Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stargard: Muszą walczyć z wodą i władzą

Grzegorz Drążek
Andrzej Sucholas czeka z pracami, aż woda w szklarniach opadnie. – Jeszcze długo poczekam – mówi stargardzianin
Andrzej Sucholas czeka z pracami, aż woda w szklarniach opadnie. – Jeszcze długo poczekam – mówi stargardzianin Fot. Grzegorz Drążek
Rodzinie Sucholasów ze Stargardu pozostaje patrzeć na zatopione gospodarstwo. Pod wodą są szklarnie, w których już powinny być sadzonki ogórków i sałaty. Pomocy nie widać.

Sucholasowie mają gospodarstwo przy ulicy Zakole w Stargardzie. Kawałek dalej płynie rzeka Ina. Na dwóch hektarach stoi kilka dużych szklarni. Już jesienią wdarła się tam woda.

- W szklarniach wtedy były jeszcze ogórki - mówi Andrzej Sucholas. - Komisja od wojewody oszacowała straty na dwieście tysięcy złotych. Wcześniej, kiedy też woda nas zalała, straty wyceniono na czterysta tysięcy złotych.

Rodzina Sucholasów mówi, że nie mogła liczyć na pomoc.

- Jak w 2008 roku zalało całą okolicę, to ludziom dano po sześć tysięcy złotych, a my nic nie dostaliśmy - mówi Artur Sucholas, syn pana Andrzeja. - Jesteśmy rolnikami, to pomoc samorządów nam się nie należała.

Gdy stopniał śnieg i wzrósł poziom wody w Inie, ich jeszcze mocniej zalało. W szklarniach i wokół nich woda stoi na wysokość 1-1,5 m. - Już powinny tam być sadzonki ogórków i sałaty, a my nawet nie możemy tam wejść - mówią Sucholasowie.

Stargardzianie z ulicy Zakole mówią, że dopiero od kilku lat mają taki problem z zalewaniem gospodarstwa.

- Sześćdziesiąt lat stoi gospodarstwo, a dopiero od niedawna tak się dzieje - mówi Andrzej Sucholas. - Problem się nasilił, kiedy z dwóch stron naszego gospodarstwa podwyższony został teren. My jesteśmy teraz terenem zalewowym.

Rodzina z ulicy Zakole od trzech lat walczy ze stargardzkimi urzędnikami. Próbuje udowodnić, że należy jej się pomoc.

- Inżynier miasta mówi, że to lokalne podtopienia - opowiada Andrzej Sucholas. - Czy tak one wyglądają, że my chodzimy po pas w wodzie? Walczymy z prezydentem miasta, z urzędnikami, ale nikt w Stargardzie nie interesuje się naszym problemem. Tylko mówią, że to przez wody opadowe i gruntowe.

- W 2004 roku sprowadziliśmy szklarnie z Holandii, zainwestowaliśmy pieniądze - dodaje Artur Sucholas. - Gdyby był problem zalewania, to byśmy tego nie robili.

Sucholasowie mówią, że jedynie urzędnicy wojewody zachodniopomorskiego zainteresowali się ich sprawą.

- Może im uda się nam pomóc - mówią stargardzianie. - Samorządowe Kolegium Odwoławcze kilka razy anulowało decyzję prezydenta Stargardu w naszej sprawie, który twierdzi że wszystko jest w porządku. Niestety, nie jest.

Inżynier miasta mówi, że procedura w tej sprawie trwa. - Państwo Sucholasowie wystąpili do nas ze skargą, że są zalewani i w tej sprawie wydano kilka decyzji - mówi Stanisław Kazimierski. - Samorządowe Kolegium Odwoławcze kilka anulowało, a kilka nie. Ostateczna jest taka, że jeden z sąsiadów, który nawiózł grunt na działkę, musi go usunąć lub wykonać urządzenie odwadniające. A drugi nic nie musi robić, bo wykonał kanalizację deszczową i woda odprowadzana jest do Iny. Od tej decyzji jest odwołanie i czekamy na jego wynik.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński