Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Było pięknie, jest rozpacz

Wioletta Mordasiewicz, 28 stycznia 2005 r.
Pani Halinie po córkach pozostały jedynie wspomnienia i zdjęcia.
Pani Halinie po córkach pozostały jedynie wspomnienia i zdjęcia. Wioletta Mordasiewicz
Pani Halina M. ze Stargardu jest zrozpaczona. Córki się od niej odwróciły, nie utrzymują z nią bliższych kontaktów. Nawet najmłodsza z nich, 17-letnia Ania, w lipcu ubiegłego roku uciekła z domu.

Jednym z powodów rodzinnych niesnasek jest - jak twierdzi pani Halina - konkubent, którego córki z czasem przestały akceptować. Obecnie mężczyzna przebywa w zakładzie karnym. Jest oskarżony o molestowanie seksualne nieletnich.

Na początku było dobrze

W mieszkaniu pani Haliny jest schludnie. Małe pokoiki urządzone są ze smakiem. Wszystko ma swoje miejsce, na ścianach wiszą zdjęcia. Zdjęcia, z których bije szczęście. Radosne twarze dzieci, wspólne spotkania w rodzinnym gronie. Ta idylla to jednak przeszłość. Atmosfera miłości pękła jak mydlana bańka. Pani Halina ma żal do córek, że do tego doprowadziły. Bo, jak mówi, podstępem wykradły jej wnuczęta. Mówi, że córki niesłusznie oskarżają jej konkubenta.

Dwójką wnucząt, Kamilą i Tomkiem, babcia opiekowała się od kilkunastu lat. To dzieci Wiolety, która porzuciła je niegdyś i wyjechała za granicę. Decyzją sądu córkę pozbawiono władzy rodzicielskiej, a pani Halina stała się dla nich rodziną zastępczą.

- Opiekowałam się wnukami przez 15 lat, a ona hulała - opowiada. - Wcale nie interesowała się dziećmi. Co pół roku była z innym mężczyzną. Raz czy dwa przyjechała tu z jakimś Arabem. Wiem, że ostatnio mieszkała z Niemcem, ma z nim dziecko.

Uciekły do Berlina

W ciasnym mieszkanku na trzech pokojach pani Halina mieszkała wraz z Markiem, córkami Beatą, Kasią i najmłodszą Anią oraz z synem Januszem i wnuczkiem Erwinem.

- Było nam ciasno, ale jakoś żyliśmy - kontynuuje opowieść pani Halina. - Jeździliśmy wszyscy na maliny, na grzyby. Mieliśmy działkę, gdzie często spędzaliśmy czas. Graliśmy w karty, wspólnie oglądaliśmy telewizję. W domu tętniło życiem. Nie wiem co się stało.

Jakieś fatum chyba nad nami zawisło. Nigdy do tej pory nie płakałam, ale teraz nie mogę się powstrzymać. Może jak sobie popłaczę przejdzie mi ten żal choć trochę...

Pani Halina pojechała do Berlina do córki Wiolety rok temu, w lipcu. Wzięła ze sobą córkę Kasię. Były tam kilka dni. Telefonicznie poinformowały domowników, że już wracają. Umówiły się z Markiem, że wyjedzie po nie wieczorem do Szczecina. Zanim po nie pojechał poszedł odwiedzić kolegę. Gdy wrócił od niego w domu, nie zastał Anki.

- Wnuczka Kamila widziała ją jak wychodziła z domu z reklamówkami - uważa pani Halina. - Ten mój wsiadł do samochodu i pojechał do Małkocina do Anki koleżanki. Ale żadnej z dziewcząt nie odnalazł. Wieczorem, po przywiezieniu nas ze Szczecina, pojechał tam znowu. Znalazł ją w domu jakiegoś kolegi.

Była tam policja. Wzięli ją na komendę, była przesłuchiwana. Trafiła najpierw do ośrodka w Szczecinie, a potem do stargardzkiego domu dziecka. Nie wiem dokładnie o co chodziło. Nie chciała tu wracać. Chodziliśmy do niej, prosiliśmy, żeby wróciła. Nie chciała. W dniu jej urodzin przyjaciel poszedł z kwiatami i bombonierką. Nie zastał jej. Dziewczęta z domu dziecka powiedziały, że zabrała ją do siebie do Niemiec siostra Beata.

W stargardzkim Domu Dziecka nr 1 Anka przebywała ok. 2 miesięcy. Trafiła tam postanowieniem sądu. W czasie, gdy wychowankowie pojechali na wakacje, oddelegowano ją do domu małego dziecka. Już nie wróciła. Pracownicy DD nr 1 nie wiedzą co się z nią stało. Słyszeli tylko, że gdzieś uciekła.

Wykradły dzieci?

We wrześniu ub. r. do matki przyjechała najstarsza córka, która mieszka w Szczecinie. "Mamo zabiorę na kilka dni Kamilę i Tomka, a ty sobie odpocznij" miała powiedzieć Mariola. Pani Halina też planowała jechać, ale córka nie chciała. Jak mówi pani Halina, zabrała dzieci, miała je za kilka dni przywieść do babci. Wnuczęta już nie wróciły.

- Wykradły mi je. Dobrze, że wtedy nie było w domu Erwinka, bo też bym go straciła - mówi pani Halina.

Erwin ma 9 lat, jest synem Turka. Pani Halina pokazuje zdjęcie mężczyzny. Przez rok podobno interesował się dzieckiem, a potem, jak mówi pani Halina, zapomniał o nim. Erwin, szczupły chłopak o śniadej twarzy, mówi, że nie tęskni za mamą.

- Mój tata jest 2 tysiące kilometrów stąd - opowiada. - Albo w Turcji albo w Monachium. Nie wiem co bym zrobił bez mojej babci. Najbardziej tęsknię za wujkiem. On był dobry, bardzo nam pomagał. Wszystko było na jego głowie. A teraz jest nam bardzo ciężko.

Dobre zdanie o przyjacielu matki ma też 17-letni Janusz, syn pani Haliny.

- Jak mieliśmy kłopoty to nam pomagał, chodził do szkoły na rozmowy - mówi. - Nic podejrzanego ani dziwnego w jego zachowaniu nie zauważyłem.

Pani Halina dużo chorowała, Na cukrzycę, miała też guza w głowie i kłopoty z błędnikiem. Gdy leżała w szpitalu, dziećmi zajmował się przyjaciel. Jak mówi pani Halina, żadna z córek nie przyjechała w odwiedziny. Odwiedzał ją tylko Marek, opowiadał co słychać w domu.

- 23 lipca ubiegłęgo roku zadzwoniła do mnie pani kurator, że muszę opuścić szpital, bo nie ma kto się dziećmi zaopiekować - mówi pani Halina. - Nawet do głowy by mi nie przyszło, że on mógłby trafić do więzienia.

Tymczasowo aresztowany

Marek został tymczasowo aresztowany 23 lipca 2004 roku. W tym dniu wyszedł do kiosku. Podjechał samochód, z którego wybiegło 3 policjantów. Mężczyznę skuto kajdankami. W stargardzkim Zakładzie Karnym siedzi już 6 miesięcy. Jest oskarżony o molestowanie seksualne nieletnich. Sprawa jest w toku.

- Gdyby on to robił, to bym go przecież w domu nie trzymała, wygoniłabym go stąd - mówi zalana łzami pani Halina. - Wierzę mu, że tego nie robił. To córki chcą się go pozbyć w ten sposób. Jak Marek tu ze mną mieszkał, na wiele rzeczy nie pozwalał. Nie chciał ich puścić do Berlina. Dlatego postanowiły się w ten sposób go pozbyć. Jestem sama i jest mi bardzo ciężko.

Po kilku próbach udało nam się skontaktować z najstarszą córką pani Haliny.

- Ja z nimi nie mieszkałam, więc trudno mi cokolwiek powiedzieć na temat zarzutów stawianych przyjacielowi - wyjaśnia Mariola ze Szczecina. - Wiem tyle co siostry mi powiedziały. Podobno molestował Ankę, Kaśkę i Beatę. Dlatego uciekły do Berlina. Wcześniej nikt na nic nie narzekał. Żyło im się dobrze, przyjaciel pomagał matce w wychowywaniu dzieci. Wszystko zawaliło się tak raptownie. Nie wiem kto ma rację.

Przeciwko Markowi odbyły się już 2 rozprawy. Kolejna na początku lutego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński