Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrok sądu: ksiądz Dymer nie molestował wychowanka schroniska. Rozmowa z adwokatem duchownego

Mariusz Parkitny [email protected]
Mec. Wojciech Wojciechowski, obrońca ks. Andrzeja Dymera
Mec. Wojciech Wojciechowski, obrońca ks. Andrzeja Dymera Sebastian Wołosz
Ksiądz Andrzej Dymer oczyszczony z zarzutu molestowania wychowanka schroniska im. Brata Alberta. Dla wszystkich stron tej sprawy, źle, że nie poznamy uzasadnienia wyroku.

- Nie komentuję wyroków sądów. Mogę powtórzyć to co powiedziałem w 2008 roku. Nikt mnie nie zmusi do nienawiści - powiedział "Głosowi" ks. Dymer.

- Jesteśmy zadowoleni z wyroku. Walka o dobre imię księdza trwała wiele lat. Jest to jednak przede wszystkim sukces wymiaru sprawiedliwości w walce z osobami dla swoich własnych celów i interesów fałszywie oskarżają inne osoby - mówi nam mec. Wojciech Wojciechowski, obrońca ks. Dymera.
W marcu 2008 r. opinią publiczną wstrząsnął reportaż o podopiecznych schroniska im. Brata Alberta w Szczecinie. Kilkoro z nich twierdziło, że ks. Dymer wykorzystywał ich w latach 90-tych. Był wtedy dyrektorem schroniska dla trudnej młodzieży. W 2003 roku zeznania wychowanków spisał dominikanin ojciec Marcin Mogielski. Zaniósł je do ówczesnego arcybiskupa Zygmunta Kamińskiego z prośbą o reakcję. Ale reakcji nie było. Do czasu publikacji reportażu w Dużym Formacie, dodatku Gazety Wyborczej. Prokuratura wszczęła śledztwo. I po roku je umorzyła. Część spraw się przedawniła. W innych nie było dowodów na winę księdza.

- Nie jest to jednak naszym zdaniem materiał na tyle mocny dowodowo, by postawić zarzuty. Główną przeszkodą okazał się znaczny upływ czasu. Potencjalni pokrzywdzeni nie obnosili się wśród rówieśników ze swoimi problemami. Tego typu sprawy są bardzo delikatne. Problem w tym, że detale, które można było ustalić przed kilkunastu laty, dziś są nie do potwierdzenia. Ludzka pamięć jest zawodna - mówił wtedy prok. Zbigniew Bielawski, wiceszef Prokuratury Rejonowej Szczecin-Zachód.

Adwokat pokrzywdzonych zaskarżył umorzenie śledztwa. Sąd przyznał mu rację i nakazał prokuraturze ponowne zajęcie się sprawą. Efekt taki sam jak poprzednio. Nie ma dowodów na winę duchownego.

Cztery lata temu prokuratura prawomocnie umorzyła śledztwo i wszystkie wątki. Przesłuchano 120 świadków.

Pokrzywdzeni mogli sami dochodzić sprawiedliwości kierując do sądu tzw. subsydiarny akt oskarżenia. Zdecydowała się tylko jedna osoba. Proces ruszył cztery lata temu. Zakończył teraz wyrokiem uniewinniającym. Sąd zdecydował, że postępowanie będzie niejawne.

Wiemy, że zarzut wobec księdza dotyczył jednego zdarzenia. Ale na wiele pytań nie uzyskamy już odpowiedzi. M.in. na to dlaczego pokrzywdzony szybko przestał pojawiać się na rozprawach, mimo, że większość świadków, była powołana na jego wniosek. Jeśli wyrok się uprawomocni ksiądz Dymer będzie mógł walczyć o przywrócenie dobrego imienia.

Dlatego źle się stało, że zapadła decyzja o nie ujawnianiu uzasadnienia wyroku. Tylko wtedy opinia publiczna mogłaby poznać prawdę.

Ks. Dymerowi zaufał abp. Andrzej Dzięga, który powierzył mu stanowisko dyrektora Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II należącego do archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Centrum buduje kompleks leczniczo-rehabilitacyjne po byłym szpitalu przy al. Wyzwolenia w Szczecinie. Powstaje tu dom pomocy społecznej dla osób przewlekle psychicznie chorych na 100 miejsc oraz szpital rehabilitacyjny na 60 łóżek. W DPS trwają ostatnie prace przed otwarciem. Szpital ma ruszyć do 2017 roku.
Obrońca ks. Dymera zgodził się na rozmowę. Na wiele pytań nie mógł odpowiedzieć ze względu na zasadę wyłączonej jawności procesu.
Rozmowa z mec. Wojciechem Wojciechowskim, obrońcą ks. Andrzeja Dymera.

Zakończony proces księdza Andrzeja Dymera toczył się z wyłączeniem jawności. Dlaczego? Opinia publiczna ma prawo znać fakty, bo jak na razie poruszamy się w sferze domniemań, pogłosek, czy nieprawdziwych informacji.

Mec. Wojciech Wojciechowski: Nie mogę się na ten temat wypowiadać w związku z wyłączeniem jawności rozprawy.

Czy po procesie uniewinniającym duchownego można powiedzieć, że ksiądz Dymer nie popełnił zarzucanego mu czynu?

W sprawie karnej zadanie sądu polega na ustaleniu w oparciu o zgromadzone dowody czy dane zdarzenie miało miejsce. Jeżeli sąd nie znajduje takich dowodów to nie ma podstaw do stwierdzenia, że wspomniane zdarzenie zaistniało. Jak powszechnie wiadomo ze środków masowego przekazu, postępowanie w tej sprawie trwało wiele lat. Jest to czas potrzebny na dokładne zbadanie wszystkich dowodów. W sprawie karnej stanowisko sądu musi być jednoznaczne. W tej konkretnej sprawie również takie jest

Większość opinii publicznej utożsamia tą sprawę - w ten sposób starały się ją przedstawić niektóre media aby urobić opinię publiczną - jako sprawę, w której osądza się pedofilię. To zasadnicze nieporozumienie. W sprawie chodziło o to, tak jak w każdej sprawie karnej, czy miało miejsce lub nie miało miejsca określone zdarzenie. Każdy normalny człowiek ma negatywny stosunek do zjawiska pedofilii. Zjawisko to wywołuje słusznie skrajnie negatywne emocje i powinno je wywoływać. W tej sprawie niektóre wspomniane media próbowały manipulować opinią publiczną za pomocą prostego zabiegu przeniesienia negatywnej oceny pedofilii na konkretną osobę, której próbowano przypisać konkretny czyn.

Pan mecenas zna szersze tło zarzutów wobec księdza Dymer, nie tylko w tej sprawie przed sądem. Czy można pokusić się o tezę, że duchowny padł ofiarą spisku niechętnych mu osób?

- Na ten temat nie mogę się wypowiadać.

Dlaczego zarzuty wobec księdza zostały sformułowane tak późno, gdy większość czynów już się przedawniła i nie można więc autorytatywnie zbadać co naprawdę wydarzyło się w schronisku Brata Alberta w latach 90-tych.

Być może nie chodziło w sprawie o pociągnięcie kogokolwiek do odpowiedzialności za rzekome przestępstwo tylko o to aby nagłośnić temat. Temu służyły niezbyt obiektywne ale nie wiedzieć czemu często pojawiające się artykuły w prasie i materiały telewizyjne. Należy zaznaczyć, że było to jedyne źródło informacji o sprawie dla tzw. opinii publicznej. Jeżeli celem jakiegokolwiek pokrzywdzonego jest pociągnięcie kogokolwiek do odpowiedzialności karnej wówczas swoje działania pokrzywdzony podejmuje w czasie właściwym. Jest prawdopodobne, że jeżeli nie zostają one podjęte w takim czasie to inicjujący je wie, że i tak nie odniosą one zamierzonego skutku ale przynajmniej będzie można wokół osoby danego oskarżonego wywołać złą atmosferę a do tego zachowanie terminów nie jest już potrzebne.

Jeśli korzystny dla księdza wyrok się uprawomocni, duchowny będzie domagał się zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych?

Wyrok jest istotnie korzystny i można go traktować jako sukces wymiaru sprawiedliwości. To co wydarzy się w przypadku uprawomocnienia się wyroku należy pozostawić na właściwy po temu czas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński