Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin: Siostry chcą pomóc ludziom

Anna Miszczyk
Rozmowa z ks. dr. Grzegorzem Harasimiakiem, pełnomocnikiem prawnym Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza w Trzebnicy.

- Co zamierzają zrobić Siostry z Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza z Trzebnicy z dawnym Szpitalem Miejskim?

- Intencją sióstr jest prowadzenie działalności zgodnie z ich charyzmatem, czyli niesienie pomocy w zakresie medyczno-opiekuńczym ludziom, społeczności lokalnej, którą tworzymy. Siostry zamierzają przywrócić funkcjonowanie placówki w takim duchu, w jakim była podczas ich pracy tutaj, czyli przed ponad stu laty. Szpital otwarto w 1910 roku, czyli będziemy mieć wkrótce setną rocznicę jego powstania.

- Władze mówiły dotychczas, że ten budynek oraz przylegający do niego teren należą do miasta i zamierzają to wkrótce sprzedać. A teraz nagle słyszymy, że to własność sióstr...

- Prawo własności jest święte. I należy do tego, kto tę nieruchomość nabył. Siostry nabyły tę nieruchomość z własnych środków. Stworzyły wszystkie dzieła, które tam są, i które były im nieprawnie odebrane. I od 1989 roku starały się to odzyskać. Do 1989 r. nikt sióstr nie wydziedziczył z tej własności, mało tego: poszczególne urzędy administracyjne, łącznie z Ministerstwem Komunikacji powoływały się na księgę wieczystą, w której siostry były właścicielem nieruchomości. W dokumentach, nawet tych państwowych z okresu władzy ludowej, siostry widnieją jako właścicielki, tylko są pozbawione - ze względu na politykę wyznaniową PRL i racje społeczne - możliwości posiadania, ponieważ działa szpital i takie jest zapotrzebowanie. Później zmieniono argumentację na bardziej prawną, że dekret z 1946 r. o przejęciu mienia poniemieckiego powoduje to, że z mocy prawa mienie przeszło na Skarb Państwa, co jest błędną interpretacją. Zostało wyraźnie stwierdzone, że dekret, po pierwsze, łamie prawo, po drugie: decyzja dotycząca nieruchomości w Szczecinie była wydana nawet z naruszeniem interpretacji tego dekretu. Czyli podwójna nieprawidłowość. Siostry mogły dopiero po 1989 roku ubiegać się o odzyskanie tego, co im odebrano. I w pakiecie ponad 20 wniosków zgłoszonych do Komisji Majątkowej wymieniony był i obiekt w Szczecinie. I wtedy to było na mocy ustawy o stosunku państwa do Kościoła. Dano wtedy taką możliwość, by przywrócenie mienia można było załatwić administracyjnie. By odciążyć sądy, poszło to drogą administracyjną, nie zamykając oczywiście drogi sądowej. Do 1994 roku wniosek sióstr rozpatrywano. Siostry wiedziały, że szpital jest dla miasta istotny. Jedyną możliwością jego odzyskania, jaka wtedy była, było jego zamknięcie i przejęcie. Siostry nie chciały tego robić. Wystosowały więc pismo do Komisji, że wycofują wniosek, w znaczeniu: wstrzymują, zawieszają procedurę odzyskiwania tego majątku. Nie chciały krzywdzić ludzi. Wymagał tego interes społeczny. Komisja przychyliła się do ich wniosku. Dopiero kiedy w połowie obecnej dekady zaczęły być problemy ze szpitalem, w końcu go zamknięto, siostry monitorując, co się w tej sprawie dzieje, podjęły konkretne działania. By nie być posądzone o szkodliwe działanie, czekały aż bramy szpitalne zamknięto. Teraz chcą nadal kontynuować swoje dzieło w tym miejscu, by służyło dla dobra społeczności lokalnej.

- Tylko czy siostry sobie poradzą z prowadzeniem takiego szpitala? Poprzednicy nie dali rady. Utrzymanie takiej placówki to ogromne koszty. Trzeba ją przystosować do wymogów rozporządzenia ministra. Nie wiadomo, czy NFZ podpisze z taką placówką kontrakt...

- Wiele dzieł katolickich na samym początku stawało przed takimi przeszkodami. Mówiono "wy się utopicie finansowo", "nie dacie rady". Tak było w przypadku budowy katedry. A dziś- stoi? To nie jest największy problem. Ważniejsze jest, w jakiej formie to uczynić, która forma byłaby najbardziej dziś potrzebna.

- Może jednak siostry rozważają przeznaczenie tej nieruchomość na inny cel?

- Świętym prawem własności jest to, że można zrobić, co się chce. Tu jednak nie chodzi, by za wszelką cenę odzyskać tę nieruchomość, ale że została ona poświęcona Bogu (była tam kaplica, służono Bogu pomagając ludziom najbardziej potrzebującym), wyrosła na pewnej duchowości, którą są przesiąknięte ściany tego szpitala. Praca nie była tutaj prosta. Przyjeżdżali tutaj robotnicy, w przeważającej części katolicy z Polski, w okresie II wojny światowej - nawet do 10 tysięcy ludzi. Siostry prowadziły tutaj działalność charytatywną, ale i duszpasterską. Są tutaj mocno zakorzenione. Siostry, które kiedyś tu przebywały, były tak wycieńczone fizycznie pracą, że zapadały szybko na zdrowiu. Wracały do domu generalnego w Trzebnicy i tam umierały w wieku 20-30 lat. To takie dramatyczne znaleźć się na cmentarzu i zobaczyć groby dwudziestokilkuletnich sióstr. Czy można zignorować to dziedzictwo? Teraz siostry chciałyby tutaj reaktywować swoją działalność. Poprosiły o pomoc Księdza Arcybiskupa jako gospodarza i rządcę Diecezji, czyli ordynariusza miejsca, rozmawiają z miastem. Mogłyby nie informując nikogo złożyć wniosek do Komisji Majątkowej przy MSWiA. Ale chcą współpracować. Liczą też na pomoc świata lekarskiego, że podpowie im, jakie formy opieki medycznej są tutaj pożądane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński