Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeden lokator - tysiąc problemów. Czyli wojna sąsiedzka po stargardzku

Redakcja
Osoby ze wspólnoty mieszkaniowej z bloku nr 34 przy ulicy Jugosłowiańskiej mają problem. Nie mogą ruszyć z remontami, bo jeden z lokatorów na nic nie wyraża zgody. A dodatkowo uprzykrza im życie.

Jedna z klatek schodowych w bloku nr 34 przy ul. Jugosłowiańskiej wygląda obskurnie. Ze ścian odpada tynk, drzwi pamiętają poprzednią epokę.

- Nic nie możemy zdziałać! - denerwuje się Lech Woźniak, współwłaściciel jednego z mieszkań w tym budynku. - Sąsiad z pierwszego piętra blokuje wszystkie inwestycje. Przepychanki z nim trwają już lata. Nie możemy się z nim dogadać.

Nie tylko klatka schodowa prosi się o remont. Także kominy oraz instalacja elektryczna, którą trzeba wymienić.

- Spada wartość naszych mieszkań - ubolewa syn pana Lecha. - Jakby tego było mało, on nas wszystkich nęka psychicznie. Robi nam zdjęcia, podsłuchuje.

Członkowie wspólnoty mówią, że mężczyzna każdego dnia zatruwa im życie. Opowiadają, że jest agresywny i wulgarny wobec nich. Nie egzekwuje wezwań do uprzątnięcia wspólnych części: pralni i strychu, w których przetrzymuje swoje rzeczy.

- Boimy się tu żyć - mówi pani Kinga, stargardzianka.

- W sylwestrową noc przebił jednym z lokatorów oponę w samochodzie - mówi syn Lecha Woźniaka. - Do dzielnicowego, straży miejskiej, prokuratury ciągle zgłasza interwencje, pomawia nas o różne rzeczy.

Uciążliwy lokator nie chce z nikim rozmawiać. Nie otwiera drzwi. Pukaliśmy do niego, ale nie otworzył mimo, że był w mieszkaniu.

- Interwencje policji są w tym budynku notoryczne - potwierdza Łukasz Famulski ze stargardzkiej komendy policji.

Budynkiem przy ul. Jugosłowiańskiej zarządza Stargardzkie Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Lokatorzy skonfliktowanej klatki mają pieniądze na funduszu remontowym. Ale remontu robić nie mogą bez zgody wszystkich członków. Takimi zasadami rządzą się tzw. małe wspólnoty mieszkaniowe.

- Pozostaje im egzekwowanie decyzji jedynie na drodze sądowej - mówią przedstawiciele TBS. - Zwracaliśmy im na to uwagę. Staraliśmy się przekonywać lokatora, by nie blokował decyzji wspólnoty. Bezskutecznie. Z lokatorem nie można dojść do jakiegokolwiek porozumienia.

Zarządca potwierdza, że kilka razy wzywał lokatora z pierwszego piętra o usunięcie rzeczy z części wspólnych. Jak dotąd, bez skutku.

- Tym samym staliśmy się zakładnikami sąsiada - komentują lokatorzy. - Chyba rzeczywiście trzeba pójść do sądu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński