Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Międzywodzie: Dla Dominika Kaczorowskiego to był największy pożar, jak przyszło mu gasić

ha
W ratowaniu dobytku pomagali nie tylko strażacy.
W ratowaniu dobytku pomagali nie tylko strażacy. Fot. PSP/Kamień
Wiadomość o palącej się świetlicy dostał akurat w chwili, gdy szykował się na zakupy. Rzucił wszystko i pobiegł do remizy.

Ogień w wiejskim domu kultury pojawił się w ubiegłą sobotę po godzinie 8 rano. Gęsty dym szybko pokrył niemal połowę Międzywodzia.

- Jak zwykle w sobotę rano szykowałem się na co tygodniowe większe zakupy - mówi 28-letni Dominik Kaczorowski z OSP w Międzywodziu. - Nagle telefon.Rzuciłem wszystko i pobiegłem do remizy. Zaraz za mną przybiegła reszta kolegów.

Byli pierwszymi, którzy dotarli na miejsce. W strażacki samochód wsiadło pięciu strażaków. Reszta dotarła na miejsce swoimi prywatnymi autami lub po prostu piechotą. Zbiegła się niemal cała wieś. Wszyscy rzucili się z pomocą. Każdy jak potrafił.

- Większość z nas przyjechała do pożaru bez śniadania - opowiada Dominik Kaczorowski. - Zajęci gaszeniem ognia nie czuliśmy głodu. Szybko jedna znaleźli się ludzie, którzy poczęstowali nas kawą i herbatą.

Inni pomagali ratować wyposażenie świetlicy. Meble, komputer, księgozbiór. Dzięki temu wiele rzeczy udało się uchronić przed ogniem.

- Zawiłe przestrzenie łamanych powierzchni dachu utrudniały dotarcie z woda do największego ognia - opowiada Daniel Kowaliński z Państwowej Straż Pożarnej w Kamieniu. - Poza tym stary dach mógł się w każdej chwili zawalić od ognia i pod ciężarem strażaków.

Ale największym problemem było powietrze w butlach strażaków, które szybko się wyczerpywało. Puste butle dowożono do jednostki w Kamieniu, żeby je napełnić.

- Po kilku godzinach noszenia takich pełnych butli plecy bolały niemiłosiernie - dodaje Mariusz Faerber.
Tego dnia akurat miał służbę w jednostce w kamieniu. Koledzy mówią z uśmiechem, że już przyzwyczaili się, że jak tylko w okolicy jest jakiś większy pożar, to na pewno Mariusz ma służbę.

Dominik Kaczorowski wrócił do domu po godzinie 17.

- Nie jadłem nic cały dzień - wspomina. - Ale byłem tak zmęczony, że nawet już po wszystkim nie miałem siły jeść. Ale warto było. Żadne słowa nie oddadzą tego, co czuliśmy, gdy pani ze świetlicy dziękowała nam za trud i poświęcenie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński