Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarząd się pali

Grzegorz Drążek, 16 kwietnia 2004 r.
Pożar na terenie byłych warsztatów szkolnych wybuchł kilka godzin po tym, jak zarząd powiatu stargardzkiego (na zdjęciu u dołu od lewej: Mirosław Dawidowicz, starosta Krzysztof Ciach, Andrzej Albrewczyński i Jan Szafran) podpisał umowę z firmą ochrony na pilnowanie tych obiektów. Pożar wybuchł, zanim firma pojawiła się przy ul. Szczecińskiej.
Pożar na terenie byłych warsztatów szkolnych wybuchł kilka godzin po tym, jak zarząd powiatu stargardzkiego (na zdjęciu u dołu od lewej: Mirosław Dawidowicz, starosta Krzysztof Ciach, Andrzej Albrewczyński i Jan Szafran) podpisał umowę z firmą ochrony na pilnowanie tych obiektów. Pożar wybuchł, zanim firma pojawiła się przy ul. Szczecińskiej. Emila Chanczewska
Przed pożarem, który wybuchł na terenie należącym do powiatu stargardzkiego, doszło tam do innej tragedii. Prądem porażony został młody mężczyzna.

Nad starostą stargardzkim Krzysztofem Ciachem pojawiły się czarne chmury. Opozycja w powiecie zamierza usunąć go ze stanowiska. Sprawa dotyczy niewłaściwej, zdaniem polityków opozycji w radzie powiatu stargardzkiego, ochrony terenu po byłych warsztatach szkolnych przy ulicy Szczecińskiej. A dokładniej braku takiej ochrony.

Za zgodą starostwa

Od kilku tygodni teren ten systematycznie był rozkradany przez miejscowych zbieraczy złomu. Politycy Platformy Samorządowej uważają, że zarząd powiatu stargardzkiego, właściciela tego terenu, powinien nie dopuścić do rozgrabiania opuszczonych budynków.

Tymczasem każdego dnia znikały szyby w oknach, resztki wyposażenia po byłych warsztatach, a nawet bramka wejściowa na ten teren. To wszystko działo się na oczach zbulwersowanych mieszkańców, którzy informowali "Głos" o totalnym bałaganie panującym w miejscu byłych warsztatów. Złomiarze wynosili wszystko, co tylko mogli sprzedać. Nie tylko nocą, ale i w ciągu dnia.

Niektórzy powoływali się przy tym na to, że mają oficjalne zezwolenie starostwa na wynoszenie złomu.

- Spotkaliśmy na terenie byłych warsztatów człowieka, który rozbierał garaże - mówi Wiesław Dubij, komendant straży miejskiej w Stargardzie. - Ten człowiek miał przy sobie zezwolenie ze starostwa na to, co robił.

Zarząd powiatu broni się, że zgoda nie dotyczyła rozbiórki budynków byłych warsztatów.

- Zgoda na wynoszenie złomu została wydana w postaci trzech zezwoleń osobom fizycznym pozostającym bez pracy - mówi Sławomir Wojciech Makowski, rzecznik prasowy zarządu powiatu stargardzkiego. - Zezwolenie dotyczyło rozbiórki wiaty drewnianej z elementami metalowymi, siedmiu sztuk garaży z zadaszeniem drewnianym z elementami metalowymi oraz dźwigu, słupków, bramy metalowej, kominów wentylacyjnych i schodów metalowych na terenie obiektów. Nadzór nad obiektem sprawowały policja i straż miejska, a od 6 kwietnia 2004 roku firma ochroniarska.

Poparzony mężczyzna

Wcześniej, bo 24 lutego, na terenie po byłych warsztatach doszło do tragedii. Dyżurny pogotowia ratunkowego powiadomił policję, że z trafostacji znajdującej się na tym terenie do szpitala przewieziono 22-letniego mężczyznę. Został porażony prądem. Miał poparzenia IV stopnia twarzy i stopy.

- Mężczyzna do tej pory przebywa w szpitalu - mówi st. post. Aleksandra Pajdowska, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie.

W starostwie usłyszeliśmy zapewnienia, że zarząd powiatu nie wiedział o tym zdarzeniu.

- Nie mieliśmy takiej informacji, gdybyśmy o tym wiedzieli, to zapewne zarząd powiatu podjąłby jakieś kroki - mówi rzecznik prasowy zarządu powiatu stargardzkiego.

Tragedia z lutego nie została nagłośniona. Temat stał się głośny dopiero, gdy na terenie należącym do powiatu stargardzkiego doszło do kolejnej tragedii.

Wielki pożar

Teren po byłych warsztatach od dłuższego czasu wystawiony jest na sprzedaż. Na razie bezskutecznie. Zarząd powiatu dopiero 6 kwietnia podpisał umowę z firmą ochrony na pilnowanie opuszczonych budynków. Zdaniem wielu, sam sposób wyboru firmy budzi kontrowersje. Jak poinformował nas Sławomir Wojciech Makowski, rzecznik prasowy zarządu powiatu stargardzkiego, propozycje złożono czterem firmom. Zrobiono to na telefon, bo podobno sprawa była pilna. Odpowiedziały trzy, z których wybrano tę Andrzeja Olczaka, radnego miejskiego z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

Jak mówił w jednym z wywiadów starosta Krzysztof Ciach, ochrona miała pojawić się na terenie po byłych warsztatach 6 kwietnia o godzinie 20. Przed 19 w jednym z opuszczonych budynków wybuchł pożar. Ogień szybko się rozprzestrzeniał. Tym bardziej, że budynek obłożony był papą, a konstrukcja była drewniana. Szef klubu radnych Platformy Samorządowej jest oburzony, że zarząd powiatu dopuścił do czegoś takiego.
- Na pewno nie świadczy to dobrze o zarządzie powiatu - uważa Robert Zdobylak. - Klub radnych Platformy Samorządowej złoży interpelacje w tej sprawie, rozważamy także złożenie wniosku o odwołanie ze stanowiska starosty Krzysztofa Ciacha. Dlaczego na tym terenie nie było nadzoru? Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii. Zagrożone było życie mieszkańców i ich majątków. W pobliżu jest oddział szpitala, dwie stacje benzynowe. W kategoriach przypuszczenia można powiedzieć, że po spaleniu zmniejszy się wartość obiektu. Komu na tym zależało?

Dlaczego dopiero 6 kwietnia podpisano umowę z firmą ochrony na pilnowanie terenu po byłych warsztatach?

- Dokonywane zostały czynności ustalające warunki nadzoru nad tymi obiektami - tłumaczy Wojciech S. Makowski. - Przeprowadzono rozmowy z kilkoma firmami zajmującymi się tego rodzaju działalnością oraz sprawdzano rzetelność wykonywanych usług. W dniu 5 kwietnia 2004 roku została wybrana firma "Olczak", natomiast umowę podpisano 6 kwietnia 2004 roku.

Na gazie i pod prądem

Dramaturgii dodaje fakt, że jeszcze dzień przed wybuchem pożaru w rurach na terenie byłych warsztatów włączony był dopływ gazu.

- Podczas lustrowania terenu poinformował nas o tym jeden z ludzi zbierających złom - mówi Wiesław Dubij. - Pokazał rurę, w której był gaz, a podobno ktoś już szykował się do jej zabrania.

Poinformowaliśmy gazownię o sytuacji.

Potwierdzają to pracownicy stargardzkiej gazowni.
- Zaraz po zgłoszeniu od straży miejskiej byliśmy na miejscu i zabezpieczyliśmy teren - mówi Łukasz Sobolewski, kierownik rozdzielni gazu w Stargardzie. - W dniu, kiedy wybuchł pożar, dopływ gazu był już wyłączony.

Innym zagrożeniem dla złomiarzy jest stacja transformatorowa znajdująca się w tym miejscu, gdzie w lutym porażony prądem został 22-letni mężczyzna.

- Jeżeli ktoś będzie próbował kraść jakieś jej elementy, to może zostać śmiertelnie porażony prądem - poinformował nas jeden z pracowników stargardzkiego zakładu energetycznego.
Zdaniem opozycyjnych wobec lewicowego zarządu powiatu polityków, wszystkie te przykłady działają na niekorzyść członków zarządu. Na najbliższej sesji rady powiatu prawdopodobnie dojdzie do głosowania w sprawie odwołania starosty Ciacha.

- O całym zarządzie źle to świadczy - mówi Robert Zdobylak. - Największa odpowiedzialność spoczywa na staroście, który jest gospodarzem tego mienia. Na terenie po byłych warsztatach szkolnych doszło do tragedii, a mimo to nie został wprowadzony nadzór tego miejsca. Zrobiono to dopiero po drugim zdarzeniu, wybuchu pożaru w jednym z budynków.

Policja przekazała sprawę pożaru do stargardzkiej prokuratury.

- Prokuratura winna się tym wszystkim zająć, bo ktoś zaniedbał swoje obowiązki - uważa Robert Zdobylak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński