MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Adamski: Beenhakker miał poukładać, a się pogubił

Rozmawiał: Michał Sarosiek
Rozmowa z Marcinem Adamskim, wychowankiem Floty Świnoujście, byłym reprezentantem Polski, ekspertem Polsatu na Euro 2008.

- Obserwował pan mecze na mistrzostwach w roli telewizyjnego komentatora. Jak ocenia pan z bliska występ biało-czerwonych na Euro?

- To była tragedia, mieliśmy zdecydowanie najgorszą drużynę na tym turnieju. Zarówno pod względem organizacji gry, jak i przygotowania mentalnego. O wytrzymałości i świeżości w grze już nie wspominając.

- No właśnie - czyli znów to samo?

- Nie może to wcale dziwić, skoro nie zatrudnia się u nas prawdziwych fachowców - odpowiedzialnych za przygotowanie fizyczne. W Polsce te stanowiska zajmują koledzy selekcjonerów. Tak jest też i obecnie, a o niejakim Lindemannie pracującym w naszej kadrze powiedziano już sporo. Pamiętam, że kiedyś w naszej reprezentacji był też gość, specjalista, ale od piłki ręcznej! Krótko mówiąc w doborze sztabu popełnia się błędy, decyduje o tym często przypadek, czy "kolesiostwo". A fizjolog to postać trudna do przecenienia w drużynie. Kiedy grałem w wiedeńskim Rapidzie, zatrudniono tam światowej wręcz sławy albańskiego specjalistę. To były czasy, kiedy graliśmy w Lidze Mistrzów i pracę z tym panem wspominam wspaniale. Pomógł nie tylko drużynie jako całości, ale poszczególnym piłkarzom z osobna. Wynajdywał elementy, które trzeba było poprawić, wiedział o każdym z nas, a raczej o naszych organizmach, wszystko. Ja przy nim poprawiłem koordynację, dynamikę oraz start do piłki. Bo co z tego, że dany zawodnik jest szybszy od drugiego, skoro tamten ma lepszy start i prędzej dopadnie piłkę.

- Gramy słabo, bo nasi kadrowicze w zagranicznych ligach grzeją ławy?

- Bzdura. Grecy sprzed czterech lat, czy obecni zawodnicy kadry Austrii także nie należeli do podstawowych piłkarzy w swoich klubach. Beenhakker popełnił po prostu mnóstwo błędów w przygotowaniach i selekcji. Powstał spory bałagan, a skład reprezentacji to raczej chaotyczna zbieranina zawodników niż przemyślany wybór. Holenderski selekcjoner miał to wszystko poukładać, a się zwyczajnie pogubił. Kadra to miało być dobro, które w odróżnieniu od ligi, klubów i całego zła w naszej piłce, miało wyśmienicie funkcjonować i być wizytówką piłkarskiej Polski. Nie te błędy są jednak najgorsze w przypadku Beenhakkera, ale fakt, że nie chce się do nich przyznać, zwalając winę na piłkarzy. I tu mogę powiedzieć, że się na nim zawiodłem. Powinien wyciągnąć wnioski z tego, co zrobił źle i spożytkować je w przyszłości. Ale jeśli twierdzi, że błędów nie popełnił, nie widzi ich, to źle to rokuje. Dlatego ja już bym mu nie zaufał.

- A może naszym piłkarzom nie chciało się walczyć?

- To na pewno nie jest tak. Oni zostali źle przygotowani fizycznie, a bez tego samymi chęciami nic się nie zdziała. Taki Krzynówek starał się jak zawsze, biegał, szarpał, strzelał, ale nie miał "pary" w nogach i nic nie mógł zrobić. Inni także dużo biegali, grali agresywnie, co widać choćby po statystyce fauli. Chęci, ani nawet klasy piłkarskiej naszym reprezentantom odmówić nie można. Gra naszych reprezentantów to konsekwencja błędów sztabu szkoleniowego. Piłkarzy mamy niezłych, ale albo nie pojechali oni na Euro, albo pojechali, ale zostali fatalnie przygotowani.

- Czy na boisku Beenhakker robił wszystko, co mógł?

- Tu też popełnił ogromny błąd. My nie mamy obecnie aż takiej siły w zawodnikach, aby grać z Niemcami czy Chorwacją otwartą piłkę. A jak zresztą zobaczyliśmy w Wiedniu, także z Austrią broniliśmy Częstochowy przez większą część meczu. Powinniśmy grać tak, jak wspomniana już Grecja cztery lata temu. Czyli stać twardo z tyłu, zdecydowanie rozbijać ataki rywali i liczyć na szybkie kontry. Ale nie takie, że Krzynówek sam biegłby z piłką na trzech obrońców. Trzeba było opracować taki schemat kontrataków, aby wychodzić większą liczbą zawodników. Jako elementarz polecam mecze z Euro 2004 z udziałem późniejszych mistrzów kontynentu. A my co robiliśmy? Atakowaliśmy wysoko przeciwników i to oni jednym podaniem wyprowadzali trzech zawodników na osamotnionego Boruca.Takie granie to dramat.

- Kogo z niepowołanych na turniej Polaków brakowało panu najbardziej?

- Po pierwsze całe zamieszanie z Błaszczykowskim to jakaś farsa. Jeśli był kontuzjowany, od razu powinien zostać wymieniony, a jeśli była szansa że zagra na turnieju - powinien był zostać. Dowołanie Piszczka to już zupełne nieporozumienie. Zawodnik ściągnięty z wakacji nie mógł pomóc tej drużynie, a występ skończył się dla niego kontuzją. To jednak świetny zawodnik, który według mnie powinien być w tej kadrze przez całe zgrupowanie. Potem było już za późno. Nie wysyłałbym do domu także Majewskiego, a już na pewno na Euro powinni zostać zabrani Wichniarek i Brożek. Skuteczni napastnicy, których w drużynie brakowało. A kto był w zamian? Przykładowo Pazdan, który nie był alternatywą dla żadnego z zawodników. Wcale jednak nie mówię, że jest za słaby - ale za kogo mógłby wejść na plac?

- W Austrii był pan blisko naszej kadry. Jakie odczucia miał pan odnośnie atmosfery w zespole?

- Myślę, że przed turniejem była dobra, normalna. Pamiętam, że nawet po słabych sparingach zawodnicy byli pewni, że świeżość przyjdzie w najważniejszym momencie, nie martwili się tamtymi spotkaniami. Widząc ich i słuchając opinii Beenhakkera byłem spokojny o nasz występ tak, jak i oni.

- A może Beenhakker jest po prostu do roli selekcjonera za stary?

- Nie uważam tak, wiek nie ma tu nic do rzeczy.

- Podczas turnieju wszyscy przeżyliśmy szok w związku z tragiczną śmiercią Adama Ledwonia. Jak pan to przeżył?

- To był rzecz jasna ogromny szok, cóż więcej mogę powiedzieć. Trzy dni wcześniej rozmawiałem z Adamem w studiu telewizyjnym, a potem taka wiadomość spadła na nas jak grom z nieba. Nie mogłem w to uwierzyć. Z Ledwoniem znałem się bardzo dobrze, graliśmy razem w Wiedniu - ja w Rapidzie, on w Austrii i przez dobrych kilka lat spotykaliśmy się po meczach i treningach jako dobrzy kumple. Ręce opadają jeśli się dodatkowo pomyśli, że nikt z PZPN-u nie uczcił w jakikolwiek sposób pamięci Adama. Zrobili to Austriacy, w których lidze grał, a piłkarski związek kraju, którego był reprezentantem, zupełnie go zignorował.

- A jak podoba się panu praca komentatora telewizyjnego?

- Bardzo jestem zadowolony z tego, że Polsat zaproponował mi taką współpracę. Zawsze miałem dużo do powiedzenia na temat piłki nożnej i myślę, że to całkiem fajne zajęcie. Przeżyłem bardzo sympatyczne chwile przy tych mistrzostwach. Szkoda tylko, że to już koniec - czas wracać do szarej ligowej rzeczywistości.

- Pana koledzy z drużyny Łódzkiego Klubu Sportowego strajkują

- Wiem, było to ustalone wcześniej, że jeżeli piłkarze nie otrzymają zaległych pieniędzy, to nie wyjdą na pierwszy trening. Ja się oczywiście solidaryzuję z zawodnikami, choć w tym czasie byłem w Wiedniu. Jestem dumny z tego, że w ciężkich czasach udało nam się utrzymać ŁKS w ekstraklasie, co wcale łatwym zadaniem nie było. Co będzie jednak dalej - nie wiem. Jeśli w klubie się nie poprawi, to być może odejdę. Oferty się pojawiają, ale przydałaby się taka konkretna, z dobrego klubu walczącego o coś. Mam co prawda z ŁKS-em kontrakt na dwa lata, ale jest w nim punkt, który pozwala wykupić mi się samemu w każdej chwili.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński