Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zofia Urbanowska była prekursorką polskiej powieści fantasy, ale zasłynęła pochwałą pozytywizmu

Adam Biernacki
Autorka nie poniosła żadnej kary za publikowanie w trzech zaborach treści, które żadnemu zaborcy nie były na rękę.
Autorka nie poniosła żadnej kary za publikowanie w trzech zaborach treści, które żadnemu zaborcy nie były na rękę. Wiki Common/koloryzacja A.Jurgielewicz MBP w Koninie
„Księżniczkę” Zofii Urbanowskiej czytały pokolenia dziewczynek. Ale niejeden raz autorka udowadniała, że nawet jeśli nie wolno, to można. Byle sprytnie.

Była prekursorką polskiej powieści fantasy, ale zasłynęła pochwałą pozytywizmu

Mówi się, że trudne czasy tworzą silnych ludzi. I nie sposób się z tym nie zgodzić. Można nawet powiedzieć, że trudne czasy czynią ludzi bardziej przebiegłymi. A kto może być bardziej przebiegły niż kobieta, która coś planuje? Chyba nikt. Jest nawet takie powiedzenie, że kiedy kobieta planuje zemstę, to nawet diabeł usiądzie po cichu, żeby sobie zrobić notatki. Nie będę dalej rozwijał tego wątku, żeby się niepotrzebnie nie narażać.

Tutaj na szczęście nie chodziło o zemstę, a o przemycenie wiedzy. Ale faktem jest, że nasza bohaterka była osobą nieprawdopodobnie przebiegłą i wykorzystała to po mistrzowsku.

Początek życia Zofii Urbanowskiej jest tak klasyczny, że jeśli ktoś ma mniej cierpliwości to mógłby odłożyć gazetę albo przynajmniej zmienić stronę, ale warto poczekać. Oto w pewnym małym dworku, który mógłby stanowić dekorację do inscenizacji „Pana Tadeusza” , przyszła na świat dziewczynka, której na imię dano - a jakże Zosia. Było to dnia 15 maja 1849 roku, a miejscowość nazywa się Kowalewek i według dzisiejszego podziału administracyjnego leży w powiecie konińskim, w gminie Rzgów.

Tradycyjnie bohaterka pochodziła z tak zwanej zubożałej szlachty, chociaż to zubożenie, jak się wydaje, było trochę na własną prośbę. Tata panny Zosi miał na imię Wincenty i był, jak to wtedy mówiono, obywatelem ziemskim. Mama na imię miała Katarzyna i pochodziła z Modelskich, a to oznacza, że była hrabianką, w przeciwieństwie do swojego nieutytułowanego męża.

Bohaterka „Księżniczki” to alter ego Zofii Urbanowskiej.
Bohaterka „Księżniczki” to alter ego Zofii Urbanowskiej. Wiki Common/koloryzacja A.Jurgielewicz MBP w Koninie

Ale nie mówmy zaraz o mezaliansie. Co prawda różnica wieku między rodzicami skłania do przemyśleń, bo w chwili przyjścia na świat córki pan Wincenty miał trzydzieści osiem lat, a jego żona dwadzieścia cztery i ktoś może mieć rację, pytając, dlaczego taka posażna panna za wszelką cenę wyszła za mąż. Mogła sobie spokojnie poczekać na kawalera równego majątkiem i pochodzeniem. Nie wiemy, może pan Wincenty ładnie tańczył albo miał inne podobne umiejętności. Do gospodarowania w każdym razie się nie nadawał. Skończyło się na tym, że rodzina opuściła Kowalewek, kiedy Zosia miała niecałe dwa latka i przeniosła się do krewnych do Laskówca, gdzie państwo Urbanowscy mieszkali przez kolejne czternaście lat.

Później matka Zosi w ostatnim odruchu rozsądku kupiła za resztkę posagu dworek w Koninie przy ulicy Piwnej. Dzisiaj ta ulica nosi imię Urbanowskiej. Budynek był dziełem inżyniera Jana Kowalskiego, a Katarzyna z Modelskich Urbanowska uiściła za niego 3600 rubli płatnych srebrem (jesteśmy wszak w zaborze rosyjskim). I to była najlepsza inwestycja w historii tej rodziny.

Kiedy Zosia mieszkała z rodzicami kątem u rodziny w Laskówcu, zaczęła pobierać swoje pierwsze nauki, które jak to u szlachty (nawet tej zubożałej) bywało, odbywały się w domu, pod nadzorem guwernantki. Większość nauki polegała na czytaniu utworów polskich poetów i pisarzy. Na przykład Niemcewicza. Z jednej strony można powiedzieć, że to piękny przykład patriotyzmu, z drugiej trzeba mieć świadomość, że taka polska guwernantka brała znacznie mniejszą pensję. Można było zatrudnić jakąś panią z przedmieść Paryża, a drugą z okolic Monachium i wcale wychowanie patriotyczne na tym by nie ucierpiało.

Ale patriotyzm Urbanowskich ujawnił się w inny sposób. Wincenty Urbanowski poszedł w styczniu do powstania. Powstanie upadło, a w nagrodę za wysiłek wojenny rodzinie Zosi rozparcelowano majątek, co w praktyce oznaczało, że co prawda było gdzie mieszkać, ale nie było z czego żyć i tata musiał sobie poszukać pracy na etacie. Znalazł taką w agenturze domu handlowo-komisowego, gdzie został kierownikiem. Praca za pensję i pod dachem, więc czego można chcieć więcej.

A tymczasem Zosia rosła i trzeba ją było posłać do szkoły. Zdecydowano, że odpowiednim miejscem będzie Instytut Rządowy w Kaliszu. Miejsce nie było przypadkowe, ponieważ niedaleko Kalisza mieścił się majątek Kościelna Wieś należący do dziadków Zosi. Tam dziewczynka bywała często i jako dziewięciolatka gromadziła miejscową dzieciarnię i formowała z niej oddziały, do których przemawiała jako Napoleon albo jako Joanna d’Arc prowadziła do ataku. W jednym i drugim przypadku przeciwnikami byli Moskale, co może nie było do końca zgodne z prawdą historyczną, ale nikomu z tej armii to nie przeszkadzało. To właśnie na wsi Zosia, jako dziecko, zdobyła ogromną wiedzę przyrodniczą, którą później jako nauczycielka i pisarka umiała świetnie przekazać.

Nauka w Kaliszu rozpoczęła się w roku 1860, ale już rok później panienka przeniesiona została do szkoły Sióstr Urszulanek w Poznaniu przy ulicy Szewskiej 15. To był dobry wybór, ponieważ nie było tam wpływu carskiego systemu nauczania, nauka była prowadzona po polsku, a program nauczania całkiem przyzwoity. Było też dużo taniej. Ponadto siostry prowadziły „selektę” przygotowującą młode panny do egzaminu nauczycielskiego i można było u nich zdać maturę, co też Zosia uczyniła w roku 1870.

Dwudziestojednoletnia, świeżo upieczona nauczycielka musiała pójść do pracy. I tu pierwsze zaskoczenie. Z jakiejś nieznanej nam przyczyny panna Urbanowska rozpoczęła pracę w „Gazecie Polskiej”. Pisała teksty w ramach cyklu „Korespondencje znad Warty”. Ponadto pracowała w drukarni przy korekcie tekstów. Redaktorem naczelnym „Gazety Polskiej” był jej założyciel Hipolit Cegielski, a jego prawą ręką, znany nam skądinąd, Marceli Motty. Tak więc panna Urbanowska i pan Motty znali się całkiem nieźle, bo pan Motty był przełożonym panny Urbanowskiej.

Cała ta gazeta to była taka firma rodzinna. Motty i Cegielski byli szwagrami, siedziba gazety mieściła się w prywatnej kamienicy Cegielskiego przy ulicy Wilhelmowskiej (obecnie Alejach Marcinkowskiego) pod numerem 24. Dziś tego budynku już nie ma. Za Biblioteką Raczyńskich stały wtedy trzy kamienice i środkowa należała do Hipolita Cegielskiego. Był już wtedy znanym fabrykantem, ale swojej słynnej willi dorobił się w roku 1861. A do tejże kamienicy, według słów Mottego, wprowadził się w 1848 roku na Wielkanoc, przy czym, jak wspominał jego szwagier, budynek jeszcze nie był wykończony. Nawiasem mówiąc, ciekawe, co na to mówiła teściowa Cegielskiego, która wypominała mu, że żyje ponad stan i zbyt dobrze jada.

Wojtuś z Zawad, czyli tak naprawdę Marceli Motty.
Wojtuś z Zawad, czyli tak naprawdę Marceli Motty. Wiki Common

W każdym razie działalność tej gazety opierała się na krewnych i znajomych Hipolita i Marcelego, co miało uzasadnienie, bo pismo było ciągle na celowniku władz, a cenzura w zasadzie z niego nie wychodziła.

Zofia Urbanowska pracowała tam do roku 1873, gdy za namową przyjaciela rodziny wyjechała do Warszawy, aby zacząć pracować jako nauczycielka. Tym przyjacielem był Józef Sikorski, muzyk i muzykolog, specjalista od Fryderyka Chopina. Sikorski miał niepospolite poczucie humoru, które manifestowało się między innymi tym, że zbierał i publikował anegdoty o swoim Chopinie, którego uwielbiał. Inną pasją Sikorskiego była jego legendarna broda, którą wyhodował do monstrualnych rozmiarów.

To właśnie w pensji dla panien, prowadzonej przez córkę pana Józefa Jadwigę Sikorską, nauczała Zofia Urbanowska. Pensja mieściła się w kamienicy przy Marszałkowskiej 153. W tej kamienicy mieszkała Urbanowska podczas swojego pobytu w Warszawie.

Jej przełożona, Jadwiga Sikorska, też była postacią nietuzinkową. Do tego stopnia oddana była pracy, że nie założyła rodziny i całe życie spędziła w tej kamienicy, w zasadzie mieszkając w szkole.

Kiedy w 1927 roku przeszła na emeryturę pojechała do szwagra na wieś i pierwszy raz w życiu zobaczyła, jak wygląda jesień na wsi. Tak jej się to spodobało, że chciała zobaczyć, jak na wsi wygląda wiosna, ale tego nie dożyła.

W kamienicy Sikorskich sąsiadką Urbanowskiej była legenda polskiej poezji XIX wieku - Jadwiga Łuszczewska, znana jako Deotyma. To w jej mieszkaniu gromadził się kwiat inteligencji i to wtedy Urbanowska odkryła swoją prawdziwą pasję, czyli pisanie książek.

Ale pisać zaczęła w sposób niepowtarzalny. Jak można przekazać coś, czego nie wolno? Jak napisać, aby każdy zrozumiał, ale nikt się nie przyczepił? A może by tak opowiedzieć bajkę? Ale tak troszkę inaczej? Można śmiało powiedzieć, że jest Zofia Urbanowska polską prekursorką powieści z nurtu fantasy. Nie mogąc przekazać wiedzy przyrodniczej w sposób otwarty, przemycała ją genialnie w swoich książkach.

Ciąg dalszy tekstu pod materiałem wideo.
Miejskie Historie - Piła:

od 16 lat

W powieści „Gucio zaczarowany” nieznośny bohater zostaje za karę zamieniony w muchę i z tej perspektywy poznaje świat. Genialne- książka dla młodzieży, którą można sobie czytać, kiedy się chce, a pamiętać należy, że dziewczynkom nie było wolno uczyć się nauk przyrodniczych. Inną genialną publikacją była „Atlanta, czyli przygody młodego chłopca na wyspie tajemniczej”. Które to przygody opisane w listach autorka wyczytała przez drobnowidz. Drobnowidz to po naszemu mikroskop. Warto tu przypomnieć, że podobnymi metodami posługiwał się Stanisław Lem, który nie mogąc pisać o pewnych sprawach w komunistycznej Polsce, przekazywał swoje przemyślenia w postaci literatury science fiction. Dobrym przykładem jest choćby powieść „Fiasko”.

Ale prawdziwy rozkwit talentu nastąpił podczas jej pobytu w Tatrach. Czy mogło być inaczej, kiedy osobiście poznała Witkiewicza, Chałubińskiego czy Sabałę?

Nic dodać, nic ująć. Na tej kanwie powstała książka „Róża bez kolców”. Z naszej perspektywy trochę cukierkowa i przejaskrawiona, ale niepowtarzalna. Nawiasem mówiąc, górski gatunek róży Rosa pendulina faktycznie prawie nie ma kolców. Innym przykładem przenikliwości i przebiegłości Urbanowskiej jest książka „Księżniczka”. Powieść wygląda na obyczajową, ale tylko z pozoru. Helena Orecka bohaterka książki to alter ego Urbanowskiej, córka zubożałego szlachcica, wykształcona w archaiczny sposób trafia po bankructwie ojca do firmy ogrodniczej, gdzie całkowicie się przemienia w świadomą obywatelkę. Nic dodać, nic ująć -powieść pozytywistyczna o feministycznym zabarwieniu. Czytali wszyscy. Nikt nie ocenzurował. Treści zostały przekazane.

Autorka nie poniosła żadnej kary za publikowanie w trzech zaborach treści, które żadnemu zaborcy nie były na rękę. A w II Rzeczpospolitej otrzymała Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski i Srebrny Wawrzyn Akademicki. Jednym słowem geniusz, czysty przypadek geniuszu. No to w takim razie, dlaczego nikt albo prawie nikt o tej pani nie pamięta poza Koninem, gdzie mieszkała do śmierci w tym dworku zakupionym za ostatnie pieniądze przez matkę?

Pani Urbanowska zmarła 1 stycznia 1939 roku w wieku prawie dziewięćdziesięciu lat. Tak pół żartem, pół serio można powiedzieć, że nawet wojnę przechytrzyła. Ale jak się jest tak przebiegłą osobą, to kto wie?

Krewni i znajomi Wojtusia z Zawad

Wojtuś z Zawad, czyli tak naprawdę Marceli Motty. Świetny nauczyciel i uczciwy człowiek, który utracił posadę dlatego, że nie chciał uczestniczyć w rewizjach prowadzonych na polecenie pruskich władz w mieszkaniach jego uczniów. Prywatnie szwagier Hipolita Cegielskiego. Wesołek ze specyficznym poczuciem humoru, którego nie utracił mimo że życie tak ciężko go doświadczyło. Być może właśnie ta cecha jego charakteru zjednała mu tak liczne grono znajomych i przyjaciół, o których warto opowiedzieć...

Targi Poznańskie już od samego początku istnienia przyciągały do Poznania tłumy. Z zasobów Narodowego Archiwum Cyfrowego, wybraliśmy dla Was unikalne zdjęcia Targów Poznańskich z lat 20. i 30. XX wieku. Tak wyglądały targi poznańskie przed wojną! Galeria archiwalnych zdjęć --->

Międzynarodowe Targi Poznańskie już przed wojną tętniły życi...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Zofia Urbanowska była prekursorką polskiej powieści fantasy, ale zasłynęła pochwałą pozytywizmu - Głos Wielkopolski

Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński