - jak się później okazało - nie ma w Płotach - wspomina mama Piotra.

Niewysoka, siwiejąca brunetka. Włosy związane ciasno w kucyk. Czarne, pełne życzliwości oczy, na wspomnienie o synu zachodzą mgłą.

- Dzwoniliśmy jeszcze parę razy do tego jasnowidza, mówiliśmy, że miejsce, które wskazał, nie istnieje, dzwoniła też policja, ale on się upierał, że jest. W końcu przestał odbierać telefony, zaczął nas unikać - dodaje pani Maria.

Niewielkie Płoty, położone przy krajowej szóstce Szczecin - Gdańsk, przez ponad trzy tygodnie żyły historią Piotra. Z ust do ust przekazywano sobie kolejne wersje zdarzeń. Ludzie, podobnie jak rodzina, mieli nadzieję, że stanie się cud.

- Myśleliśmy, że złapał jakąś okazję, wsiadł do nieznajomego samochodu, że może go okradli, stracił pamięć, niestety zrealizował się najczarniejszy scenariusz - mówią mieszkańcy. Ciało 23-latka wyłowiono z rzeki 5 kwietnia w rejonie, gdzie zaginął.

Nigdy nie chodził tym skrótem

Opinia

Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Szczecinie
- Sprawy, w których doszło do postawienia zarzutu nieudzielania pomocy, zdarzają się niezwykle rzadko. Jeśli już jednak dochodzi do takich postępowań, cała trudność polega na tym, by dowieść osobie podejrzanej, że faktycznie pozostawiła poszkodowanego w sytuacji, w której jego zdrowie i życie zostało narażone na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Należy też podkreślić, że przestępstwo, o którym mówimy, ma charakter umyślnego. Jeśli więc na przykład jesteśmy świadkami sytuacji, w której ktoś się topi, mamy świadomość, że nieudzielanie pomocy tonącemu doprowadzi do jego śmierci. I w tym przypadku mamy obowiązek interweniować.

Matka Piotra nie rozumie, dlaczego Paweł poprowadził chłopka ulicą Wodną.

- To dziwna trasa, jaki to skrót? Koło rzeki, po nocy? Syn nigdy tamtędy nie chodził - dziwi się. - Staram się pogodzić z tym, co się stało, choć na razie jest ciężko. Jak każdy zadaję pytanie, dlaczego? Dlaczego go zostawił, co stało się tamtej nocy, jeśli faktycznie miał go już dość, dlaczego nie zadzwonił, żebyśmy po niego przyszli? - mówi spokojnie.

Piotr zawsze wracał na noc. Dzwonił, gdy miał się spóźnić. Nie było z nim kłopotów. Tego dnia miał pecha. Po prostu upił się.

- Przecież każdemu z nas może zdarzyć się taka sytuacja, to nic nadzwyczajnego - dodaje starsza o 7 lat siostra. Mieszkają wszyscy w domu przy Słowackiego. - Mieszkanie Piotra ma osobne wejście, jeszcze nic tam nie porządkowałyśmy, wszystko stoi jak w dniu, kiedy wyszedł - mówi pani Maria. Nie chce powiedzieć wprost, że ma żal do Pawła. - Jeszcze nie teraz, nie mogę, jak już będą wyniki sekcji.

Czy mogło być inaczej?

- Szkoda chłopaka, jeden moment zdecydował o jego życiu, a wystarczyło trochę wyobraźni - mówią ludzie w Płotach. Wielu towarzyszyło Piotrowi w ostatniej drodze.

Od dnia zaginięcia Piotra Paweł nie pokazał się w domu Zaborowskich. Po tym, jak prokuratura postawiła mu zarzut, ma dozór policyjny. Musi raz w tygodniu meldować się na posterunku. Na razie nie wiadomo, czy stanie przed sądem.

- To trudna sprawa, bazujemy jedynie na zeznaniu podejrzanego, a ten przecież ma prawo się bronić - tłumaczy Bogdan Folwarski, zastępca prokuratora rejonowego w Gryficach. Dodaje, że sprawy tego typu należą do rzadkich. - Ostatnie zdarzenie, kiedy postawiono podobny zarzut, dotyczyło pijanego męża, który zgwałcił swoją żonę, następnie zasnął koło niej, a kobieta zmarła - mówi.

Przestępstwo zagrożone jest karą pozbawienia wolności do lat 3. Z reguły jednak takie sprawy kończą się wyrokiem w zawieszeniu. - Piotra nie ma i nic tego nie zmieni, żadna kara. Chwila nieuwagi, lekkomyślności zdecydowała o wszystkim - dodaje matka Piotra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński