Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyją w koszmarnych warunkach. Bez prądu i ogrzewania [zdjęcia]

Marek Rudnicki [email protected]
Barak przy ul Tartacznej - mieszka w nim siedmioro szczecinian.
Barak przy ul Tartacznej - mieszka w nim siedmioro szczecinian. Andrzej Szkocki
Nie mają prądu, ogrzewania, w kranach płynie wyłącznie zimna woda, dach przecieka, a na ścianach króluje grzyb. W takich warunkach od pięciu lat mieszka siedmioro szczecinian. Dwoje już zmarło.
Barak przy ul. Tartacznej w Szczecinie

Barak przy ul. Tartacznej w Szczecinie

- Ten barak absolutnie nie nadaje się do zamieszkania - mówi wprost Henryk Jerzyk, wiceprzewodniczący Rady Miasta. - Od pięciu lat sytuacja nie poprawia się, czego nie rozumiem.

- To jest sprawa haniebna - dodaje były radny, Andrzej Karut, który od kilku lat bezskutecznie próbuje pomóc ludziom z ulicy Tartacznej.

Barak postawiono w okresie budowania fabryki domów jako zaplecze socjalne. Gdy zakład przestał istnieć, teren po nim przejęły firmy Gryf Bud oraz Keramzyt System. Barak stoi w 70 proc. na części tej pierwszej firmy i 30 proc. tej drugiej.

W trakcie został wydzierżawiony Małej Spółdzielni Mieszkaniowej Spółdzielca, która przez kilka lat pobierała od mieszkańców czynsz - około 400 zł.

- A potem nagle zrezygnowali, wyrwali kaloryfery i zostawili nas samych - opowiada Lucyna Palacz, mieszkanka baraku. - Chcieliśmy złożyć do miasta wnioski o jakiekolwiek mieszkanie, ale nie przyjęto ich twierdząc, że przecież mamy mieszkanie.

Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego wydał decyzję o rozbiórce baraku. Nie zrealizowano jej, gdyż okazało się, że część nieruchomości pod nim leżała poza granicami Szczecina.

Dziś PINB nadal żąda rozbiórki.

- To nigdy nie był budynek mieszkalny i nie będzie - tłumaczy Lucyna Wolińska-Koryńska, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.

Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie bardzo dobrze zna sytuację mieszkających tu ludzi. Stara się pomagać, mając na uwadze głównie los małych dzieci. Widząc tragiczną sytuację ludzi, zgłosił doniesienie do prokuratury.

- Niestety, 30 czerwca tego roku prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania stwierdzając, że to normalne społeczne trudności - mówi z przekąsem Henryk Jerzyk. - Nie wiem, co w tym normalnego, skoro dwie osoby, które tam mieszkały, już zmarły, a z pewnością przyczyniły się do tego warunki bytowe - dodaje dramatycznie Andrzej Karut. - Nie wiem ile osób pozostanie po tej zimie.

Mieszkańcy nie mają prądu, ratują się zbierając stare samochodowe akumulatory i do nich przyłączając żarówki i kuchenki. Przez pewien czas nie mieli nawet wody, ale ujął się za nimi Sanepid wymuszając na ZWiKu jej podłączenie. Ogrzewają pomieszczenia kozami.

Wczoraj odbyło się posiedzenie z udziałem przedstawicieli wielu instytucji. Wiceprzewodniczący rady miasta chciał uzyskać od nich odpowiedź, jak można zakończyć katorgę mieszkańców. Przede wszystkim zaś, czy zostanie podłączony przed opadami śniegu prąd.

- Pomagamy, jak możemy - mówi Monika Jaroszewska z MOPR-u. - Teraz wyasygnowaliśmy pieniądze na podłączenie podliczników.

ENEA twierdzi, że prąd do nich może doprowadzić, ale ktoś musi zapłacić za to 20 tys. zł. Sama odmawia sponsorowania takiej akcji. Mieszkańcy twierdzą, że ich na tak ogromne pieniądze nie stać.

- Jestem po trzeciej operacji, mam 382 zł renty, z czego ma zebrać moją część z tych 20 tysięcy? - pyta Sabina Piczak.

- Te pieniądze obiecał w jednej z rozmów ze mną pan wiceprezydent Mariusz Kądziołka - przypomniał Andrzej Karut. - Dobrze by było, by dotrzymał obietnicy, aby na Tartacznej przed świętami zabłysło światełko.

Wiceprzewodniczący Jerzyk zapowiedział, że nie popuści, nim sprawa nie zostanie pozytywnie dla ludzi załatwiona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński