Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyjaciele o Jerzym Zimowskim

Piotr Jasina
Jerzy Zimowski - zdjęcie z prywatnego zbioru Andrzeja Milczanowskiego.
Jerzy Zimowski - zdjęcie z prywatnego zbioru Andrzeja Milczanowskiego. Reprod. Marcin Bielecki
Przed kilkoma dniami zmarł Jerzy Zimowski, były poseł i wiceszef MSWiA. Wspominają go ludzie, którzy go znali i razem walczyli o demokrację.

Andrzej Milczanowski,

przyjaciel zmarłego, lider podziemnej "S" w latach 80., organizator struktur podziemia w regionie, szef UOP, MSWiA:

- To ogromna strata. Jurek kawał czasu spędził w Szczecinie, był tu od 1963 do 1995 roku. To była postać bardzo wyrazista. Człowiek o szerokich zainteresowaniach, znawca literatury, miłośnik muzyki poważnej, jazzu, znawca teatru, bibliofil. Kochał książki. Był bez wątpienia erudytą.

To był rasowy polityk, z chłodną, realistyczną oceną różnych sytuacji. Umiał patrzeć z dystansem. Chociaż wydawał się twardym mężczyzną, w gruncie rzeczy był to niezwykle ciepły, wrażliwy i uczuciowy człowiek. Wspaniały facet.

Wspólnie pracowaliśmy w Prokuraturze Rejonowej w Szczecinie, potem przyłączył się do ruchu "Solidarności". Był internowany w 1981, do domu wrócił dopiero przed świętami 1982 roku. Włączył się do działalności podziemnej. Pisał do pism niezależnych takich jak "Obraz" i "Grot". Był członkiem Rady Krajowej NSZZ "S".

Udało mi się go namówić, by w 1989 roku kandydował na na posła. Został wybrany. Od 1991 do 1996 roku był wiceministrem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, kiedy ja byłem szefem UOP, a potem MSW. Razem pracowaliśmy do 1995 roku.

Piotr Niemczyk,

Jerzy Marian Zimowski

Urodził się 8 sierpnia 1941 r. w Krakowie. Ponad 30 lat związany był z Pomorzem Zachodnim i Szczecinem. Wspierał działaczy podziemnej, potem legalnej Solidarności. W wolnej Polsce pracował w MSWiA. Od 1997 r. prowadził własną kancelarię adwokacką w Warszawie, od 1998 r. zasiadał w zarządzie fundacji Instytut Spraw Publicznych. Należał do Unii Demokratycznej, Unii Wolności. Później działał w Partii Demokratycznej. Prywatnie był mężem publicystki Janiny Paradowskiej. Zmarł tragicznie. Utonął w Morzu Czarnym, w Odessie, 15 sierpnia br.

drukarz, dziennikarz tygodnika "Mazowsze", współzałożyciel formacji Wolność i Pokój, Serwisu Informacyjnego Solidarności, dyrektor UOP, wiceminister gospodarki, sekretarz UW.

- Pierwsze nasze kontakty były telefoniczne, pod koniec lat 80. Kiedy tworzyliśmy Serwis Informacyjny Solidarności, człowiekiem ze Szczecina, który udzielał informacji, był właśnie Jerzy Zimowski. Jasno i klarownie wykładał, co się dzieje. Był człowiekiem dowcipnym.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w piwnicy kościoła na Pocztowej. Tam była siedziba zarządu regionu. Poraziła mnie jego erudycja. Ten człowiek chyba wszystko wiedział.

Był niezwykle lojalny. Jeśli grupa podejmowała decyzję, nawet jeśli był przeciwny, wykonywał ją perfekcyjnie.

Pamiętam też, jak strasznie krępował go samochód służbowy, kiedy był wiceministrem MSW. To był początek lat 90. Żyło się trudno. Mówił, że głupio czuje się jeżdżąc służbową lancią. Miał świetne relacje ze swoim kierowcą. To niewdzięczna praca wozić ministra, być wyciąganym o różnej porze. Ale kierowca go lubił.

Longin Komołowski,

jeden z liderów Solidarności w regionie, wicepremier i minister pracy w rządzie Jerzego Buzka

- Jurka ostatni raz spotkałem w szczecińskim archiwum IPN wiosną tego roku. Nagrywaliśmy wspomnienia. Zapraszano działaczy podziemia. Wspominaliśmy okres przełomu, okrągły stół.

To była barwna postać, jeden z ludzi intelektualnego zaplecza - to oczywiste. Prywatnie Jerzy był osobą, z którą bardzo dobrze mi się rozmawiało na tematy niezwiązane z działalnością opozycyjną. Świetny do burzy mózgów. Angażował się w to, co mówił, przekonywał mimiką twarzy.

Ale też - to ważna cecha i rzadka - potrafił chłodno oceniać, realistycznie. Zaangażowanie - to jedno, ale chłodna ocena, wyważona, odrzucająca naleciałości getta - to drugie. Bo takie środowiska tworzą jakieś getta, napędzają siebie. On potrafił z tego wyjść, chłodno rozważyć problem z wielu punktów widzenia. Wielu działaczom podziemnym tego brakowało.

Dr Michał Paziewski,

przyjaciel jeszcze z opozycji przedsierpniowej, historyk, politolog Uniwersytetu Szczecińskiego

- Jurek był bardzo skromnym, przyzwoitym człowiekiem, przyjacielskim, ogromnym erudytą. Wyznaczał w naszym środowisku wysokie standardy intelektualne, moralne. Potrafił łączyć, skupiać wokół siebie ludzi. Myślę, że nie miał wrogów. Widzieliśmy się kilka miesięcy temu, był u nas w domu.

Poznaliśmy się 30 lat temu. Wówczas zaangażował się. Swój dom otworzył dla bardzo wielu osób, którzy zaistnieli po sierpniu, działaczy NZS, Szczecińskiego Klubu Katolików, prawników, którzy tworzyli później pod jego kierownictwem biuro radców prawnych w Zarządzie Regionu Solidarności.

To nie przypadek, że był internowany od Gwiazdki do Gwiazdki. Był naszym mózgiem, oparciem. Z więzienia pisywał do Tygodnika Wojennego, różnych wydawnictw. Było wiadomo, że jak wyjdzie, będzie działał.

Miał ogromne pouczcie humoru. Pozornie cyniczny, tak naprawdę bardzo wrażliwy. Kochał muzykę, jazz. Pomagał wielu potrzebującym, zarówno przed sierpniem jak i w stanie wojennym, czerpiąc z tego satysfakcję.

Jurek to ogromnie silna osobowość. Mimo dobrych kilkunastu lat, kiedy opuścił Szczecin, żył w rozmowach, wspomnieniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński