MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pieniądze przeciekły jak woda...

Michał Fura, 2 października 2004 r.
Andrzej Żurek: - Nie zgadzam się z zarzutami. Miasto odbierało halę po zakończonych pracach i nie było żadnych zastrzeżeń. Podziękowano mi nawet za wykonaną pracę. Jeśli chodzi o pieniądze na dokończenie remontu dachu, to miasto otrzymało te 30 tys. zł już wcześniej od firmy Insaco w formie zabezpieczenia. Powinno więc z nich skorzystać, a nie żądać ich ode mnie.
Andrzej Żurek: - Nie zgadzam się z zarzutami. Miasto odbierało halę po zakończonych pracach i nie było żadnych zastrzeżeń. Podziękowano mi nawet za wykonaną pracę. Jeśli chodzi o pieniądze na dokończenie remontu dachu, to miasto otrzymało te 30 tys. zł już wcześniej od firmy Insaco w formie zabezpieczenia. Powinno więc z nich skorzystać, a nie żądać ich ode mnie. Sławek Ryczyński
O nieprawidłowy nadzór, przez który miasto straciło 30 tys. zł oskarżają władze byłego inspektora odpowiedzialnego za budowę hali sportowej w gimnazjum nr 1 i chcą, żeby oddał pieniądze. Zapowiadają, że jeśli tego nie zrobi, to oddadzą sprawę do prokuratury.

Miasto domaga się teraz zwrotu tych pieniędzy od pełniącego do stycznia tego roku nadzór inwestorski nad budową Andrzeja Żurka. Władze zapowiadają, że sprawa może wylądować w prokuraturze.

Że nie dopilnował

Andrzej Żurek miał nadzór inwestycyjny nad budową hali sportowej do stycznia tego roku. Potem miasto wypowiedziało mu umowę.

- Niewłaściwe wywiązywanie się z obowiązków Inspektora Nadzoru Inwestorskiego - mówi krótko Robert Karelus, rzecznik prasowy prezydenta miasta.

Jak się dowiedzieliśmy, miasto zarzuca inspektorowi, że nie pilnował, aby pieniądze były płacone za faktycznie wykonaną pracę. Urzędnicy miejscy mieli wykryć na fakturach nadpłaty na rzecz wykonawcy za prace, które nie zostały wykonane.

Przyszedł deszcz, przeciekł dach

W sierpniu na światło dzienne wyszła kolejna nieprawidłowość. Podczas opadów deszczu zaczął przeciekać dach hali. Urzędnicy z wydziału inżyniera miasta przeprowadzili kontrolę. Okazało się, że dach przeciekał, bo nie został wykonany zgodnie z planem.

- Zamiast dwóch warstw papy była tylko jedna - mówi Robert Karelus. - Inspektor poświadczył w dokumentach, że są dwie i miasto za tyle zapłaciło.

Były inspektor twierdzi jednak inaczej.

- W grudniu okazało się, że jedna warstwa papy na dachu została źle położona. Trzeba było ją ściągnąć - mówi. - Napisałem na ten temat notatkę do miasta. Z ponownym, prawidłowym już położeniem drugiej warstwy papy musieliśmy jednak poczekać do poprawy pogody. Nie mogliśmy tego zrobić w grudniu. Natomiast w połowie stycznia wypowiedziano mi umowę o pracy. Od tego momentu nie pracowałem już przy budowie hali.

Jego zdaniem, to miasto powinno dopilnować, żeby na wiosnę na dachu została położona druga warstwa papy.

To jego wina

Urzędnicy nie wiedzą, czy inspektor zrobił to celowo, czy też przez niedopatrzenie.

- Tak czy owak, to jego wina. Do jego obowiązków należało bowiem dopilnowanie, żeby te dwie warstwy były - dodaje rzecznik.
Miasto twierdzi, że musi teraz zapłacić dodatkowo za remont dachu z własnej kieszeni. Firma Insaco, które jako pierwsza remontowała dach, nie może już dokonać poprawek, bo ogłosiła upadłość.

- Nawet nie możemy już żądać od niej zwrotu pieniędzy za źle wykonany remont - tłumaczy Robert Karelus.

Zwrotu pieniędzy miasto domaga się natomiast od Krzysztofa Żurka.

- Chcemy od niego 30 tysięcy złotych, bo tyle wynosi koszt właściwego wykonania dachu - mówi Robert Karelus. - Na razie prowadzimy z panem Żurkiem rozmowy na ten temat. Jednocześnie po konsultacji z naszym biurem prawnym, prezydent podejmie decyzję, czy skierować sprawę do prokuratury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński