Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wilki morskie z Ligi Polskich Rodzin

Michał Kowalski
W Słupsku szefem Agencji Nieruchomości Rolnych został Mieczysław Meyer związany z Samoobroną. Nie ma matury, nie wiadomo, gdzie wcześniej pracował. Jego konkurenci polityczni mówią, że ma długi. Na swoje stanowisko awansował ekspresowo po tym, jak ANR przejęło Ministerstwo Rolnictwa kierowane przez Andrzeja Leppera.
W Słupsku szefem Agencji Nieruchomości Rolnych został Mieczysław Meyer związany z Samoobroną. Nie ma matury, nie wiadomo, gdzie wcześniej pracował. Jego konkurenci polityczni mówią, że ma długi. Na swoje stanowisko awansował ekspresowo po tym, jak ANR przejęło Ministerstwo Rolnictwa kierowane przez Andrzeja Leppera. Internet
Miało być inaczej, a jest tak samo jak wtedy, gdy w Polsce rządziła lewica. O nominacja decyduje wierność partii.

Liga Polskich Rodzin traktuje Urząd Morski w Słupsku jak swój łup i obsadza stołki swoimi. Nieważne, z jakimi kwalifikacjami. Grunt, że wiernymi. Robi to partia, która gromiła SLD za takie praktyki.

- Przyszłam do pracy i dowiedziałam się, że zostałam zwolniona. Zakazano mi nawet podejść do swojego biurka. Powiedziałam, że i tak tam pójdę, bo wręczone mi wypowiedzenie to poważne pismo, nad którym w spokoju muszę się zastanowić - mówi jedna z byłych już pracownic Urzędu Morskiego w Słupsku.

Porozmawiać z kimkolwiek tam trudno. Nikt nie zna dnia ani godziny. Nagle ktoś się w pracy nie pojawia albo słyszy, że ma już inne stanowisko czy szefa. Od czasu, kiedy na dyrektora instytucji mianowano Bogusława Piechotę, związanego z LPR, z pracy wyleciało już 15 osób. Na ich miejsce przyszły 24 - w większości powiązane z LPR albo Obywatelskim Porozumieniem Prawicy. To komitet Roberta Strąka, posła LPR, stworzony kiedy kandydował na prezydenta Słupska.

- Zwalniani nie muszą pracować, ale mają płacone za okres wypowiedzenia. Na ich miejsce przychodzą nowe osoby i też dostaną pensje. Budżet płac skończy się we wrześniu - przewiduje jeden z pracowników.

Miał pszczółki, ma rybki

Piechotę na stanowisko wylansował poseł Strąk. Kim jest nowy dyrektor Urzędu Morskiego? To stary budowlaniec i kolejarz (32 lata na różnych stanowiskach), znany z odbudowy rasy świni pstrej złotnickiej. Prywatnie miłośnik pszczół.
Pewny swego. Mocny w słowach. - Zapewniam, że nie zejdę z drogi, którą obrałem - mówi.

Z morzem miał w życiu niewiele wspólnego. To zaskakujące w świetle Ustawy o obszarach morskich Rzeczpospolitej Polskiej i administracji morskiej. Czytamy w niej: "Na stanowisko dyrektora i zastępcy dyrektora urzędu morskiego może być powołany wyłącznie obywatel polski posiadający wykształcenie wyższe oraz wiedzę, kwalifikacje zawodowe i doświadczenie z zakresu gospodarki morskiej oraz funkcjonowania administracji morskiej."

Partyjna sympatia

Niewiele wspólnego z morzem miał także Tomasz Górski, działacz LPR-u ze Słupska. Z wykształcenia prawnik. Został zastępcą dyrektora. Nadzoruje dział techniczny. Nigdy nie miał doświadczenia w tej dziedzinie.

- Ja go nie zatrudniłem. Powołał go minister Rafał Wiechecki - tłumaczy Piechota.
W nowej obsadzie urzędu jest też znajoma ministra: radczyni prawna Edyta Kossowska-Stanuch ze Szczecina. Bywa w Słupsku dwa razy w tygodniu. Dostaje za to pięć tysięcy złotych brutto. - To moja sprawa - kwituje Piechota pytanie o tę decyzję personalną..

Z LPR związany jest także Jerzy Zięcik, który został naczelnikiem wydziału zamówień publicznych. - Byłem członkiem LPR-u. Zawiesiłem członkostwo. Jestem sympatykiem tej partii - stwierdza.

To samo mówi o sobie Tomasz Tarnogrodzki, który startował do Rady Miejskiej Słupska z listy LPR. Są jeszcze Waldemar Iciakowski - dziś pracownik wydziału administracyjno- gospodarczego, Paweł Flinik - naczelnik kadr i Lucyna Krasowska - sekretarka. Wszyscy startowali z OPP posła Strąka.
Specjalistą w dziale zamówień publicznych została Wioleta Niczyporuk, absolwentka KUL-u. Jej doświadczenie w tematyce przetargowej sprowadza się do rocznego kierowania dystrybucją w Polskim Towarzystwie im. Tomasza z Akwinu.

- Na wszystkie te stanowiska były ogłaszane konkursy - twierdzi Piechota. I koniec dyskusji.

Morski rodzynek

Drugim zastępcą dyrektora Piechoty został Waldemar Rekść. Wreszcie ktoś z kwalifikacjami. Magister inżynier budowy okrętów i starszy oficer mechanik.

- Zerwałem intratny zagraniczny kontrakt i na własny koszt wróciłem do Polski z Ekwadoru, aby wziąć udział w odbudowie polskiej gospodarki morskiej - stwierdza.
Rekść uważa, że nowy kierunek budowy urzędu jest prawidłowy. Po pierwszym artykule o zmianach kadrowych napisał do nas list: "Sądzę, że artykuł jest mocno krzywdzący i nie jest to dobra droga do budowy normalnej Polski."

Rekść chciał już budować normalną Polskę, startując na prezydenta Gdyni z listy LPR w 2006 roku. Dostał zaledwie 0,7 procent głosów.

Tymczasem Urząd Morski prześwietla prokuratura. Piechota podczas spotkania z naszym reporterem zamaszystym ruchem ręki pokazuje, jak dużo dokumentów związanych z przetargami złożył do organów ścigania.

Sam też jest sprawdzany. Jeden z pracowników - Maciej Ziemiec - złożył zawiadomienie w sprawie umorzenia przez PIechotę 200 tys. zł karnych odsetek firmie, która nie wykonała inwestycji na czas. Twierdzi także, że dyrektor bezprawnie zmienił projekty opaski brzegowej w Łebie.

- Zobaczymy, co zostanie z pana Ziemca po postępowaniu prokuratorskim - mówi Piechota.

Prokurator bada też, czy zgodnie z prawem w porcie w Ustce stanęła figura św. Nepomucena. To była jedna z głośniejszych medialnie decyzja Piechoty.
Nie widzę w tym nic złego

Co na to wszystko mówi poseł Robert Strąk? - Czy ja mam wpływ na obsadzanie stanowisk w Urzędzie Morskim? - pyta. - Ja plotek nie komentuję. Pytałem dyrektora Piechotę o te stanowiska. Udzielił mi informacji, z której wynika, że z 24 osób przyjętych do urzędu od czasu objęcia przez niego stanowiska, na listach wyborczych LPR-u było pięć czy sześć. Nie widzę nic dziwnego w tym, że dyrektor i jego zastępcy pochodzą z LPR-u. To są stanowiska polityczne, nie podlegające służbie cywilnej. W mojej ocenie kompetentni ludzie z prawicy mają w Słupsku prawo do pracy. Nie może być tak, że takie prawo mają tylko ludzie z SLD - w przypadku instytucji miejskich, i PO - jeżeli chodzi o instytucje podlegające marszałkowi.

Polityczne rozdawnictwo

Gdy koalicjanci - PiS i Samoobrona - zabrali się do dzielenia łupów głośno było o tym, że agencje rolne przypadną Samoobronie. Praktyka pokazała, że różnie z tym jest. W regionie koszalińskim filią ANR kieruje przedstawiciel Samoobrony, ale łupy w terenie, czyli w jednostkach gospodarowania zasobami, przypadły głównie PiS. Tak jest w Karnieszewicach, Świdwinie, Szczecinku i Kołobrzegu. Samoobrona ma natomiast swojego człowieka w Drawsku.

Co do oddziałów ARMiR, to Samoobrona ma swoich przedstawicieli w strukturach koszalińskich, sławieńskich i białogardzkich. - W trzech innych - w Świdwinie, Szczecinku i Drawsku - to PiS ma swoich ludzi - mówi Jan Łączny, szef zachodniopomorskiej Samoobrony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński