Moim zdaniem
Moim zdaniem
Roman Oczoś, kierownik ośrodka
- Cieszę się, że podjęli decyzję o ślubie. Przyznam, że początkowo miałam obawy, ale jeśli związek trwa, jeśli się układa, to czemu nie. Oczywiście, że najlepiej, gdyby stanęli na własne nogi. Myślę o wspólnym mieszkaniu. Mam nadzieję, że będą do tego konsekwentnie dążyć. Ja w nich wierzę.
Mieszkają od kilku miesięcy w ośrodku fundacji "Instytut Św. Brata Alberta" przy ulicy Jachtowej. Tam znaleźli nie tylko dom, ale wsparcie, pomoc i miłość.
Razem, ale osobno
Ich największe marzenie to wspólne lokum.
- Na razie mieszkam w pokoju z inną panią, a Waldek na holu - mówi pani Kasia. - Nie ma przecież tyle miejsca, aby nam osobny pokoik oddać. Trochę to przykre, że choć jesteśmy razem, to jednocześnie nie możemy być razem.
- Wszystko jednak da się zorganizować i przetrzymać - dodaje pan Waldemar. - Z nadzieją, że kiedyś dostaniemy swoją szansę od losu.
Będą urządzać
Pani Kasia czeka na przyznanie lokalu socjalnego.
- Zobaczymy, może się uda - mówi kobieta. - Nie potrzebujemy luksusów. Wspólny pokoik, który będziemy razem urządzać, to nasze największe marzenie. Sami od zera będziemy tam sobie wszystko układać i stroić.
Na twarzy pani Kasi, gdy o tym opowiada, pojawia się rozmarzony uśmiech.
- Mamy swoją nadzieję, ale nie pustą - dodaje pan Waldemar, patrząc swojej żonie głęboko w oczy. - To jasny cel, do którego dążymy.
Byli zdziwieni
Znajomi i przyjaciele zareagowali początkowo na wieść o ślubie z lekkim zdziwieniem.
- Cieszyli się, ale nie ukrywali zaskoczenia - opowiadają państwo Grzybowscy. - Mówili, że nie mamy nic swojego, a bierzemy ślub. A my przecież mamy siebie. To jest najważniejsze.
Jak podkreślają nasi rozmówcy, najważniejsze jest dla nich wsparcie i uczucie, jakim siebie darzą. Oboje mają za sobą ciężkie przeżycia. Żadne nie musi ich ukrywać przed drugim. Mogą sobie powiedzieć wszystko.
On im pomógł
W ośrodku, jak mówią, ogromne wsparcie otrzymali od pracowników.
- Zwłaszcza od Romana Oczosia - mówi pani Kasia. - To niesamowity człowiek. Ilu on ludzi uratował, sprowadził na dobrą drogę. Nie da się opisać jego roli.
- Podejrzewam, że sam nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo nam pomógł, ile dzięki niemu zrozumieliśmy - dodaje pan Waldemar.
Budzi go z kawą
Dzień w ośrodku przy Jachtowej to nie wakacje. 6 rano pobudka, śniadanie. Obiad i kolacja też o wyznaczonych porach. Zawsze znajdzie się jakaś praca. Do tego są też inne zajęcia, modlitwy.
- Mój dzień zaczyna się od kawy, którą robię dla siebie i Waldka - mówi Pani Kasia. - Budzę męża z kubkiem w ręku. Potem Waldek zbiera się do pracy. Jak wraca, to staramy się spędzać sporo czasu. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się ze sobą. Spacerujemy.
Szuka pracy
Pan Waldemar dorabia w jednym z punktów handlowych przy granicy. Pani Kasia szuka pracy.
- Mam wykształcenie podstawowe - mówi kobieta. - Mogę sprzątać, pomagać w kuchni. Nie boję się ciężkiej pracy. Mam doświadczenie.
Praca jest dla niej bardzo ważna. Nie chodzi tylko o pieniądze, choć one też się liczą. Ale przede wszystkim praca daje jej jakieś zajęcie, cel.
Może z pomocą naszej redakcji uda się skontaktować panią Kasię z kimś, kto poszukuje ludzi do pracy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?