MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chcę zostać w Porto

Rozmawiał: Maurycy Brzykcy
Przemysław Kaźmierczak (z piłką) w barwach Pogoni podczas mecz ze Szczakowianką Jaworzno (3:2). To spotkanie było, zdaniem prokuratury, kupione przez portowców.
Przemysław Kaźmierczak (z piłką) w barwach Pogoni podczas mecz ze Szczakowianką Jaworzno (3:2). To spotkanie było, zdaniem prokuratury, kupione przez portowców. Andrzej Szkocki
Przemysław Kaźmierczak, piłkarz FC Porto, były zawodnik Pogoni Szczecin, mówi nam o wygranych eliminacjach i trudnej sytuacji w klubie.

- Jak przyjął pan awans Polski do Euro 2008?
- Bardzo pozytywnie, jestem ogromnie zadowolony. Mieliśmy ciężki początek tych eliminacji, ale teraz to drużyna jest już zupełnie inna. Trener Leo Beenhakker wszystko dobrze poukładał, wykrzesał z graczy maksimum ich możliwości. Do mistrzostw zostało jeszcze pół roku, ale na razie trzeba się cieszyć z tego historycznego sukcesu.

- Pan też dodał swoją cegiełkę do tego awansu, żal tylko, że zabrakło pana w Chorzowie...
- Tak, bardzo się cieszę z tego, że mogłem być członkiem tej drużyny. Byłem właściwie na niemal każdym zgrupowaniu. Teraz nie gram w klubie w ogóle, dlatego rozumiem decyzję trenera o nie powołaniu mnie. Brak mi rytmu meczowego, bowiem treningi nie są w stanie zastąpić zwykłych ligowych potyczek.

- Inni piłkarze reprezentacji też nie grają w swoich klubach...
- Tak, ale ostateczna decyzja należy do selekcjonera i dopóki jego wizja gry się sprawdza nie można mieć do niego zastrzeżeń.

- Jak w Portugalii przyjęto awans Polski do Euro 2008 z pierwszego miejsca w grupie?
- Media w Portugalii były raczej przekonane, że Polska awansuje, choć nie było to wcale tak proste jak się im zdawało. O tym, że ich piłkarze wygrają z Finlandią w ostatnim meczu także są przekonani.

- Dogryza pan portugalskim kolegom w szatni z racji wygranych eliminacji?
- Może nie dogryzam, ale po obu meczach z Portugalczykami zupełnie inaczej wchodziło się do szatni FC Porto. Byłem dumny z tych dwóch rezultatów oraz z całości eliminacji.

- Czego nauczył pana trener Leo Beenhakker?
- Miałem już wcześniej do czynienia z holenderską szkołą trenerską, kiedy w Boaviscie prowadził mnie trener Petkovic, który również uczył się swojego fachu w Holandii. Najlepsze w nich jest to, że potrafią dotrzeć do piłkarzy i wyciągnąć z nich to, co najlepsze.

- Czy żałuje pan przejścia do FC Porto?
- To, że na razie nie gram, nie znaczy, że bycie w tym klubie jest dla mnie porażką. Staram się jak mogę przekonać do mnie trenera Jesualdo Ferreirę, ale nie jest to wcale łatwe. Na mojej pozycji jest w zespole naprawdę spora konkurencja. Trener sprawdza różne warianty i ustawienia, ale w każdym brak jest mojej osoby. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko ćwiczyć z pełnym zaangażowaniem i liczyć na zmianę sytuacji.

- Nie chce pan odejść w przerwie zimowej do innego klubu? Porto nie oferowało panu jakiegoś wypożyczenia?
- Nie chcę odchodzić z Porto. Jest mi tutaj dobrze, trener też na mnie liczy i każe ciężko pracować. Gra w tym klubie jest dla mnie jak spełnienie marzeń dlatego zrobię wszystko by je zrealizować.

- Ostatnio do mediów przedostała się lista 150 spotkań, które według wrocławskiej prokuratury miały być ustawione w latach 2003-2006. Na tej liście znalazło się także 8 meczów Pogoni Szczecin z sezonu 2003/2004, które portowcy mieli kupić. Pan grał wtedy w tej drużynie, czy zauważył pan, że było coś nie tak?
- Nic nie wiedziałem o tej liście. Jestem piłkarzem i staram się robić swoje na boisku. Co dzieje się wokół klubu dotyczy mnie już w mniejszym stopniu. Na boisku były mecze przegrane i wygrane. Sędziowie, jeżeli się mylili, to w obie strony. Podobnie jak zawodnicy, to tylko ludzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński