Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa Diakuna: Już w czwartek zapadnie wyrok

Piotr Jasina [email protected]
Burmistrz Polic podkreśla, że nigdy nie współpracował ze służbami bezpieczeństwa.
Burmistrz Polic podkreśla, że nigdy nie współpracował ze służbami bezpieczeństwa. Fot. Andrzej Szkocki
Obrońcy Władysława Diakuna domagają się zmiany orzeczenia sądu okręgowego, który uznał burmistrza kłamcą lustracyjnym. Prokurator IPN także liczy na zmianę wyroku - domaga się znacznie większych sankcji.

Sąd dał sobie tydzień

Sąd dał sobie tydzień

W miniony czwartek nie było rozstrzygnięcia w sprawie burmistrza Polic. Sąd apelacyjny akcentując jej zawiłość odroczył ogłoszenie wyroku do 17 marca.

W grudniu 2010 r. sąd okręgowy orzekł, że Władysław Diakun w 2008 roku złożył fałszywe oświadczenie lustracyjne. Uznał, że burmistrz w latach 1977-1979 był tajnym współpracownikiem
o kryptonimie Jan, czego w oświadczeniu nie ujawnił. Dlatego zakazał mu pełnienia funkcji publicznych przez 6 lat.

Apelacje wnieśli trzej obrońcy Diakuna: Bartłomiej Sochański, Marek Mikołajczyk oraz Michał Olechnowicz. W sądzie apelacyjnym cała trójka uznała, że nie ma żadnych podstaw do takiego orzeczenia.

Zarzucili sądowi pierwszej instancji rażąco błędne ustalenia. Domagają się zmiany zaskarżonego wyroku.

Jolanta Jędrzejowska, prokurator oddziałowego Biura Lustracyjnego przy IPN w Szczecinie wniosła także apelację domagając się obligatoryjnie zakazu wybieralności Diakuna przez 6 lat do Senatu, Sejmu, samorządów oraz Europarlamentu.

Bartłomiej Sochański przypomniał oświadczenie Władysława Diakuna:

- Nie byłem współpracownikiem, pracowałem w ZCh Police. Brałem udział w licznych spotkaniach zakładowych, w których uczestniczyli różni ludzie, wielu z nich nie znałem. Odpowiadałem na pytania dotyczące nastrojów ludzi pracujących w firmie, mówiłem o głosach krytycznych.

Czy ktoś z tego rozbił notatki? Możliwe.

Naprzeciwko słów człowieka, który zapisał piękne karty w walce o demokrację, stawia się zeznania i dowody z kserokopii akt dwóch ubeków z lat 70.

- Bezwartościowe zeznania - podkreśla Bartłomiej Sochański. Zwrócił też uwagę na fakt, że Waldemar W., jeden z pracowników SB przyznał, że samowolnie zarejestrował Diakuna, nadając mu kryptonim Jan, bez jego zgody.

- Na podstawie takich zeznań sąd wywodzi współpracę - mówił Sochański. Adwokat zwrócił też uwagę
na instrukcje pracy operacyjnej.

- Takie instrukcje obowiązywały po to, by ograniczyć swobodę działań ubeków - wyjaśniał. - Wymagały one, by np. meldunki pisał tajny współpracownik, a nie oficer bezpieczeństwa, by określone były zadania dla ofiary współpracy, miejsce spotkań.

Oświadczenie, że się wycofuje, musiał podpisać współpracownik. To był kanon. Tymczasem w tej sprawie nie ma żadnego dowodu na to, że Diakun podjął współpracę.

- Istotą postępowania lustracyjnego było stwierdzenie, czy świadomie skłamał składając oświadczenie - mówił adwokat Marek Mikołajczyk. - Zacytuję tylko kilka zdań z zeznań pracownika, który miał zwerbować Diakuna: "Nie kwapił się do kontaktów ze mną, nie odzywał się. Aktywności Diakuna właściwie nie było.

Po jego powrocie z zagranicy zrozumiałem, że nie jest chętny do współpracy". Zeznał, że rzekoma współpraca z Janem była dla niego mordęgą, bezwartościową. Jak można z tych zeznań przyjąć, że doszło do zwerbowania? To chichot historii - dodał Mikołajczyk - Ludzi dotknięci czasami PRL rozumieją doskonale, jak były one stymulowane przez służby bezpieczeństwa.

Nie chciałbym, aby IPN stał się instytucją pamiętliwości narodowej.

- Kat sądzi swoje ofiary - uzupełnił Sochański. - Tego postępowania lustracyjnego w ogóle nie powinno być - dodał. - Jest ujmą dla wymiaru sprawiedliwości

- Orzecznie sądu nie może być w oderwaniu od zdarzeń - przyznał Michał Olechnowicz podkreślając, że nie należy do pokolenia Diakuna. - Powinniśmy wykazać się prawną i historyczną czujnością.

Wspomniana już instrukcja operacyjna definiowała współpracownika, współpracę i charakter dobrowolności. W tej sprawie nie znajdujemy żadnych dowodów, materiałów, znamion współpracy, ciągłości.

- Nieprawdą jest, że nie ma oryginałów dokumentów - stwierdziła prokurator Jędrzejowska - Panowie nie przeczytali instrukcji tajnego współpracownika ze zrozumieniem - zarzuciła obrońcom.

Czytaj e-wydanie »

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński