Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odcięci od świata

Mariusz Parkitny
Małgorzata i Stanisław zaplanowali, że pobiorą się w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Przygotowania do ślubu trwały kilka tygodni. Uroczystość miała się odbyć w kościele w Rogowie, rodzinnej miejscowości pana młodego.

Nowożeńcy chcieli wyruszyć po błogosławieństwo z oddalonego od Rogowa o 15 kilometrów, Borkowa Wielkiego. Tu do niedawna jeszcze wraz z rodzicami mieszkała panna młoda. I tu miało odbyć się wesele.
Niestety, z misternie przygotowanego planu nic nie wyszło. Powód? Spadł śnieg i... zasypał Borkowo. Mieszkańcy zostali całkowicie odcięci od świata. Śnieżyca utworzyła na drogach kilkumetrowe zaspy. Wyjazd i wjazd do wsi został na wiele dni zablokowany.

Zaczyna padać

Odcięci od świata

Śnieżyca zaczęła się w piątek przed świętami Bożego Narodzenia. Po kilku godzinach Borkowo było zasypane. Rozpoczęła się dziewięciodniowa gehenna mieszkańców.
- To był koszmar - wspomina Jadwiga Mielniczuk. - Wydawało się, że śnieg nigdy nie przestanie padać.
We wsi mieszka 60 rodzin, razem 149 mieszkańców. Takimi danymi operuje ks. Grzegorz Kalamarz, proboszcz z Radowa Małego. Do Borkowa przywiózł go w przedświąteczną niedzielę sołtys, aby duchowny wsparł załamanych sytuacją mieszkańców. Proboszcz dotarł do wsi traktorem. Przejechanie czterokilometrowego odcinka zajęło im dwie godziny.
- Jechaliśmy przez pola i las, bo inaczej się nie dało - mówi ks. Kalamarz. - Sytuacja wsi był rzeczywiści dramatyczna - wspomina dzisiaj.
Już w piątek przestały kursować autobusy. Na szczęście zbliżały się święta i mieszkańcy nie musieli iść do pracy. Większość z nich pracuje poza wsią.
- Myśleliśmy, że na święta sytuacja się poprawi, a tu było coraz gorzej - mówi Eugrniusz Głowacki, sołtys.

Ślub

Odcięci od świata

Pani Małgosia z trudem powstrzymuje łzy, gdy pomyśli o tamtych chwilach. Wspomnienie jest zbyt świeże. Wszak działo się to zaledwie kilka dni temu.
- To był koszmar - opowiada. - Tak czekałam na dzień naszego ślubu. Wszystko było przygotowane. A tu taki cios. Za jakiś czas będę się pewnie z tego śmiała. Ale na razie jestem zła i rozgoryczona.
Gdy już było wiadomo, że z Borkowa się nie wydostaną, zapadła decyzja. - Ślub odbędzie się tutejszym kościele. Wtedy pojawił się nowy problem. We wsi jest kościół stacyjny i ksiądz dojeżdża na msze tylko raz w tygodniu. Co więc robić? Trzeba przekonać księdza z Rogowa, żeby przyjechał do Borkowa. Ale czym go przywieźć, skoro drogi nieprzejezdne? - Traktorem - podsunął pomysł ktoś z rodziny! Po telefonicznych negocjacjach ksiądz zgodził się przyjechać. Wysłużonym traktorem jednego z rogowian, przybył do wsi.
To nie był jednak koniec kłopotów młodej pary. Z powodu śnieżnych zasp na ślub nie dotarli świadkowie. Ksiądz zgodził się w takich warunkach na wyznaczenie nowych świadków spośród obecnych w Borkowie gości weselnych. A tych nie było zbyt wielu. Z 30 zaproszonych osób do Borkowa dojechało 14. Reszta utknęła w zaspach.
- Bałem się, że nic z tego nie wyjdzie - wspomina Hieronim Fajfer, ojciec panny młodej. - Goście zaproszeni nawet z zagranicy, a tu taki numer.
Zła passa młodej pary musiała się jednak wreszcie skończyć. Ślub się odbył, a wesele było huczne.
- Wszystko skończyło się dobrze. Ale przez całe życie nie najadłam się tyle strachu i nerwów - mówi pani Małgorzata. I kto by pomyślał. Przez śnieg.

Sklep

Odcięci od świata

W Borkowie jest jeden sklep. Zazwyczaj dobrze zaopatrzony. Właściciel dowozi towar z okolicznych miejscowości. Nie przeczuwał, że na ponad tydzień dostaw do sklepu nie będzie. Mimo to spożywczak był czynny przez cały czas "śnieżnego potopu". Ekspedientka Jolanta Kardasz, codziennie przechodziła przez zaspy 4 kilometry z rodzinnego Orla, aby rano otworzyć klep.
- Oj był ciężko - mówi. - Zaspy sięgały mi do pasa. Ale pracować trzeba.
W ciągu kilku dni skończyły się zapasy mleka, chleba, papierosów i piwa. Mieszkańcy wpadli na pomysł, aby dowozić brakujące produkty traktorem. Robili listę potrzeb i właściciel tarktora wyruszał przez pola do sąsiedniej wsi.
- Nie było innego wyjścia. Ale trzeba było też robić składkę na benzynę do traktora. Oj, drogo nas to kosztowało - przyznaje Zdzisław Chałka.
Borkowianom głód jednak nie groził. Mieli zapas jedzenia zrobiony na święta.
- Wieś to wieś. W razie potrzeby można przecież przygotować kaczkę, czy kurę na obiad - mówi Krystyna Borkowska.
Obawy
Mieszkańcy zaczęli się martwić. Co będzie wtedy ktoś zachoruje? We wsi nie ma lekarza. Jest za to kilka osób, które wymagają częstej pomocy lekarskiej.
- Bałam, się, że jak ktoś zachoruje dojdzie do tragedii - mówiła Krystyna Borkowska. - Karetka tu nie dojedzie. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie potrzebna żadna specjalistyczna pomoc.
- Czy wszyscy już o nas zapomnieli - martwili się mieszkańcy. - Mijał czwarty dzień "pod śniegiem" i nikt nie próbował nas odkopać. Nie pojawił się żaden pług.

Kończą się święta

Odcięci od świata

Nadszedł czwartek. Święta się skończyły. Pora pomyśleć o powrocie do pracy. Tylko jak wydostać się ze śnieżnego miasta?
- Zadzwoniłem do szefa, że nie przyjadę do pracy. Dobrze, że jest wyrozumiały. Ale straciłem pieniądze - mówił jeden z borkowian. Do pracy nie poszła większość mieszkańców pracujących poza wsią.
- Musiałem wziąć urlop. Jestem zły, bo chciałem wykorzystać go w innym terminie - mówi inny mieszkaniec. - Samochód stał w garażu, a nie mogłem wyjechać.
Aneta Żmuda ze Szczecina wraz z trójką dzieci przyjechała do Borkowa na święta. Chciała wyjechać w czwartek. Została do 3 stycznia.
- Nie mogę wyjechać - mówiła jeszcze w środę.- Martwię się, gdyż dzieci powinny być już w szkole. Ja wzięłam urlop, ale już mi się kończy.

Pierwszy pług

Nadeszła sobota, 29 grudnia. Od dziewięciu dni Borkowo jest zasypane. W mediach pojawiają się komunikaty o tragicznej sytuacji wsi. Wieczorem na drodze pojawiają się pługi. Trzy. Nie zdziały jednak wiele. Wszystkie zakupują się w zaspach. O Borkowie jest coraz głośniej. W niedzielę służby drogowe przysyłają ciężki sprzęt. Potężna maszyna radzi sobie z zaspami. Przeciera drogę. W poniedziałek rano, 31 grudnia droga jest odblokowana. O 11. 30 pojawia się pierwszy autobus z Kamienia Pomorskiego. Mieszkańcy witają go z radością. Ma pół godziny spóźnienia. Tuż po nim zjawia się samochód z dostawą gazu.
- Drogowcy chyba postanowili łaskawie zrobić nam prezent na koniec roku. Jesteśmy im wdzięczni- mówią z ironią w głosie mieszkańcy.
Krzysztof Kowalewski dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Gryficach powie później, że zima zaskoczyła drogowców.
- Rzeczywiście przez dziewięć dni nie wysłaliśmy do Borkowa sprzętu do odśnieżania. Ale w podobnej sytuacji były inne miejscowości. Nie ma możliwości, żebyśmy byli wszędzie od razu.

Co dalej?

W środę 2 stycznia Borkowo znów zasypało. Droga była ledwo przejezdna. Autobus PKS wpadł w zaspę.
- Znów nie ma jak wyjechać - alarmowała Aneta Żmuda. Tymczasem od Nowego Roku wieś znalazła się w powiecie łobeskim. Wcześniej należała do Gryfic. Sołtys Borkowa obawia się, że sytuacja może się powtórzyć.
- Powiat się dopiero tworzy. Nie wiadomo czy będzie dysponował sprzętem do odśnieżania - mówi Eugeniusz Głowacki. - Boję się, że w razie kolejnej śnieżycy znów zostaniemy sami.
Meteorolodzy nie mają dla mieszkańców pocieszających wieści. W najbliższych dniach spadnie śnieg.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński