Ryszard Sypioła od dziewięciu lat cierpi na mimowolne ruchy rąk i nóg. - Początkowo nie było to dokuczliwe. Ręka się zatrzęsła czy zadrżała głowa. Z czasem było jednak coraz gorzej - mówi 71-letni pan Ryszard. - Lekarze podejrzewali, że to parkinson. Brałem leki, ale nic nie działało.
Doszło do tego, że pan Ryszard nie mógł normalnie funkcjonować. Trząsł się jak galareta. - Jak zupę jadłem, to głowę miałem jak najniżej, żeby wszystkiego nie wylać. Nie szło się też ogolić. Nieraz się pozacinałem. Kiedy szedłem ulicą, prawa noga zawadzała o chodnik - mówi szczecinianin.
Wydawało się, że dla pana Ryszarda nie ma już ratunku. Wtedy dowiedział się o możliwości operacyjnego zlikwidowania drżenia. Zabieg przeprowadzono w Szpitalu Wojewódzkim w Szczecinie.
- Do struktur głębokich mózgu przyłączono pacjentowi elektrodę - wyjaśnia dr Robert Narolewski, neurochirurg, który wraz zespołem specjalistów, wykonywał operację. - I ta elektroda została tam pozostawiona. Następnie pod skórą, po dwóch stronach klatki piersiowej, umieszczono pacjentowi dwa generatory połączone z elektrodą. Po włączeniu generatorów pilotem, drżenie kończyn ustaje.
Pan Ryszard zademonstrował to nam w swoim domu
- Takiej operacji nie wykonywano jeszcze w zachodniej Polsce. To otwarcie nowej dziedziny neurochirurgii na tym terenie, która się nazywa neurochirurgią funkcjonalną - mówi dr Narolewski. - Jej celem jest przywracanie utraconych, zmienionych przez chorobę funkcji układu nerwowego. Dotyczy to np. choroby parkinsona, drżenia. Upośledzają one funkcje chorego, jego życie, z czasem czyniąc funkcjonowanie społeczne chorego niemożliwym.
Prof. Jan Ślósarek, ordynator oddziału neurochirurgii i neurotraumatologii, gdzie przeprowadzono zabieg, przyznaje, że taka operacja nie jest czymś nowym. - Na świecie i w Polsce (w Warszawie, Gdańsku) już to robią - mówi prof. Ślósarek. - Czekaliśmy tak długo, bo jest to operacja szalenie kosztowna, a personel, który to wykonuje, musi się długo przygotowywać. Trzeba przedtem wykonać trochę tych operacji poza ośrodkiem, przechodzić specyficzne szkolenia. I trzeba mieć też zgodę NFZ. A oprócz tego trzeba mieć odpowiedni sprzęt, który jest bardzo drogi.
Dr Narolewski szacuje, że na Pomorzu Zachodnim jest około 200-300 chorych, którym taka operacja mogłaby pomóc. - My jesteśmy gotowi ją przeprowadzić, a Narodowy Fundusz Zdrowia te zabiegi sfinansuje - mówi neurochirurg. - Oczywiście w zakresie finansowania mogło by być jeszcze lepiej. Być może będziemy rozmawiali z NFZ, by nawet nie tyle dostać więcej pieniędzy, co zracjonalizować ich wydawanie. Dziś jesteśmy zmuszeni do implantacji dwóch oddzielnych generatorów. A istnieją generatory dwukanałowe, do których można podłączyć dwie elektrody, ale one są dużo droższe. De facto byłoby to jednak dla NFZ nawet taniej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?