Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Krzysztof Bielecki: Nie grajmy pieniędzmi

Piotr Jasina
Jan Krzysztof Bielecki, prezes PEKAO SA, mówi o turnieju Pekao Open i kryzysie na świecie.

- Mamy kryzys, sponsorzy wycofują się z wspierania imprez. Co będzie z Pekao Open?

- Wycofują się ci, którzy są nerwowi i wcześniej byli nieostrożni. Jesteśmy dużym bankiem, zachowujemy się konserwatywnie w każdym tego słowa znaczeniu. Jesteśmy konserwatywni nie tylko, jeżeli chodzi o politykę kredytową i politykę ryzyka, ale także o przywiązanie do pewnych deklaracji i projektów. Jeśli coś robimy, to robimy na sto procent.

- Możemy być spokojni?

- Idą za tym konkrety. Podpisaliśmy nową umowę dotyczącą Szczecin Pekao Open do 2011 roku. Miasto też się w to bardziej zaangażowało, stając się naszym pełnoprawnym partnerem w organizacji turnieju.

- Nie wszystkie banki są konserwatywne. Niektóre podwyższają marże, zaostrzają kryteria przyznawania kredytów. Czy pański bank także?

- Tak jak już powiedziałem - skoro jest się konserwatywnym, to teraz nie ma potrzeby tego zmieniać. Jak pożyczaliśmy w złotówce, tak nadal robimy. Jako jedyni wytrwaliśmy przy złotówce. Dlatego ta nowa sytuacja nie jest dla nas żadnym zaskoczeniem.

- Rząd zapowiada wejście do strefy euro.

- Jeśli będzie już konkretny plan wejścia do strefy euro, wtedy poważnie się zastanowimy nad pożyczaniem w tej walucie. Z punktu widzenia naszej grupy nie jest to dużym problemem. Główne banki grupy są przecież w strefie euro.

- W jakiej walucie najlepiej brać kredyt; we frankach, dolarach, złotówkach?

- Bankowość, to nie jest gra w kasynie. Trzymamy się konserwatywnych zasad: jak się zarabia w danej walucie, to w niej powinno się pożyczać. Dzisiaj widzimy trudność w dostępie do franka, a nawet dolara. Gdyby cały rynek był złotówkowy, byłoby to dla klientów i dla kraju bezpieczniejsze. Przecież ci, którzy zaciągnęli kredyt we frankach przed rokiem, to mimo mniejszej miesięcznej obsługi długu, dziś mają większe zadłużenie niż na początku.

- Nie widzę, by Pekao zachęcało do lokat. Chyba, że to złudzenie?

- Tak, to jest złudzenie, wsparte pewnie naszą mniejszą skłonnością do wydawania milionów złotych na reklamę. Ostatnio popularne są trzymiesięczne lokaty, z których banki nie wiedzą jak się wycofać. Nie uważam ich jednak za trwały produkt oszczędnościowy. My zachęcamy odpowiedzialnie do kont oszczędnościowych. Trzymiesięczne lokaty, to gra w kasynie, podobnie jak z frankami. Tyle tylko, że teraz gramy w depozyty, a za trzy miesiące zobaczymy, co z tego wyniknie.

- Otrzymujemy sygnały od klientów dawnego BPH, dzisiaj Pekao. Wielu już odeszło z nowego banku, inni narzekają na jakość obsługi, ubogą ofertę.

- Ta fuzja była bardzo trudna. Nikomu nie życzę takiej transakcji i jestem przekonany, że już nigdy w Polsce się nie powtórzy. Została wymuszona przez kontrakt polityczny, bezprecedensowy w sztuce bankowej. Trudności wystąpiły i za wszystkie bardzo przepraszam naszych klientów. Teraz - po zakończeniu okresu integracyjnego i po migracji wszystkich danych - mamy wreszcie czas na to, aby całkowicie skupić się na podnoszeniu jakości produktów i obsługi, a także na poprawie poziomu satysfakcji klientów.

- W naszym regionie zyskaliście, czy straciliście na konsolidacji?

- W regionie zachodnim mamy 3 tys. klientów detalicznych, czyli więcej niż przed fuzją.

- Czy pański bank nie odmawia deweloperom, którzy w obecnej sytuacji trafili do grupy wyższego ryzyka?

- Nie, wręcz przeciwnie. Deweloperzy, którzy wcześniej nie byli zainteresowani naszymi produktami, dzisiaj do nas przychodzą i chcą współpracować. A my nie zmieniliśmy systemu finansowania i współpracy z nimi. To związane jest raczej z tym, że jesteśmy bankiem - co zabrzmi banalnie - który ma pieniądze! Bo dzisiaj banki dzielą się na te, które mają pieniądze i te, które ich nie mają. Analizując cotygodniową politykę ryzyka widać, że przez ostatnie 2 miesiące zawarliśmy nowe transakcje na ponad 4 mld zł!

- Rynki finansowe osiągnęły już dno, czy jeszcze może być gorzej?

- Już w 2006 roku ostrzegałem, że pewne trendy nie są możliwe do utrzymania w nieskończoność. Nawet napisałem wtedy felieton: "Nauczmy się bać". Niestety, nie baliśmy się, za to teraz boimy się podwójnie. Nie my, jako bank, bo do takiego rozwoju wypadków przygotowywaliśmy się. Kryzys ma to do siebie, że dopóki nie osiągnie dna, bardzo trudno jest projektować jego długość. To dno powinniśmy osiągnąć w przyszłym roku - chyba tylko tyle na razie wiemy.

- Zwracam się teraz nie tyle do finansisty, co byłego premiera, absolwenta kierunku związanego z transportem morskim. Jak pan ocenia szanse uratowania polskiego sektora okrętowego?

- Szanse oczywiście mogą być, tylko pozostaje kwestia opłacalności. Jako stary żeglugowiec muszę podkreślić, że to jest rynek, który bardzo szybko reaguje na zmiany koniunktury gospodarczej. Działa wyprzedzająco. Giełda też pokazuje trendy wiele miesięcy przed gospodarką realną - jak temperatura u człowieka, która sygnalizuje, że za chwilę będzie chory. Ten rynek pokazuje dzisiaj, ze frachtowanie obniżyło się dramatycznie, zamówienia na nowe statki są wycofywane, a ceny złomowania statków spadły. Widać, że ten rynek sygnalizuje złą koniunkturę, i że czeka nas kilka lat chudych. Dlatego będzie nam trudno na nim działać bez możliwości stosowania pomocy państwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński