Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia niezwykłej miłości

Anna Starosta
Poznali się 4 lata temu. Zakochali nieco później. W minione święta Katarzyna i Waldemar powiedzieli sobie sakramentalne "tak". Mieszkają w ośrodku dla bezdomnych.

Moim zdaniem

Moim zdaniem

Roman Oczoś, kierownik ośrodka
- Cieszę się, że podjęli decyzję o ślubie. Przyznam, że początkowo miałam obawy, ale jeśli związek trwa, jeśli się układa, to czemu nie. Oczywiście, że najlepiej, gdyby stanęli na własne nogi. Myślę o wspólnym mieszkaniu. Mam nadzieję, że będą do tego konsekwentnie dążyć. Ja w nich wierzę.

Mieszkają od kilku miesięcy w ośrodku fundacji "Instytut Św. Brata Alberta" przy ulicy Jachtowej. Tam znaleźli nie tylko dom, ale wsparcie, pomoc i miłość.

Razem, ale osobno

Ich największe marzenie to wspólne lokum.

- Na razie mieszkam w pokoju z inną panią, a Waldek na holu - mówi pani Kasia. - Nie ma przecież tyle miejsca, aby nam osobny pokoik oddać. Trochę to przykre, że choć jesteśmy razem, to jednocześnie nie możemy być razem.

- Wszystko jednak da się zorganizować i przetrzymać - dodaje pan Waldemar. - Z nadzieją, że kiedyś dostaniemy swoją szansę od losu.

Będą urządzać

Pani Kasia czeka na przyznanie lokalu socjalnego.

- Zobaczymy, może się uda - mówi kobieta. - Nie potrzebujemy luksusów. Wspólny pokoik, który będziemy razem urządzać, to nasze największe marzenie. Sami od zera będziemy tam sobie wszystko układać i stroić.

Na twarzy pani Kasi, gdy o tym opowiada, pojawia się rozmarzony uśmiech.

- Mamy swoją nadzieję, ale nie pustą - dodaje pan Waldemar, patrząc swojej żonie głęboko w oczy. - To jasny cel, do którego dążymy.

Byli zdziwieni

Znajomi i przyjaciele zareagowali początkowo na wieść o ślubie z lekkim zdziwieniem.

- Cieszyli się, ale nie ukrywali zaskoczenia - opowiadają państwo Grzybowscy. - Mówili, że nie mamy nic swojego, a bierzemy ślub. A my przecież mamy siebie. To jest najważniejsze.

Jak podkreślają nasi rozmówcy, najważniejsze jest dla nich wsparcie i uczucie, jakim siebie darzą. Oboje mają za sobą ciężkie przeżycia. Żadne nie musi ich ukrywać przed drugim. Mogą sobie powiedzieć wszystko.

On im pomógł

W ośrodku, jak mówią, ogromne wsparcie otrzymali od pracowników.

- Zwłaszcza od Romana Oczosia - mówi pani Kasia. - To niesamowity człowiek. Ilu on ludzi uratował, sprowadził na dobrą drogę. Nie da się opisać jego roli.

- Podejrzewam, że sam nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo nam pomógł, ile dzięki niemu zrozumieliśmy - dodaje pan Waldemar.

Budzi go z kawą

Dzień w ośrodku przy Jachtowej to nie wakacje. 6 rano pobudka, śniadanie. Obiad i kolacja też o wyznaczonych porach. Zawsze znajdzie się jakaś praca. Do tego są też inne zajęcia, modlitwy.

- Mój dzień zaczyna się od kawy, którą robię dla siebie i Waldka - mówi Pani Kasia. - Budzę męża z kubkiem w ręku. Potem Waldek zbiera się do pracy. Jak wraca, to staramy się spędzać sporo czasu. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się ze sobą. Spacerujemy.

Szuka pracy

Pan Waldemar dorabia w jednym z punktów handlowych przy granicy. Pani Kasia szuka pracy.

- Mam wykształcenie podstawowe - mówi kobieta. - Mogę sprzątać, pomagać w kuchni. Nie boję się ciężkiej pracy. Mam doświadczenie.

Praca jest dla niej bardzo ważna. Nie chodzi tylko o pieniądze, choć one też się liczą. Ale przede wszystkim praca daje jej jakieś zajęcie, cel.

Może z pomocą naszej redakcji uda się skontaktować panią Kasię z kimś, kto poszukuje ludzi do pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński