Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świnoujście: mieszkańcy żądają sprawiedliwości

Hanna Nowak-Lachowska
- Janek, to był porządny człowiek - mówili ludzie zapalając znicze. - Całe życie ciężko pracował. Gdyby nie tych dwóch gnojków, nadal byłby z nami.
- Janek, to był porządny człowiek - mówili ludzie zapalając znicze. - Całe życie ciężko pracował. Gdyby nie tych dwóch gnojków, nadal byłby z nami. Sławek Ryfczyński
Po tragicznej śmierci Jana Rosia, mieszkańcy ulicy Hołdu Pruskiego domagają się eksmisji rodziny, bo jak mówią, to oni są wszystkiemu winni. - Oni i radny, za którego placami się chowają - dodają.

W sobotę rano ludzie wyszli przed swoje domy. Trzymali w rękach transparenty z napisami "kto będzie następny", "żądamy eksmisji" itp. Przed bramą kamienicy, w której mieszkał Jan Roś, od piątku wieczór palą się znicze.

Boją się wychodzić z domów

O tym, że na tej ulicy źle się dzieje, mieszkańcy głośno mówili już od dawna. Jak mówią, wszystko zaczęło się, gdy do kamienicy sprawdziła się rodzina K.

- Dwóch synów pani K. to narkomanii. Cały czas ćpają. Zaczepiają nas i grożą "że załatwią" - opowiadają ludzie. - Wieczorami boimy się nawet wyjść z psami.

To oni go przyprowadzili

Dzień przed Sylwestrem dwaj synowie pani K. przyszli do kamienicy razem z znajomym. Chcieli wejść do mieszkania, ale matka nie chciała otworzyć im drzwi. Zaczęli się awanturować na klatce. W domu Jana Rosia spał malutki wnuczek. Pan Jan wyszedł na klatkę, aby uspokoić towarzystwo. Jeden z nich chwycił go i pchnął. Pan Jan spadł ze schodów.

Nieprzytomny, z ciężkimi obrażeniami głowy, trafił do szpitala. W piątek zmarł nie odzyskawszy przytomności. Sprawca to 48-letni Stanisław Z. Decyzją sądu został tymczasowo aresztowany. Odpowie za spowodowanie ciężkich obrażeń ciała, które doprowadziły do śmierci Jana Rosia.

Mieszkańcy uważają, że karę powinni ponieść także bracia K.
- Gdyby nie oni, pan Jan by żył. To oni sprowadzają do naszej kamienicy różny element. Tego Stanisława Z. też - mówią. - Było spokojnie, dopóki tu nie mieszkali.

Za plecami radnego

Opowiadają, że obaj bracia czują się pewni, bo ich matka jest "prawą ręką" radnego i działacza społecznego Stanisława Huszczy.

- Nawet teraz śmieją się nam prosto w twarz - mówi jeden z mieszkańców. - Oni, ich matka i pan Huszcza. I nikt na to nie reaguje.

Mogło dojść do linczu

W piątek wieczorem, gdy przed kamienicą zapłonęły pierwsze znicze, na ulicy pojawiła się grupa młodych ludzi. Na wieść o śmierci pana Jana, przyszli z całego miasta, aby jak mówili "sprawiedliwości stało się zadość".

Czekali, aż z domu wyjdą bracia K. Stojąca przed kamienicą grupka mieszkańców domyśliła się, co chcą zrobić.

- Chłopaki dajcie spokój. Przez takie "g..." pójdziecie siedzieć - tłumaczyli młodym ludziom. - Szkoda waszego życia.

Młodzi mężczyźni posłuchali ich i rozeszli się. Mieszkańcy ulicy Hołdu Pruskiego są jednak zdeterminowani. Mówią, że jeśli nikt im nie pomoże, to zajmą się tym sami. Nie chcą czekać, aż znów dojdzie do tragedii.

Więcej w poniedziałkowym papierowym wydaniu "Głosu Szczecińskiego".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński