Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grozi nam katastrofa. Młodzi lekarze nie chcą leczyć naszych rodzin

Anna Miszczyk
– Praca lekarza rodzinnego może dawać bardzo dużo satysfakcji. To opieka nad całą rodziną, małymi dziećmi, rodzicami i dziadkami. Szeroki przekrój chorób – od banalnych po bardzo poważne. Ale to jednocześnie bardzo ciężka praca – mówi Wiesława Fabian.
– Praca lekarza rodzinnego może dawać bardzo dużo satysfakcji. To opieka nad całą rodziną, małymi dziećmi, rodzicami i dziadkami. Szeroki przekrój chorób – od banalnych po bardzo poważne. Ale to jednocześnie bardzo ciężka praca – mówi Wiesława Fabian. Fot. Andrzej Szkocki/Stock
Coraz mniej lekarzy chce się specjalizować w medycynie rodzinnej. A ci, którzy takie przygotowanie mają, chętnie wyjeżdżają za granicę.

W podstawowej opiece zdrowotnej w Zachodniopomorskiem pracuje dziś około 800 lekarzy. Tylko połowa z nich ma specjalizację II stopnia z medycyny rodzinnej. Zdaniem dr Wiesławy Fabian, prezes zachodniopomorskiego oddziału Kolegium Lekarzy Rodzinnych, taką specjalizację powinni mieć wszyscy.

Pozostali lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (poz) to dziś interniści i pediatrzy (większość z nich ma I stopień specjalizacji) oraz lekarze z różnymi innymi specjalizacjami (kilka procent). Około 10 proc. lekarzy poz nie ma żadnej specjalizacji. Według wymogów Narodowego Funduszu Zdrowia, jeden lekarz poz powinien się opiekować 2500 pacjentami.

- Zapotrzebowanie na lekarzy poz mamy pokryte w około 95-97 procentach. Ale to nie znaczy, że pokryte jest też zapotrzebowanie na lekarzy rodzinnych - mówi dr Wiesława Fabian, prezes zachodniopomorskiego oddziału Kolegium Lekarzy Rodzinnych. Zaraz jednak dodaje, że są miejscowości, gdzie lekarzy poz brakuje. Tam na jednego pracującego lekarza przypada 3 - 3,5 tys., a czasem nawet blisko 4 tysiące pacjentów.

Gdyby lekarze chcieli się specjalizować z medycyny rodzinnej, w ciągu 20 lat można by wykształcić tylu lekarzy rodzinnych, że pokryto by zapotrzebowanie. Zainteresowanie tą specjalizacją jednak spada.

- Mniej lekarzy rozpoczyna rezydenturę - mówi Wiesława Fabian. - W latach 1997-2004 na jednym roczniku szkoleniowym było 30-40 osób, a teraz jest kilkanaście. Do tego w każdym roczniku kończącym specjalizację są lekarze z konkretnymi planami wyjazdów za granicę. W ciągu ostatnich czterech lat wśród lekarzy specjalizujących się, którzy przeszli przez moją praktykę, na 7 osób 3 wyjechały za granicę. Są tam już drugi-trzeci rok i nie mają zamiaru wracać. Zainteresowanie specjalizacją spada, bo jest to trudna praca i, niestety, często niewdzięczna.

Zdaniem prezes, w Polsce pacjenci zbyt często oczekują leczenia u specjalistów wąskich specjalizacji i nie doceniają umiejętności lekarzy rodzinnych. Mają też zbyt duże oczekiwania wobec lekarzy rodzinnych. Zdarzają się sytuacje, że pacjenci wymuszają nieuzasadnione wizyty domowe. Do wyboru tej specjalizacji może zniechęcać to, że praca lekarza rodzinnego wymaga większego zaangażowania. Lekarz rodzinny pracuje każdego dnia dłużej niż jego kolega z poradni specjalistycznej.

- Trzeba dbać we własnym zakresie o zastępstwa na czas nieobecności, urlopu - wylicza dr Fabian.

Problemem jest też liczba pacjentów, którymi musi się zaopiekować lekarz. - Na Zachodzie, np. w Holandii, gdzie byłam na stażach, jeden lekarz ma pod opieką do 1600 pacjentów, w innych krajach 1300-1800, sporadycznie 2 tys. - mówi lekarka. - Taką grupą można się zająć, rozwinąć szerszą profilaktykę. Natomiast 2500 to znacznie za dużo, ale na razie jest to w Polsce jedyne rozwiązanie. Nie ma lekarzy i nie ma takich środków finansowych, które pozwoliłyby lekarzowi swobodnie prowadzić praktykę przy 1600 osobach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński