Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Szczecinie mamy klinikę prawdziwych Mikołajów

Celina Wojda
Marzena Górska w Stowarzyszeniu Rodziców Dzieci Chorych na Białaczkę i Inne Choroby Rozrostowe Krwi działa już od 23 lat, obecnie jest jego przewodniczącą
Marzena Górska w Stowarzyszeniu Rodziców Dzieci Chorych na Białaczkę i Inne Choroby Rozrostowe Krwi działa już od 23 lat, obecnie jest jego przewodniczącą
Klinika Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej PUM znana bardziej jako oddział świętego Mikołaja powstała z inicjatywy rodziców, którzy założyli stowarzyszenie i wybudowali szpital.

Duży, czteropiętrowy budynek z nowoczesnymi salami i sprzętem dla dzieci. Na wejściu siedzi figurka świętego Mikołaja, bo właśnie jego imieniem nazywany jest ten oddział. Bo na salach oddziału pracują, przychodzą i leżą Mikołaje, którym uśmiechy nie schodzą z twarzy. Jeszcze 20 lat temu lekarze z Kliniki Pediatrii, Hematologii i Onkologii Dziecięcej PUM nie wierzyli w to, że będą leczyć dzieci z chorobami nowotworowymi w zupełnie odrębnym budynku, nie wierzyli, że każde dziecko będzie miało swoją osobną salę, że rodzice będą mogli spać w pokojach hotelowych, a na korytarzach będzie kolorowo i wesoło.

Na początku było Stowarzyszenie

W 1991 roku rodzice lekarze z chorych dzieci postanowili założyć Stowarzyszenie Rodziców Dzieci Chorych na Białaczkę i Inne Choroby Rozrostowe Krwi. Założyli to stowarzyszenie, aby pomagać lekarzom i wspierać rodziców oraz dzieci, które zachorowały na nowotwór. I tak już od niemal 25 lat działają na zasadzie wolontariatu.

- To były ciężkie czasy - wspomina jedna z członkiń stowarzyszenia Marzena Górska. - Brakowało wszystkiego. Za mało było strzykawek, gazików. W związku z tym takie społeczne ciało, jakim było stowarzyszenie było szalenie potrzebne.

Pani Marzena razem z mężem do stowarzyszenia dołączyła w 1993 roku, gdy ich wtedy dziewięcioletnia córka zachorowała na białaczkę. Wtedy też postanowiła pomagać innym rodzicom.

- Stworzyliśmy jedna wielka rodzinę - mówią rodzice innych chorych dzieci. - To życie zapisało nas do tego Stowarzyszenia.

Wybudujemy sobie szpital...powiedzieli

W latach dziewięćdziesiątych wszystkie dzieci leżały na jednym oddziale ogólnopediatrycznym. Maluchy z chorobami nowotworowymi przebywały w tych samych salach z dziećmi, które miały zapalenie płuc czy grypą żołądkową. Pociechy po chemioterapii z zerową odpornością były narażone na infekcje, zarazki i utratę życia wcale nie w związku z chorobą nowotworową.

- Gdy nasza córka leżała właśnie na takim oddziale to granice wyleczalności białaczki wynosiły około 65 proc. Dzisiaj jest to na poziomie 90 proc. - opowiada pani Marzena.

Aby tę wyleczalność zwiększyć rodzice i lekarze wiedzieli, że dzieciom potrzebne są inne warunki leżenia w szpitalu. Dzieciom potrzebne były osobne pokoje, własne węzły sanitarne, całkowicie zamknięty oddział, przez który nie będą się przewijać tłumy. I wtedy powstał pomysł, aby wybudować nowy oddział, zupełnie nowy budynek właśnie dla tych chorych dzieciaczków.

- Pewnie dlatego, że nie do końca wiedzieliśmy co to znaczy budowa szpitala, to podjęliśmy się tego zadania - śmieje się pani Marzena. - Wszyscy kręcili głowami, mówili że jesteśmy szaleni. Ale my z polską, ułańską fantazją powiedzieliśmy, że wybudujemy szpital.

I wybudowali. Pieniądze zbierali na ulicy, organizowali bale charytatywne, licytacje, kwesty, prosili o 1 proc. z podatku i powoli, powoli uzbierali potrzebne pieniądze. Szpital z miesiąca na miesiąc rósł.

- To było fantastyczne, że mogliśmy pokazywać postępy - wspomina Marzena Górska obecna prezes stowarzyszenia. - Mówiliśmy, że mamy już jedno piętro to teraz zbieramy na drugie. Później na dach, na okna i tak postawiliśmy ten szpital.

Gdy już budynek stał w stanie surowym, ostanie 5 mln zł dodało Ministerstwo Zdrowia. Te pieniądze poszły na zakup sprzętu i wyposażenie sal. To było 11 lat temu.

Mikołaj od Mikoł
ajów

Budowa szpitala trwała 7 lat. Przez te wszystkie dni, miesiące rodzice ze Stowarzyszenia oraz lekarze wszelkimi możliwymi kanałami szukali pieniędzy. Gdy na wielkie otwarcie zaprosili darczyńców, ci nie wierzyli, że budowa została zakończona, że się udało.

- Mówili nam, że to jest niemożliwe, że tyle razy dawali na jakieś budowy i nic z tego nie wychodziło, a my wybudowaliśmy!

To było wielkie otwarcie szpitala i wielka radość wśród dzieci, które przeprowadziły się do nowych, pięknych sal. Ale także lekarzy zadowolonych, że maluchy nie muszą już leżeć z innymi chorymi i również rodziców, którzy nie muszą spać przy łóżkach, bo mają specjalne pokoje hotelowe.

Gdy już wszystko się udało i oddział zaczął funkcjonować, pojawił się pomysł aby jakoś ten nowy szpital nazwać. Stowarzyszenie ogłosiło casting. Wygrała nazwa Oddział świętego Mikołaja.

- Koleżanka stwierdziła, że szpital wybudowali Mikołaje i tak też powinien się nazywać. Nawet z nią dyskutowaliśmy, bo ta nazwa była najwspanialsza - wspomina Marzena Górska.

Jedna wielka rodzina

Rodzicom ze Stowarzyszenia zależy na tym, żeby w szpitalu było kolorowo, wesoło i przytulnie. Tak jak w domu. Dlatego korytarze są przystrojone, sale pomalowane na różne kolory. Na początku wystrojem wnętrza zajmowało się stowarzyszenie. Dzisiaj robią to już dzieci, rodzice i pielęgniarki z poszczególnych pięter, bo zależy im na tym, żeby właśnie u nich było najładniej.

Na tym magicznym oddziale wszyscy czują się jak jedna wielka rodzina. Rodzice ze stowarzyszenia dbają o to, aby każde dziecko w mikołajki, Dzień Dziecka otrzymało prezent, a rodzice chociaż na chwilę zapomnieli o troskach i kłopotach. Działalność Stowarzyszenia Rodziców Dzieci Chorych na Białaczkę i Inne Choroby Rozrostowe Krwi to nie tylko drobne prezenty dla maluchów, to także walka o pieniądze na ich leczenie, wspieranie lekarzy oraz przede wszystkim rodziców. I nie chodzi tu tylko o wsparcie duchowe, ale także materiale. Stowarzyszenie kupuje lekarstwa dla maluchów, wyposaża oddział w sprzęt.

- Jeśli przychodzą do nas lekarze z oddziału z prośbą o pomoc w załatwieniu lekarstw lub sprzętu, to już wiemy, że wszystkie inne źródła i możliwości zawiodły - opowiada Marzena Górska .

Bo na tym oddziale jedni pomagają drugim, niektórzy mogą wesprzeć finansowo. Inny z kolei mają do zaoferowania tylko kubek ciepłej kawy. Ale bez względu na formę pomocy wszyscy są tak samo dla siebie życzliwi i wdzięczni.

- Myślę, że dużo daje atmosfera, jaka tu panuje. Ale to jest praca nas wszystkich - tłumaczy prezes stowarzyszenia. - Każdy z nas chce, aby mimo ciężaru jaki niesie ze sobą choroba nowotworowa wszystko było tak kolorowe i inne, jakby należało do innego świata. Żeby chociaż na chwilę dzieci mogły zapomnieć.

Czasem zapomnieć się nie da, bo gdy wchodzi ciężkie leczenie, chemioterapia i ból to żadne dziecko nie jest szczęśliwe, a jego jedynym marzeniem jest to, żeby być zdrowym. Jednak w takich właśnie momentach wolontariusze ze stowarzyszenia spełniają się najbardziej. Bo jak sami mówią, mają wielką frajdę z tego, że mogą pomagać, mogą wywoływać uśmiechy na twarzy dzieci i rodziców.

- Tu się fajnie przychodzi, mimo tego że wiemy dokąd przychodzimy. Ale każdy z nas ma świadomość, że może być świadkiem śmierci dziecka - dodaje pani Marzena. - Jednak mamy też rodziców, którzy właśnie po takich smutnych doświadczeniach dołączają do nas i mówią, że chcą pomagać innym.

W Stowarzyszeniu od nikogo się nie wymaga, aby był w szpitalu codziennie. Również żaden rodzic nie ma obowiązku bycia wolontariuszem. Tam działają osoby, które tego po prostu chcą. Niektórzy nawet przychodzą, gdy już ich dzieci są zdrowe i wyleczone. Inni z kolei wraz zamknięciem drzwi szpitalnych już nigdy więcej nie chcą tam wracać i nikt nikomu nie ma tego za złe.

- Ja się nie dziwię rodzicom, którzy nie chcą tu wracać i nie mam do nich o to żalu. Każdy przechodzi chorobę na swój sposób, my cieszymy się z tego, że dzieci wychodzą ze szpitala zdrowe i że mogliśmy im w jakikolwiek sposób pomóc.

Polecamy na gs24.pl!

Czy przebudowa dworca zmierza do końca? Zobaczcie sami jak wygląda inwestycja, która ma być zakończona - przynajmniej teoretycznie do końca 2015 roku. Nieoficjalnie mówi się o zakończeniu prac wiosną przyszłego roku.

Przebudowa dworca Szczecin Główny. Jak postępują prace [zdjęcia]

Gs24.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński