Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odpryski życia

Marek Rudnicki, 7 grudnia 2004 r.
- Podpalili mnie, ale dziś wszyscy uważają, że to ja. Może zasłużyłem na taką opinię... - pan Zbyszek patrzy na spalone krokwie dachu i mówi to bardziej do siebie, niż do dziennikarza.
- Podpalili mnie, ale dziś wszyscy uważają, że to ja. Może zasłużyłem na taką opinię... - pan Zbyszek patrzy na spalone krokwie dachu i mówi to bardziej do siebie, niż do dziennikarza. Marek Rudnicki
Tak się żyje, jak się żyje - określa sentencjonalnie swoje obecne życie Zbigniew Lewandowski. - Choruję, czasami przez wiele dni nie wychodzę spod koców, a jak przejdzie, to przypomina o sobie głód, bo znowu kilka dni nie jadłem. Myję się latem w kanale, w zimie nie ma gdzie. Pozostała mi tylko ta ruina i strzępy życia.

Czarne zgliszcza spalonego domu na tle zasnutego chmurami nieba... To nie początek filmowego horroru, a rzeczywistość, w której żyje od roku Zbigniew Lewandowski. Po prawdzie bardziej pasuje tu słowo "wegetacja" niż "życie".
Część znających pana Zbyszka twierdzi, że sam jest sobie winien. On sam przyznaje, że był okres, kiedy lubił "pociągać" z podobnymi sobie. Nie lubił za to podporządkowywać się komukolwiek.

Przechlapany los

- Był indywidualistą - mówi jego sąsiad Leszek Garncarek - Z wadami, nawet wieloma, ale pozostał człowiekiem, który nadal ma swój honor. Pozostał wrażliwym człowiekiem, któremu trzeba pomagać, bo sam o pomoc nie poprosi.

Pozytywne cechy pan Zbyszek odziedziczył po ojcu, twardym człowieku, który po wojnie był pierwszym w Szczecinie wozakiem, posiadającym wspaniały tabor z licznymi furami i licznymi końmi.

- Dziś to szkoda gadać, chyba przechlapałem życie - przyznaje Zbigniew Lewandowski machając ze zrezygnowaniem rękoma. - Kiedyś człowiek miał siły, to nie bał się żadnej przeciwności losu. A dziś, niech pan na mnie spojrzy.

Zamknięte koło

Na Wyspie Puckiej wiele osób w średnim wieku nazywa go Półkoniem z racji nieprzeciętnej siły, jaką niegdyś dysponował.

- On to nawet kiedyś samochody bez wysiłku podnosił, ale teraz ma lata i wódka zrobiła swoje - krótko określa jedna z moich rozmówczyń.

Podczas ubiegłorocznej zimy wszyscy dziwili się, jak przeżył. Obok domu jest zbita z desek komórka, w której niegdyś przechowywane było siano dla koni. Dziś zapełniona jest starymi szmatami i kocami, którymi okrywa się w czasie mrozu. Jakiś czas temu pewien sąsiad ofiarował mu starą kozę do grzania, ale ktoś mu ją ukradł.

- Wie pan, jak to jest z takimi ludźmi - tłumaczy mi inna osoba. - Kiedyś pił wraz z innymi sobie podobnymi, to i taki pozostał w oczach ludzi. Nikt z nim bliżej dziś nie porozmawia, nie wiedzą, czy się zmienił. A jak dadzą mu jakąś pracę, to płacą tylko wódką i papierosami. Nikt pieniędzy nie da. Koło więc się zamyka, bo wódki przecież nie wyrzuci.

Opór materii

- Spróbujemy temu panu jakoś pomóc - obiecuje Iwona Klimowicz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

Sąsiad pana Zbyszka, Leszek Garncarek mówi, że najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby zadaszenie jednego z pokojów w spalonym domu.

- Wówczas łatwiej przetrwać zimę, a i jakiś piec dałoby się postawić. Bez względu na opinie ludzkie, to jest człowiek, którego nie można zostawić bez pomocy.

Obiecuje zainteresować się również rada osiedla Międzyodrze-Wyspa Pucka.

- Wiemy oczywiście, jaka jest sytuacja pana Lewandowskiego i od dłuższego czasu próbujemy coś zrobić, ale przy kompetencjach rad osiedlowych i pewnym "oporze materii" otoczenia jest to trudne - mówi Andrzej Kropopek przewodniczący rady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński