MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba pomóc dziecku

Emilia Chanczewska, 2 kwietnia 2004 r.
Tomek jest owocem gwałtu. Jego mama, Bożena, została przez własną matkę sprzedana Rumunowi. To on jest ojcem Tomka.

Długo się do tego nie przyznawał. Bożena dwukrotnie jeździła na bardzo drogie badania, które w końcu na 100 procent potwierdziły ojcostwo.

- Własna matka sprzedała mnie za starych 100 milionów, gdy miałam niespełna 15 lat - opowiada Bożena, 24-letnia dziś kobieta. - Rumun zgwałcił mnie. Gdy miałam 16 lat urodziłam Tomka. Chcieli mi go zabrać. Przez trzy lata mieszkałam z nim pod namiotem.

Potem oddałam go do siostry, skąd zabrali go do Domu Dziecka nr 2, przy ulicy Staszica w Stargardzie. Walczyłam o dziecko, teraz jest na stałe ze mną. Dopiero później dowiedziałam się, że u siostry miał przypalane papierosem usta, chodził w nocy po pizzerii, która tak naprawdę była burdelem. Nie chcę znać rodziny, ale oni nie dają mi spokoju. Jeden z braci nachodzi nas, powiedział do pań kuratorek, że ćpamy, pijemy, głodzimy dzieci. A my nie robimy nic takiego, siedzimy spokojnie w domu. Piszą na mnie skargi i wychodzi na to, że ja jestem winna. Prawda jest taka, że to oni robią niestworzone rzeczy. Chcieliby, żebym tam wróciła, a ja tam nigdy nie wrócę. Matka teraz jest w strasznej sytuacji, brat chce wyrzucić ją z domu.

Nachodzi mnie też konkubent matki i facet mojej siostry. Na zmianę. Przyjeżdżają pijani, walą w drzwi, nie chcą odejść. Wołam policję, która mówi, by oddać sprawę do sądu. Oni nic nie zrobią, nie założą sprawy, nie pomogą mi.

Bożena mówi, że zapomniała matce krzywdę, że zdusiła ją w sobie. Nie może jednak zapomnieć bratu, że tknął jej syna. Wujek Wiesław ma 23 lata. Jest bardzo niski, karłowaty, cierpi na zanik hormonu wzrostu. Od stycznia jest w zakładzie karnym. Został skazany za to, że przez pół roku zmuszał Tomka do stosunków, do wzajemnego onanizowania się, do całowania go.

Cała rodzina odsunęła się od Bożeny, zarzucają jej, że wsadziła brata do kryminału. Nie wierzą, że molestował Tomka. Mówią, że robił to konkubent Bożeny i mężczyzna, od którego wynajmuje mieszkanie. Tomek wydaje się być spokojnym dzieckiem, gdy odwiedzam rodzinę wita mnie w drzwiach uśmiechem, mówi "dzień dobry".

Częstuje samodzielnie zrobioną sałatką owocową. Mówi, że dostał piątkę z religii. Jego opiekunowie mówią jednak, że chłopiec jest bardzo nadpobudliwy. Musi sam spać, nie może oglądać bajek z przemocą. Czasami nie chce słuchać matki, lekceważy ją. Nie chce wracać wspomnieniami do strasznych przeżyć, trzęsie się na słowo babcia, czy wujek. Nie chce ich znać.

- Uważam, że te wydarzenia nie rzutują już na zachowanie chłopca, na jego relacje z innymi - mówi wychowawczyni klasy, w której uczy się Tomek. - Kiedyś chłopiec przez jakiś czas nie chodził do szkoły, teraz dużo się zmieniło. Matka dopełnia wszystkich szkolnych obowiązków. Według mnie najgorsze jest to, że rozprawy w sądzie odbywają się bez udziału psychologa.

Rodziną opiekuje się kurator, sytuacja znana jest także szkolnej pedagog.

- Tej rodzinie trzeba pokazać inny sposób na życie - dodaje szkolny pedagog. - Chłopiec już stoi na prostej, nie stacza się. Potrafi funkcjonować w szkole, ma tu największy komfort. Musi mieć jeszcze adekwatnie podwyższoną samoocenę, wzmocnioną osobowość. Potrzebne jest wsparcie, rozmowa.

Bożena jest z Darkiem. Mają córeczkę, w drodze jest następne dziecko. Tomek do Darka mówi "tato".

- Takiemu dziecku trzeba odbudować dzieciństwo i zachwiane poczucie bezpieczeństwa, nie etykietować go "wykorzystane", nie wracać do tych przeżyć - twierdzi Aneta Zamanek, psycholog z Zespołu ds. Nieletnich Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie. - Zrobić krok do przodu, a nie wracać w przeszłość. Ważna jest więź emocjonalna z matką, wspólne odrabianie lekcji, spacery, czytanie bajek, a nawet oglądanie telewizji. Muszą dużo robić razem. Matka powinna go doceniać, chwalić, znaleźć mu miejsce w rodzinie, okazywać zainteresowanie.

- Chciałabym go wyleczyć, ale na półroczną terapię u specjalisty ze Szczecina, czy Poznania potrzebne jest 6 tys. zł - mówi Bożena. - Nie mam tyle pieniędzy. W Stargardzie natomiast nie ma nikogo, kto chciałby się tego podjąć, w niektórych instytucjach usłyszałam, że nie mają na to pieniędzy. Bardzo mi zależy na spokoju dzieci. Szukam pomocy wszędzie. Ktoś powinien nam pomóc! Nie wiem, co mam zrobić...

***

Wszystkie imiona bohaterów tekstu zostały zmienione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński