Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy zamarli

Michał Fura, 21 czerwca 2003 r.
W wysokich falach zatoki zawodnika szukają ratownicy i jednostka SAR.
W wysokich falach zatoki zawodnika szukają ratownicy i jednostka SAR. Michał Fura
Przez kilkanaście minut piętnastu ratowników przeczesywało wodę w poszukiwaniu jednego z uczestników rajdu, świnoujścianina Grzegorza Grygierca. Gdy na miejsce przypłynęła jednostka ratownicza "Cyklon" - na brzegu wszyscy zamarli...

44 zawodników wystartowało wczoraj o 8.15 sprzed świnoujskiego urzędu miasta. Po jednym z każdego dwuosobowego zespołu, które zgłosiły się do udziału w rajdzie. Jechali na rowerach, ale na razie bez pośpiechu. To był start honorowy. Prawdziwy wysiłek i stres czekał ich za chwilę...

6 - 7 w skali Beauforta

Dojechali na Basen Północny. Tam czekał na nich prom "Berlin". Zawodnicy mieli nim wypłynąć na wody Zatoki Pomorskiej, a potem wskoczyć do wody i pokonać pół kilometrową odległość dzielącą ich do brzegu.

Nagle załamała się pogoda. Niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami, zerwał się silny wiatr i zaczęło padać.

Niektórzy zawodnicy zaczęli mieć nadzieję, że konkurencja pływacka zostanie odwołana. Po chwili do uczestników wyszedł Wiesław Rusak, pomysłodawca, współorganizator i kierownik rajdu.

- Nie będziecie skakać do wody ze statku. Jest prawie 7 stopni w skali Beauforta. Fala jest za duża. Jednostka nie może wypłynąć - oznajmił.

Część zawodników odetchnęła z ulgą.
- Pływanie to moja pięta achillesowa. Tego boję się najbardziej - powiedział "Głosowi" Wojciech Zarzycki z Gdańska. Na rajd przyjechał po raz pierwszy.

Płyniecie z plaży

Konkurencji jednak nie odwołano.
- Popłyniecie morzem wzdłuż brzegu - powiedział Wiesław Rusak. - Jedziemy na plażę. Tam wystartujecie.
Aby przetransportować wszystkich na plażę, Wiesław Rusak zamówił 10 taksówek.

Zawodnicy musieli opłynąć dwie stojące daleko od brzegu łodzie ratowników. W sumie - pół kilometra.
Ruszyli. Cześć wbiegła do wody na wysokości pływających w oddali łodzi. Jak się później okazało - zrobili błąd.

Prąd był tak duży, że znosił ich w stronę drugiej łodzi. Musieli więc stracić dużo czasu, a przede wszystkim sił, aby wrócić do do pierwszej łódki i ją opłynąć.

- Widać, że tylko kilku zawodników pływało już w takich warunkach - tłumaczył jeden z ratowników. - Wbiegli do wody, dużo dalej od pierwszej łódki, robiąc duży łuk. Prąd ich zniósł, ale właśnie wprost na pierwszą łódkę. Przez to nie musieli zawracać i tracić niepotrzebnie sił.

Po chwili jeden z zawodników wyszedł z wody. To był gdańszczanin Wojciech Zarzycki.
- Fala jest za duża - stwierdził - Bałem się płynąć dalej. Lepiej nie ryzykować...

Po chwili zrezygnował kolejny zawodnik. Tym razem kobieta. A po niej jeszcze trzy inne osoby.
- Brałam udział w rajdzie w tamtym roku i ten etap był o wiele łatwiejszy, bo nie było fal - przyznała. - Dziś są tak duże, że nie da się płynąć!

Reszta zawodników nie dawała jednak za wygraną. Na brzegu kilkunastu ratowników cały czas wypatrywało, czy nikt z nich nie wzywa pomocy. Po kilkunastu minutach atmosfera zaczęła robić się nerwowa...

Coś zauważyli

Najpierw do wody wbiegło czterech ratowników. Przepłynęli kilkanaście metrów i zeszli pod wodę. Nikogo nie znaleźli. Prąd cały czas znosił ich w prawą stronę. Pozostali ratownicy niecierpliwie wypatrywali, co dzieje się w wodzie.

Po około dwudziestu minutach pierwsi zawodnicy wybiegli z wody. Ciężko oddychając ze zmęczenia, biegli w stronę pływalni, gdzie czekał ich start do kolejnego etapu rajdu.

W miejscu, w którym wychodzili z wody, nagle zrobiło się pomarańczowo - do wody wbiegło piętnastu ratowników. Cześć pomagała najbardziej zmęczonym wyjść na ląd. Cześć pływała dalej od brzegu, cały czas nurkując.

- Kogoś szukają... - mówili nerwowo stojący na brzegu ludzie.
- Nie widziałem jeszcze wszystkich zawodników - dodał Sławomir Ryfczyński.

Na brzegu zaczęło robić się tłoczno. Zatrzymywali się przypadkowi spacerowicze. Wszyscy czekali w niepewności.
Nagle na wodzie pojawiła się jednostka ratownicza SAR "Cyklon". Wszyscy zamarli... Jednostka krążyła w miejscu, w którym pływała druga łódź ratownicza. Wyglądało na to, że kogoś szuka...
Brakowało jednego zawodnika - świnoujścianina Grzegorza Grygierca.

Dopiero po kilku minutach wyłonił się z wody razem z ratownikiem. Pomachał osobom stojącym na brzegu i ruszył w stronę pływalni. Był tak zmęczony, że nie miał siły mówić.

- Nie miał już siły płynąć - opowiada Jarosław Włodarczyk, ratownik, który pomagał mu wyjść z wody. - Całe szczęście, że miał na sobie piankę, która unosiła go na wodzie. Gdyby nie to, mogłoby skończyć się tragicznie.

W wodzie nie został już nikt z zawodników. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Zawodnicy, przebrali się w suche stroje i wyruszyli na kolejny etap rajdu - 18 kilometrów biegu. Pierwsi spodziewani są na mecie dziś nad ranem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński