Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bałamutka Liwia, żona Łuża. Zachodniopomorskie nazwy

Maciej Pieczyński [email protected]
Tak wygląda nadmorskie jezioro Liwia Łuża z lotu ptaka. Z jego polską nazwą wiąże się romantyczna legenda, nasączona słowiańską, pogańską mitologią.
Tak wygląda nadmorskie jezioro Liwia Łuża z lotu ptaka. Z jego polską nazwą wiąże się romantyczna legenda, nasączona słowiańską, pogańską mitologią. Zbigniew Tomczak, Urząd Gminy Rewal
Nazwa jeziora pod Niechorzem ma swoją długą, słowiańską tradycję. Poznajemy ją dzięki romantycznej legendzie, spisanej przez szczecińskiego przewodnika Wrzesława Mechłę.

Zacząłbym od "dawno, dawno temu", ale nie byłoby to ścisłe określenie. Było to bowiem całkiem niedawno. Ale oddaję głos komuś, kto na Pomorzu jest być może największym znawcą takich opowieści.

- W miejscu dzisiejszego przymorskiego jeziora koło Niechorza istniała niewielka zatoka morska - mówi Wrzesław Mechło, przewodnik, krajoznawca. - Nad nią, u stóp rewalskiego klifu, zamieszkali pierwsi ludzie, którzy przybyli na tę ziemię i nadali imię wielkiemu morzu we własnym języku. Tak powstała nazwa Bałtyk.

Zwodnicze rusałki i słowiańscy rybacy

O nazwie Morza Bałtyckiego pisaliśmy już w jednym z poprzednich odcinków naszego cyklu "Zachodniopomorskie nazwy".

Przypomnijmy, nazwa "balteus" pojawiła się po raz pierwszy u Adama z Bremy, w jego dziele kronikarskim opisującym dzieje tej części Europy na przestrzeni lat 755-1072. "Balteus" po łacinie oznacza "pas". Być może chodziło o rynnowy charakter akwenu.

Tak czy inaczej, Bałtyk w opisanej przez Wrzesława Mechłę legendzie odgrywa bardzo ważną rolę.

- Ludzie, którzy przybyli na te ziemie, szanowali morski żywioł i czcili władcę głębin oraz jego tajemniczą żonę - kontynuuje Mechło. - Była nią Pani Wody, która zjawiała się w postaci gęstej nadmorskiej mgły. Władała ona płytkimi, świetlistymi wodami, a otaczały ją i służyły jej nieprzeliczone córki. Jej córkami były Panny Wody. Należały do nich ziele- nice, nimfy i zwodnicze rusałki. Ich śpiew i tańce, jak mówi legenda, umilały rybakom ich ciężką pracę, urozmaicały dalekie wyprawy na pełne morze.

Legenda o Liwiej Łuży, jak widać, osadzona jest w mocno w mitologii słowiańskiej. Najprawdopodobniej ma korzenie w dawnych wierzeniach pomorskich plemion.

Wychodzą od Liwii ledwie żywi...

Jedna z zielenic miała na imię Liwia. Wyróżniała się kokieteryjnością. Uwielbiała miłosne rozkosze i przygody.

- Aby być bliżej młodych, jurnych rybaków, zamieszkała w rozległej niechorskiej zatoce - opowiada pan Wrzesław. - Tutaj śpiewem i pięknym tańcem rozkochiwała w sobie kolejnych wybrańców.

Temperament Liwii był nieokiełznany. Gdy jej kochankowie opadali już z sił, zmęczeni miłosnymi igraszkami, nienasycona zielenica bałamuciła następnych. Żaden rybak czy nawet chąśnik nie mógł się oprzeć jej urodzie i kokieterii. Podobno w tamtych stronach funkcjonowało wówczas powiedzenie: "Wychodzą od Liwii chłopcy ledwie żywi, mocno zakochani, bardzo nieszczęśliwi. A Liwia wciąż chętna, urocza, ponętna".

Przyszedł jednak dzień, w którym kokieteria i pewność siebie pięknej zielenicy zostały wystawione na próbę. Napotkała bowiem rybaka, który nie zareagował w żaden sposób na jej kuszenia. Ani ponętny taniec, ani hipnotyzujący śpiew, ani piękne ciało zielenicy nie zwróciły jego większej uwagi. Przychodziła do niego i próbowała go mamić swoimi wdziękami. Ten jednak jakby jej w ogóle nie zauważał, zarzucał tylko ze stoickim spokojem sieci w wody zatoki. To był pierwszy mężczyzna, którego Liwia zdobyć nie mogła.

- Obojętność rybaka doprowadzała zielenicę do prawdziwej furii, ale nic nie mogła zrobić - opowiada Wrzesław Mechło. - Na przystojnego Łuża (bo tak miał na imię chłopiec) nie działały żadne doskonale jej znane uwodzicielskie sztuczki, którymi tak zręcznie omamiała innych młodzieńców.

Łabędzie jak Panny Wody

I wtedy właśnie Liwia po raz pierwszy w swoim życiu zakochała się. I to bez pamięci.

- Nie mogła spać ani jeść, tylko ciągle myślała o swoim wybrańcu - mówi Wrzesław Mechło. - Bezwiednie powtarzała jego imię przy każdej okazji. Starała się pomagać Łużowi w jego połowach, a jego sieci zdobiła wodnymi kwiatami. Dodawała też różne lubczyki do jego strawy. Co jednak najistotniejsze i najbardziej zaskakujące w jej zachowaniu, odkąd poznała tego jednego rybaka przestała zwracać uwagę na innych mężczyzn.

W końcu jej pierwsza w życiu miłość została odwzajemniona. Młody rybak pokochał zielenicę.

- Ale zażądał, aby zaślubiła go, przysięgła, że będzie z nim aż do śmierci i będzie wierna tylko jemu - kontynuuje opowieść Mechło. - Liwia zgodziła się spełnić wszystkie warunki ukochanego. Prosiła go tylko, aby złożył jej taką samą przysięgę.

Mijały lata. Spokój zakochanych zakłócały tylko sztormowe morskie fale.

- Dlatego Liwia poprosiła swojego ojca, władcę głębin, oraz swoją matkę, Panią Wody, aby oddzielili miejsce ich pobytu od otwartego morza. Rodzice zgodzili się. Nakazali falom usypać mierzeję, oddzielającą zatokę od morza. Przybrzeżne jezioro, powstałe w tej sposób, nazwane zostało Liwia Łuża .

Aby Liwia miała możliwość odwiedzać swoich rodziców i inne siostry oraz braci zamieszkujących Bałtyk, potężni władcy morza pozostawili w mierzei przesmyk, nazywany dziś Liwką.

- Podobno nazwa ta po- chodzi od pierwszej córki, na- rodzonej z małżeństwa rybaka i zielenicy - mówi Wrzesław Mechło. - Na jeziorze można spotkać liczne łabędzie, których urocze, majowe tańce przypominają o pięknie zalotów i szczerej, ponadczasowej miłości. I tylko nie wiadomo, czy naśladują one w tańcu Panny Wodne, czy to Panny Wodne naśladują tańczące swój miłosny taniec łabędzie.

Nadmorskie gniazdo

Tyle, jeśli chodzi o legendę. Poza tym wiadomo tylko, że nazwa Liwia Łuża została wprowadzona urzędowo w 1948 roku, a więc tuż po włączeniu tych ziem do Polski. Za czasów niemieckich jezioro nosiło nazwę Horst Eiersberger See.

Dziś też potocznie nazywane jest ono Niechorzem, od pobliskiej wsi letniskowej. O nazwie tej miejscowości pisaliśmy w jednym z poprzednich odcinków naszego cyklu. W czasach niemieckich na terenie dzisiejszego Niechorza istniały dwie miejscowości - Klein Horst, czyli Małe Gniazdo, oraz Gross Horst, czyli Duże Gniazdo.

1 kwietnia 1936 roku zostały połączone w jedną miejscowość o nazwie Ostseebad Horst. Motyw gniazda jest więc wspólny dla obu nazw - zarówno wsi, jak i jeziora. Dziś jednak akwen jest pod turystycznym względem zapomniany, podczas gdy miejscowość to jeden z najpopularniejszych kurortów na zachodniopomorskim wybrzeżu.

Liwia Łuża, oddzielona mierzeją od morza, nie korzysta w żaden sposób z turystycznej popularności okolicy. Jednak pod nieobecność turystów, Liwia Łuża jest akwenem gościnnym dla okolicznej fauny. Jezioro znaj- duje się w granicach rezerwatu ornitologicznego. Bogato występujące w jego okolicy ptactwo wpisuje się w kontekst niemieckiej nazwy jeziora, nawiązującego do ptasich gniazd. W ten sposób, trzymając się kontekstu legendy, Liwia i Łuż pozostają sami w swojej zatoce, oddzieleni od świata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński