Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Zakrzewski - dusza Floty Świnoujście

Hanna Nowak-Lachowska
- Leszek to więcej niż dinozaur - żartują kibice. - Dinozaury wymarły, Leszek wciąż dobrze się trzyma. I oby był z nami jak najdłużej!

17 kwietnia kiedyś piłkarz, a od wielu lat kierownik pierwszego zespołu piłkarzy MKS Flota, będzie hucznie świętował 45-lecie swojej pracy w klubie.

Gdyby nie choroba, miał duże szanse zostać znanym piłkarzem. Niestety po przejściu odry, poważnie zachorował na oczy. Musiał zrezygnować z czynnego uprawiania sportu. Ale i tak okazał się silniejszy od choroby. Nie dała rady wyeliminować go zupełnie ze sportu.

- Piłka nożna to moje życie - mówi Leszek Zakrzewski. - Nie potrafiłem tak z dnia na dzień odejść z klubu, skończyć ze sportem.

To było coś!

Do Floty trafił w 1964 roku. Grał w szkolnych turniejach piłki nożnej. Tam wypatrzył go ówczesny trener MKS Flota Jan Kiellar. Zaproponował grę w zespole trampkarzy. Leszek Zakrzewski miał wtedy 12 lat. Potem wszystko potoczyło się już bardzo szybko. W trampkarzach był tylko 2 sezony, kolejny spędziła już w juniorach. W 1966 roku, gdy miał zaledwie 14 lat, został powołany do kadry pierwszego zespołu seniorów!

Miał przed sobą karierę piłkarza. Szybko znalazł się w kadrze ówczesnego województwa szczecińskiego. Razem z drużyną zdobył Puchar Polski na szczeblu województwa. Niestety, w 1973 roku, przez chorobę oczu musiał niemal z dnia na dzień zakończyć karierę.

Szybko został najpierw kierownikiem II zespołu Floty, a po dwóch latach (w 1978 roku) pierwszego. I tak do dziś.

- Byłem jednym z najmłodszych kierowników zespołu piłkarskiego - dodaje Leszek Zakrzewski. - Jak mnie wybrali, to miałem zaledwie 26 lat.

Na mecze wojskową ciężarówką

Przeżył w klubie kilku prezesów, działaczy, trenerów, trudno dziś nawet w przybliżeniu zliczyć ilu piłkarzy. Był świadkiem zmian, jakie przez te lata zachodziły we Flocie.

- Gdy ja grałem, to była zupełnie inna piłka, inny klub - mówi Leszek Zakrzewski. - Wtedy to była piłka amatorska. Bawiliśmy się nią, cieszyliśmy. Zero kasy, sprzętu. Wszystko finansowali nam rodzice. Myśmy się cieszyli, że w ogóle możemy grać.
Gdy opowiada o dawnych czasach, co chwilę się uśmiecha.

- Na mecze wyjazdowe jeździliśmy wojskową ciężarówką. Siedzieliśmy na "pace" na drewnianych ławkach pod plandeką. Czasami nawet nie ławkach, tylko zwyczajnych deskach - mówi.

Wykopał sobie mieszkanie

Piłce nożnej i samemu klubowi Flota dużo też zawdzięcza w swoim życiu. W nagrodę za dobrą grę dostał mieszkanie z miasta.

- Mieszkam w nim zresztą do dziś - wtrąca pan Leszek.

Klub zasponsorował mu też wesele.

- Miałem 19 lat, gdy się żeniłem. Byłem biedny, jak mysz kościelna. Nie było mnie wtedy stać na choćby niewielkie przyjęcie dla gości - dodaje.

Żona pakuje mu torbę

Gdy pytam o żonę, twarz pana Leszka promienieje. Nie mówi o niej inaczej, jak "moja kochana Krystyna, wspaniała, wyrozumiała kobieta". Małżeństwem są już 38 lat.

- Zawsze mi pomagała. Nigdy nie gderała, żebym już dał sobie spokój z tą piłką - opowiada. - Jak szykował się wyjazd, to o bagaż nie musiałem się martwić. Krystyna wszystko pakowała. Tak było zawsze i jest do dziś.

Od wielu lat prowadzi własną firmę. Jak tylko może pomaga drużynie finansowo. Kupuje sprzęt, stroje itp. Jak mówi, każdy mecz przeżywa tak samo. Nieważne, kim jest rywal i o jaką stawkę jest gra. Po przegranych długo dochodzi do siebie.

- Jestem facetem, który raczej nie okazuje tego, co czuje - mówi. - Ale po każdej porażce, potrzebuję przynajmniej dwóch dni, żeby to przetrawić.

Skandują jego imię

Wielkim szacunkiem cieszy się nie tylko wśród zawodników, ale także kibiców. Na meczach często skandują jest imię i nazwisko. Dzięki jego pieniądzom wiele razy kibice mogli jechać za swoim zespołem na mecze na wyjeździe. Przez te wszystkie lata, tylko raz spotkała go przykrość z ich strony. Ale, jak sam mówi, to nie było celowe. Po prostu w niewłaściwym momencie znalazł się w złym miejscu.

- To było w 2003 roku po pamiętnym meczu w Pucharze Polski z Amicą Wornki - opowiada pan Leszek.

- Flota przegrała 3:4. Kibice byli wściekli na sędziego, który wyraźnie sprzyjał rywalom.

Kibicom wybaczy wszystko

Po meczu na stadionie zaczęła się zadyma. Kibice z trybun przenieśli się pod budynek klubu. Pod adresem sędziego leciały niewybredne okrzyki.

- Razem z innymi pilnowałem szatni z piłkarzami Amiki - mówi pan Leszek.
- W pewnej chwili miałem iść wybrać ochronę do pilnowania autokaru gości. Gdy wracałem pod szatnię, nagle dostałem w głowę kawałkiem płyty chodnikowej.
Stracił przytomność. Odzyskał ją dopiero w nocy w szpitalu. 10 dni leżał na obserwacji. Na szczęście płyta nie trafiła go kantem, tylko płasko. No i w głowę, ale nie w chore oko. Już w szpitalu zapewniał, że nie ma pretensji do kibiców. Jak mówi, ta płyta nie była rzucona w niego, tyko w policję. On po prostu znalazł się na linii rzutu.

- Kibice z kwiatami przyszli do mnie do szpitala i przepraszali - mówi.

Człowiek historia

Dwa lata temu, gdy MKS Flota Świnoujście obchodził pół wieku istnienia, Leszek Zakrzewski został wybrany człowiekiem 50-lecia.

- Kompletnie mnie to zaskoczyło. Wcześniej ani pary z ust nie puścili w klubie - śmieje się Leszek Zakrzewski. - Takie uznanie to dla mnie prawdziwy zaszczyt. Wierze, że jeszcze wiele lat będę służył klubowi i świnoujskiej piłce nożnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński