Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świnoujście: Zmarł Dżimi Radyjko

Anna Starosta
Roman Oczoś przyszedł do sądu załatwić formalności związane z pieniędzmi pozostałymi po Dżimim Radyjku.
Roman Oczoś przyszedł do sądu załatwić formalności związane z pieniędzmi pozostałymi po Dżimim Radyjku. Sławek Ryfczyński
Ireneusz Jadecki, tak naprawdę nazywał się najsłynniejszy świnoujski kloszard. Wszyscy znali go jednak jako Dżimiego Radyjko, bo przez lata przemierzał ulice miasta z dużym radiem na ramieniu. Zmarł w schronisku dla bezdomnych.

Miał 55 lat. W Świnoujściu znali go wszyscy. Ostatnie dwa lata życia spędził z bezdomnymi. Do schroniska trafił po eksmisji z mieszkania należącego do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej. Było zadłużone. Irek mówił, że spłaci długi. Ale nikt nie wierzył, że ma pieniądze. Próbował mu też wówczas pomóc prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji Adam Makiełła. Irek pracował tam przez wiele lat.

Dopiero po śmierci okazało się, że wcale nie był biedny. Zostawił ponad 24 tysiące w gotówce. Poza tym trochę biżuterii. Jeśli potwierdzi się, że jest złota, to może być warta nawet kilka tysięcy. Pieniądze przeliczono komisyjnie i oddano do depozytu w sądzie rejonowym. To sąd zdecyduje, co dalej z nimi zrobić.

- Nikt się nie spodziewał, że Irek zostawił taką fortunę - mówi Roman Oczoś, kierownik schroniska. - Mówili na niego też "peweksiarz", czyli zbieracz. Miał mnóstwo różnych przedmiotów. Pieniądze miał schowane w kilku woreczkach i zawiniątkach.

Podopieczni pana Romana ze schroniska fundacji "Instytut Św. Brata Alberta" ciepło wspominają pana Irka.

- Sam sobie znajdował zajęcie. Często pracował u nas przy zieleni. Miał u nas nawet swoje ulubione grabki - mówią.

Pan Ireneusz dwa miesiące temu poszedł z opiekunami do chirurga. Miał problemy z nogą. Lekarz sugerował, że powinien zostać w szpitalu.

- Irek zezłościł się - opowiada jeden z jego kolegów. - Niepochlebnie mówił o tym doktorze. On w ogóle nie lubił lekarzy.

Interweniował nawet ordynator chirurgii. Nic to nie pomogło. Po konsultacjach lekarz psychiatra przepisał panu Irkowi środki, które miały mu pomóc uspokoić się, zrelaksować. Nikt jednak nie przypuszczał, że Dżimi Radyjko jest chory na cukrzycę. Był szczupły, nie miał żadnych objawów.

Dwa dni temu źle się poczuł. Pracownicy schroniska wezwali Romana Oczosia.
 Jeszcze ze mną rozmawiał, potakiwał głową. Było z nim jednak coraz gorzej. Wezwaliśmy karetkę - opowiada pan Roman. - Przyjechał doktor Nowak, który ma bardzo dobre podejście do bezdomnych. Zabrał Irka do szpitala. Niestety, tam zmarł. Powodem była śpiączka cukrzycowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński