Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Piotr Krzystek nie ma pomysłu na Szczecin

Rozmawiała Ynona Husaim - Sobecka
Za rok czekają nas wybory samorządowe. Szczecinianiezdecydują, komu na cztery lata powierzyć losymiasta. Czy ponownie będzie to Piotr Krzystek czymoże ktoś inny? Wybór nie jest prosty. Szczecin borykasię z wieloma problemami, stoi też przedogromną szansą jaką dają nam fundusze europejskie zrozdania 2014-2020.Dlatego Głos Szczecina rozpoczął cykl rozmów z szefamipartii. Pytamy komu udzielą rekomendacji. Ktostanie do walki o władzę w mieście? Jaki mają pomysłna Szczecin i jak będą zabiegać o głosy. Swoją opinięwyrazili już szefowie regionów Platformy Obywatelskiej,Prawa i Sprawiedliwości oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Za rok czekają nas wybory samorządowe. Szczecinianiezdecydują, komu na cztery lata powierzyć losymiasta. Czy ponownie będzie to Piotr Krzystek czymoże ktoś inny? Wybór nie jest prosty. Szczecin borykasię z wieloma problemami, stoi też przedogromną szansą jaką dają nam fundusze europejskie zrozdania 2014-2020.Dlatego Głos Szczecina rozpoczął cykl rozmów z szefamipartii. Pytamy komu udzielą rekomendacji. Ktostanie do walki o władzę w mieście? Jaki mają pomysłna Szczecin i jak będą zabiegać o głosy. Swoją opinięwyrazili już szefowie regionów Platformy Obywatelskiej,Prawa i Sprawiedliwości oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Archiwum
Rozmowa z Olgierdem Geblewiczem, marszałkiem województwa zachodniopomorskiego i szefem szczecińskiej Platformy Obywatelskiej.

- W sejmiku reprezentuje pan okręg nr 2 (Świnoujście, Goleniów, Gryfice, Kamień i Łobez). Mieszka pan w Goleniowie. A teraz nagle w Platformie został pan szefem Szczecina.
- Bez przesady - chyba nie nagle, dla nikogo nie było to zaskoczeniem. Również co do zamieszkania, to nie do końca prawda. Prawdą jest, że zostałem wybrany z okręgu drugiego, ale politycznie to chyba bez znaczenia. Wiele osób zmienia okręgi w zależności od tego, gdzie przenosi się ich aktywność życiowa, zawodowa, publiczna. Ja różnię się tym, że zawsze pamiętam i podkreślam skąd pochodzę. Jestem dumny z mojej gminy Stepnica, w której tkwią moje korzenie, i w której spędziłem dzieciństwo, mojego Goleniowa, w którym się urodziłem i wychowałem, jak i z mojego Szczecina, który przez zdecydowaną większość życia był miejscem mojej nauki, pracy lub zamieszkania. Nie mam żadnych kompleksów związanych z pochodzeniem. Zawsze był to Szczeciński Obszar Metropolitalny. Zwykle największe wątpliwości, co do moich związków ze Szczecinem mają przybysze z odległych zakątków naszego regionu, lub kraju, którzy starają się w ten sposób leczyć kompleksy swojej "szczecińskości".

- Nie czuje się pan spadochroniarzem?
- Absolutnie nie mam żadnych kompleksów. Mnie nikt nie "zrzucił", a fakt, że jestem dziś szefem PO w Szczecinie, jest naturalną konsekwencją przenoszenia się mojej aktywności życiowej i zawodowej do Szczecina. Szczecin znam od dziecka, tu jadałem paszteciki i posiłki w barze Extra, chodziłem do kina Kosmos, a mama kupowała mi dżinsy z Odry. To dla mnie od dzieciństwa naturalne środowisko. Nie mam żadnej potrzeby, by udowadniać moje związki Szczecinem, ale też nie mam powodu, by zapominać o moim Goleniowie, Stepnicy czy Gąsierzynie.

- Ale nie jest pan mieszkańcem Szczecina.
- Jestem zameldowany w Szczecinie, mam tutaj mieszkanie. Większość doby przebywam w Szczecinie, czasami nocuję tu, czasami w Goleniowie. Jakie to zresztą we współczesnym świecie ma znaczenie? Dlaczego tego typu pytań nie zadaje się posłom czy europosłom? Mam pewność, że więcej czasu spędzam w Szczecinie, niż oni. Zresztą może nie do końca rozumiemy, czym powinna być prawdziwa metropolitalność Szczecina. Na całym świecie, jeżeli ktoś mieszka na obrzeżu wielkiego miasta - np. Nowego Jorku - czuje się mieszkańcem tego miasta, bo stanowi jego tkankę. Dlatego u nas mieszkańcy Dobrej, Kobylanki czy Kołbaskowa mają prawo również czuć się szczecinianami, bo tu pracują, odpoczywają, chodzą do kina czy teatru. To jest jeden organizm.

- Jako marszałek jest pan zapracowaną osobą. Wspominał pan przed naszą rozmową, że cały weekend podpisywał w urzędzie papiery. Skąd więc pomysł, by wystartować na szefa Platformy Obywatelskiej w Szczecinie i brać na siebie dodatkowe zadania i obowiązki?
- To jest pomysł na zmianę. Od pewnego czasu nie ukrywałem, że nie pasuje mi styl, który narzucał mój poprzednik. Coraz wyraźniej widziałem, jak oddolnie w PO narasta niezadowolenie. Ten sposób działania stał się dla nas w pewnym momencie nieefektywny. Bo politycznie zaprowadził nas w ślepy zaułek.

- Jakie były tego przejawy?
- Jeżeli przeanalizujemy ostatnie wybory, dokładnie to widać. W wyborach parlamentarnych szczecińska PO nie pracowała. Pracowali poszczególni kandydaci i, nielegalne wówczas, nowe koła. Ludzie, którzy mieli wolę i energię, by prowadzić kampanię. Chwilę przed zarejestrowaniem list dostaliśmy żenującą liczbę podpisów z oficjalnych struktur PO.

- A to nie była wina zarządu regionu partii, który powinien prowadzić kampanię parlamentarną?
- Zarząd regionu doprowadził do tego, że podpisy zostały zebrane, a listy zarejestrowane. Wyobraźmy sobie, że cała struktura partii to maszyna zębata. Jednymi z największych kół, które powinny być kołami zamachowymi, są struktury szczecińskie. Jeżeli tak potężny tryb stoi, to oczywiście można wygrać wybory, ale trzeba to nadrabiać pracą małych trybików. To nie jest normalny stan. Jeżeli cofniemy się do wyborów samorządowych, to przypomnę, że zarząd regionu zajmował się wyborami do sejmiku. Byłem za nie personalnie odpowiedzialny. Wybory te zostały przez nas wygrane. Jako PO uzyskaliśmy drugi wynik w kraju. Tylko pomorska i zachodniopomorska Platforma miałyby dzisiaj zdolność samodzielnego rządzenia w sejmikach. Mamy 16 na 30 radnych. Dzięki temu możemy pokazać, że jesteśmy w stanie mądrze i skutecznie zarządzać. W Szczecinie sytuacja już tak różowa nie jest. Z jednej strony przegrane wybory prezydenckie, z drugiej - niemożność scementowania dużego klubu. Mimo dużego poparcia jakie uzyskaliśmy w wyborach, klub mamy znacznie mniejszy niż na początku. Niektóre osoby dzień po wyborach opuściły nas. Platforma szczecińska wymagała zmian. Dlatego zdecydowałem zapisać się do szczecińskich struktur.

- Od kiedy jest pan członkiem szczecińskiej PO?
- Niecałe dwa lata. To stało się, kiedy przeczytałem w jednej z gazet, że Szczecin jest źle traktowany przez zarząd województwa i że szczecińska Platforma ma zbyt mały wpływ na region. Od 7 lat funkcjonuję w szczecińskim życiu publicznym i uczciwie mówiąc, teraz znacznie lepiej znam problemy Szczecina niż Goleniowa. Dzisiaj Szczecin ma marszałka, wicemarszałka i przewodniczącego sejmiku. Od razu zacząłem bardzo intensywne spotkania ze szczecińskimi kołami. Rozmawiałem z ludźmi i wyczuwałem potrzebę zmian. Nie rozumiem, dlaczego poprzedni przewodniczący tej potrzeby zmian nie miał. Jedyne, czym bym to usprawiedliwiał, to fakt, że w ostatnim okresie tych spotkań przewodniczący nie odbył. Po prostu nie odrobił lekcji, bo to są podstawowe obowiązki przewodniczącego. Wiedziałem, że czas na zmiany. Pytanie tylko - kto tej zmiany ma dokonać?

- Pan był jedynym chętnym?
- Żona zarzuca mi pracoholizm, nauczyciele w szkole mówili: zdolny, ale leniwy. Pewnie prawda jest pośrodku. Mam duże poczucie odpowiedzialności, może dlatego, że jestem najstarszy z rodzeństwa i zawsze czułem się współodpowiedzialny za młodsze bliźniaki. To powoduje, że nie jestem w stanie zostawić czegoś w połowie drogi. Zdecydowałem się wystartować w wyborach na wiosnę. Nie chciałem eskalować konfliktu z poprzednim przewodniczącym, więc tego nie ogłaszałem. Podejmuję decyzję kiedy wiem, że mam szanse.

- Przeliczył pan głosy wiosną i już wiedział, że wygra ze Sławomirem Nitrasem?
- Zakończyłem rundę spotkań ze wszystkimi kołami na wiosnę i byłem po dyskusjach z ludźmi. Wtedy stwierdziłem, że to będzie bój realny. Część osób starała się jeszcze usprawiedliwiać przewodniczącego, jego brak organizacji pracy. Ostatnia rada powiatu, która powinna przynajmniej raz na kwartał być zwołana, odbyła się na początku zeszłego roku. Czyli prawie przez pół kadencji nie pracowała! W jednym z ostatnich numerów "Rzeczpospolitej" przeczytałem wypowiedz pana Sławomira Nitrasa, że rada powiatu pracowała świetnie. Były przewodniczący ma niezobowiązujący stosunek do prawdy i może powiedzieć wszystko. To nas różni. Ja niestety, takiej umiejętności nie posiadam.

- Dlaczego: niestety?
- To w polityce nie ułatwia. Czasami człowiek wie, że nie może czegoś powiedzieć. Albo jak powie uczciwie, to zostanie to zinterpretowane na trzy tysiące sposobów.

- Poseł Nitras przed wyborami mówił, że koła PO w Szczecinie puchły, były noce cudów, a przewodniczący zarządu regionu, Stanisława Gawłowski 85 proc. czasu poświęcał na walkę z nim.
- To wyraz megalomanii posła Nitrasa i znów jego lekkie podejście do prawdy. Jeżeli czyta się tego typu stwierdzenia, to wydaje się, że Bruksela czy Strasburg wypaczają niektórym rzeczywistość. Mój kalendarz, a pewnie i ministra Gawłowskiego, jest wypełniony od rana do nocy spotkaniami, załatwianiem spraw i bieżącą pracą. Stanisław Gawłowski nie sprawuje tylko mandatu posła, lecz ma poważne funkcje wykonawcze. Poseł Nitras nie jest pępkiem świata i świat nie kręci się wokół niego, więc nikt nie poświęca mu specjalnie dużo uwagi, poza okresami takimi jak teraz. Pan Nitras wiedział, że jeśli publicznie obrzuci epitetami i oskarżeniami kolegów, to media natychmiast to kupią, bo jest dziś takie zapotrzebowanie. Przekonaliśmy się jednak na zjeździe, jak nieprawdziwe były jego stwierdzenia. Jeżeli Platforma to martwe dusze - to skąd frekwencja na zjeździe wynosząca ponad 90 procent? Jak się z ludźmi nie spotyka, to rzeczywiście można nie wiedzieć, że ktoś istnieje. Również druga teza, że poseł Nitras miał szanse wygrać, nie jest prawdziwa. Nie ma żadnego pęknięcia w Platformie. W wyborach uzyskałem ponad 90 procent głosów. Jeżeli pan Nitras by wystartował, przegrałby z kretesem. Cała sztuczka polegała na tym, by odwrócić uwagę od ewentualnej sromotnej przegranej i postawić się w roli ofiary. Na sztuczkach socjotechnicznych europoseł zna się bardzo dobrze. Ubolewam, że media tej maskarady nie najwyższych lotów nie zdemaskowały. Cóż...

- Będzie pan kandydatem na prezydenta Szczecina?
- Dyskusja o naszym kandydacie dopiero przed nami. Za chwilę wyłonimy zarząd powiatu i to będzie pierwsza kwestia, którą nowy zarząd się zajmie. Platforma będzie miała swojego poważnego kandydata na prezydenta, który będzie walczył w drugiej turze. Nie będziemy w dyskusjach o najlepszym kandydacie ograniczać się tylko do osób z Platformy Obywatelskiej. Jestem zwolennikiem szerszego spojrzenia. Czy będę kandydował? Nie wiem. Dzisiaj bardzo chciałbym skończyć to, co rozpocząłem, ale nie jestem w stanie wykluczyć żadnego wariantu.

- Jaki kandydat Platformy miałby szansę wygrać z prezydentem Piotrem Krzystkiem?
- Z wizją, otwarty, konsekwentny, wiarygodny. Musi rozumieć gospodarkę, bo to ona jest najważniejsza z punktu widzenia wyzwań naszej aglomeracji. Otwarty na kulturę i społeczeństwo. Szczecin w najbliższym czasie musi się przerodzić w nowoczesną przestrzeń, a tego nie osiągniemy bez wiedzy i wizji w przedmiocie organizacji sprawnej i przyjaznej mieszkańcom tkanki miejskiej. Taki będzie nasz kandydat. Czy będzie miał szanse wygrać, zdecydują mieszkańcy.

- Ma pan już w głowie ułożoną listę swoich kandydatów?
- Mam listę osób. Z niektórymi jednak nawet nie rozmawiałem, więc nie mogę ich publicznie wymienić.

- Jak pan ocenia prezydenta Krzystka?
- Szczecin nie miał szczęścia do prezydentów. Piotr Krzystek na tle poprzedników wypada dobrze. Będzie jednak oceniany nie przez pryzmat przeszłości, ale przez pryzmat naszych wspólnych oczekiwań. Jak każdy uczestnik, będzie zestawiany z konkurencją. Obiektywnie widać, że nie wszystko idzie w Szczecinie tak jak wszyscy (pewnie i prezydent Krzystek) byśmy chcieli, szczególnie w obszarze gospodarki. Widać, że nie ma tu pomysłów, a wiceprezydenci ds. gospodarczych zmieniają się jak rękawiczki. Dla mnie jest to obszar o znaczeniu priorytetowym. Dlatego jako Platforma pokażemy w trakcie kampanii, czego nam w Szczecinie najbardziej brakuje.

- Może lepiej poprzeć w wyborach Piotra Krzystka?
- Przede wszystkim - pomimo wielu ofert z naszej strony - Piotr Krzystek nie wydaje się być zainteresowany partnerską współpracą z Platformą. Raczej jest krytykiem PO, która często służy mu za usprawiedliwienie wszystkich jego problemów. To nie fair, bo nie jesteśmy betonową opozycją. Wszystkie inwestycje, którymi chwali się obecna koalicja prezydenta, PiS i SLD, my przedstawiliśmy, wymyśliliśmy i my zapewniliśmy finansowanie. To wszystko było w programie Platformy w poprzedniej kadencji, gdy startowaliśmy wspólnie z Piotrem Krzystkiem. To zostało wpisane do budżetu i wieloletniego planu inwestycyjnego przy ostrej krytyce opozycji. Dzisiaj te same osoby, które w pierwszej kadencji część pomysłów opluwały, teraz się nimi chwalą. Osobną rzeczą jest nienajlepsza ocena prezydenta wewnątrz szczecińskiej PO. Dominują głosy, że ta kadencja poza słabą realizacją wspólnych pomysłów nie wniosła nic nowego do polityki rozwoju miasta. W obecnej sytuacji chyba więc o wiele bardziej prawdopodobne jest poparcie Piotra Krzystka przez PiS.

- PiS zapowiedział, że będzie miał swojego kandydata.
- To ciekawe, bo w takim razie okazuje się, że źle ocenia Krzystka. A więc logicznym następstwem jest nieudzielenie absolutorium i przejście do opozycji. Wątpię by PiS było na to stać.

- Jako marszałek jest pan organem wykonawczym. Czy wyobraża sobie pan nie zrealizowanie uchwały sejmiku, tak jak to robi prezydent z uchwałą rady miasta ws finansowania in vitro?
- Marszałek jest powoływany przez Sejmik. Jeżeli bym zbagatelizował lub zlekceważył Sejmik, to najprawdopodobniej na najbliższej sesji pojawiłby się wniosek o odwołanie mnie z funkcji. Od początku obserwuję spór dotyczący in vitro. Pokazuje on, że w koncepcji prezydenta Krzystka o rządzeniu w oparciu o SLD i PiS nie ma wspólnych wartości. Nie chciałbym być nigdy w takiej sytuacji, kiedy jedynym spoiwem koalicji jest chęć rządzenia. Towarzysze z lewej i prawej strony przez całą poprzednią kadencję opluwali Piotra Krzystka i pomysły na Szczecin, które wspólnie z nami firmował -w tym pakiet inwestycji dla Szczecina. Potem w świetle fleszy podpisali się pod tą listą inwestycji. Dzisiaj każdy z koalicjantów zastanawia się, jak "dokopać" prezydentowi, by odróżnić się od drugiego i pokazać, że ma w czymś inne zdanie od prezydenta. To oczywiście takie dokopywanie kontrolowane, aby za bardzo nie zdenerwować prezydenta. Sytuacja śmieszna i tragiczna zarazem, a jej zakładnikami zostali mieszkańcy. Lewica mówi: będziemy za in vitro i dokopiemy PiS i prezydentowi. Z kolej PiS mówi: nie poprzemy rozbudowy Galaxy i dokopiemy SLD i prezydentowi. Przed nami rok wyborczy, kiedy oba ugrupowania będą udawały, że koalicja PiS-SLD nie istnieje. Będziemy świadkami coraz ciekawszych rozgrywek. Niestety.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński