Sytuację poza pasem wybrzeża charakteryzuje Maria Skowrońska z LJS Group, firmy zajmującej się rynkiem pracy. Podkreśla, że wnioski można wyciągnąć choćby po liczbie ofert pracy.
- Jest ich zdecydowanie mniej niż jeszcze rok temu - mówi.
Ale w naszym regionie sezonowa praca to jednak głównie pas nadmorski. A tutaj podczas trzech letnich miesięcy zarobki są więcej niż obiecujące. Stylistka paznokci, która zatrudniona ma być w hotelu, dostanie nawet 8,5 tys. zł brutto za miesiąc. Barman może liczyć na stawkę 33 zł za godzinę, kelnerka już 35 zł za godzinę, pracownik lodziarni 28 zł za godzinę, a osoba, która zajmie się koszeniem trawy, zarobić może 25 zł za godzinę. - Do tego trzeba doliczyć napiwki - dodają właściciele lodziarni, kawiarni czy restauracji.
- Szczególnie że w miejscowościach na zachodniej części wybrzeża, gdzie sporo jest Niemców, którzy zostawiają napiwki częściej niż Polacy.
- Oj, nie nastawiałabym się teraz aż tak bardzo na napiwki - mówi Zosia, która w Międzyzdrojach w restauracji pracuje już trzeci sezon.
- Coraz więcej gości płaci kartami lub telefonami i nie ma gotówki przy sobie. Płaci więc rachunek co do grosza, a ja już nie dostaję tej „końcówki” z banknotu - dodaje.
Przyznaje jednak, że gdyby nie praca sezonowa nad polskim Bałtykiem podczas wakacji, to nie mogłaby sobie pozwolić na studiowanie.
- Bo wynajęcie stancji w Poznaniu sporo mnie kosztuje - tłumaczy.
- Tu, nad morzem, mogę zaoszczędzić, bo pracodawca daje nam także pewne bonusy.
Stawki za pracę w wakacje wzrosły, w porównaniu do ubiegłego roku, w Mielnie. Dlatego - jak mówią nam przedsiębiorcy - ceny usług też będą musiały wzrosnąć. - Przyjechała pani spod Białogardu i za pracę 8 godzin dziennie jako pomoc kuchenna chciała zarabiać 9 tysięcy złotych na rękę. To gruba przesada, ale 6,5 - 7 tysięcy złotych to już dziś norma - słyszymy w mieleńskich pensjonatach.
Podobne stawki są w lodziarniach, lokalach z pamiątkami, smażalniach. Pracownik dostaje 20-25 zł netto za godzinę pracy lub 7-7,5 tys. zł za miesiąc. Pracuje 6 dni w tygodniu, a jeśli chce, może też cały tydzień. Pracodawcy bardzo często oferują darmowe spanie i jedzenie.
Do miesięcznej pensji, która wynosi 5,5 tys. zł, Zosia dolicza około 4 tys. zł napiwków, ale także bony o wartości 200 - 300 zł jakie dostaje od właścicielki restauracji raz na tydzień. Poza tym Zosia może liczyć na nadgodziny - 30-35 zł za godzinę - kiedy zostaje w lokalu dłużej, a to - jak mówi - najczęściej zdarza się w weekendy, kiedy nad morze przyjeżdża więcej gości.
- Z tych nadgodzin mam dodatkowe 4 tys. zł - mówi kelnerka i dodaje, że może jeszcze liczyć na inne korzyści, choćby kwaterę opłaconą przez pracodawcę w pobliskim pensjonacie i wyżywienie w restauracji. Zosia może również raz w miesiącu z darmowej wizyty w salonie piękności, by zadbać o o fryzurę i paznokcie.
- Muszę dawać dobre warunki pracy - podkreśla Ania, jej pracodawczyni, właścicielka restauracji i salonu kosmetycznego. - Dzięki temu mam sprawdzony i lojalny zespół. Wiem, czego mogę po moich dziewczynach spodziewać i nie boję się zostawić ich samych w lokalu. A to dla mnie ważne.
Na zakwaterowanie opłacone przez pracodawców może liczyć większość pracowników sezonowych nad morzem. To już standard przy ofertach pracy na wybrzeżu.
- Inaczej koszty związane z zakwaterowaniem „zjadłyby” mi cały zarobek - tłumaczy Irena, która nad Bałtykiem sezonowo pracuje już piąty rok, ale w tym roku chce zmienić miejsce pracy na inną miejscowość.
Opowiada, że w ubiegłym roku pracowała jako sprzedawca pamiątek w Sarbinowie, gdzie dostawała miesięcznie pensję 6 tys. zł, ale jej koleżanka, która pracowała w tym samym czasie w Mielnie zarobiła 8 tys. zł. Jeszcze większe można było zarobić sprzedając biżuterię w Międzyzdrojach. Stawki przekraczały 10 tys. zł.
- A mi wszystko jedno, gdzie pracuję - wzdycha i przyznaje, że w tym roku chce pracować w nadmorskiej miejscowości o dużej renomie, bo tam nie tylko wyższe są zarobki, ale też zupełnie inni klienci.
Irena zastanawia się nad zmianą branży, bo dowiedziała się, że przez miesiąc pracy w butiku w Międzyzdrojach można zarobić 12 tys. zł.
Z mniejszymi zarobkami muszą się liczyć z kolei ci, którzy po raz pierwszy przyjeżdżają do pracy nad morzem na wakacje. Takie osoby zatrudniając się w lodziarni mogą liczyć na 7 - 10 tys. zł pensji, praca w sklepie z pamiątkami daje miesięcznie 9 tys. zł, w pensjonacie lub hotelu jako sprzątaczka 6 tys. zł.
- W tym roku trudniej jest o pracowników - przyznaje Monika Kowalska, dyrektorka Vienna House Amber Baltic Międzyzdroje.
- A wymagania naszych gości są coraz większe. Stawki za pracę u nas oczywiście wzrosły, ale chętnych nie przybyło. Nie możemy jeszcze bardziej podwyższyć pensji pracownikom, bo by nam się bilans hotelu nie zgadzał - dodaje.
Tłumaczy przy tym, że koszty prowadzenia biznesu wyraźnie ostatnio wzrosły - właśnie między innymi ze względu na coraz wyższą płacę minimalną.
- A ceny za pobyt w hotelu aż tak nie podskoczyły - mówi dyrektorka.
- Nie możemy w nieskończoność podwyższać cen za zakwaterowanie, bo goście by do nas nie przyjeżdżali. Musimy balansować.
Z kolei jak zauważa Artur ze Świnoujścia, skończyły się „dobre czasy” dla kucharzy.
- Teraz w dobrej restauracji nad morzem kucharz może zarobić około 12 tys. zł miesięcznie, ale jeszcze dwa, trzy lata temu stawki były wyższe o jakieś 2 - 3 tys. zł - wspomina.
- Podobnie w tych mniej renomowanych - standard to w tej chwili 8 tys. zł miesięcznie, a nie tak dawno wynosił 10 tys. zł.
Ale Artur nie dziwi się zbytnio, bo sam widzi, że ma mniej pracy.
- Turyści już tak masowo i tak chętnie nie przychodzą na posiłki do lokali - tłumaczy.
- Wyraźnie zmniejszyła się liczba gości, nawet w tzw. wysokim sezonie. Widzę to po liczbie wydawanych dań na salę.
Na brak osób, które zajęłyby się naprawą gniazdek w pokojach hotelowych, cieknącym kranem, czy niedomykającymi się drzwiami od tarasu narzeka większość hotelarzy czy operatorów w apartamentowcach.
- Ale na wybrzeżu z takimi pracownikami zawsze był kłopot - mówi pani Agnieszka, która zajmuje się prowadzeniem administracyjnym aparthotelu.
- Oni są tu na wagę złota - wzdycha, ale jednocześnie opowiada, że do zdobycia podstawowych umiejętności związanych z elektrycznością i hydrauliką namówiła swojego syna.
- Zawsze jest ktoś komu trzeba wymienić żarówkę, czy coś przykręcić - mówi.
- A zatrudniając się w hotelu jako elektryk czy hydraulik można zarobić nawet 12 tys. zł brutto.
Zdradza także, że jej syn zatrudnia się tak u kilku pracodawców jednocześnie. - Bo rzadko zdarza się, że te przysłowiowe żarówki przepalają się jednocześnie - mówi.
W wakacyjnym okresie dobrze wiedzie się także sprzątaczkom wynajmowanym przez właścicieli apartamentów. Za sprzątanie takiego małego mieszkania bez mycia okien, ale z wymianą pościeli i ręczników trzeba zapłacić od 350 do 400 zł.
Maria dorabia tak do pensji sprzedawcy w sklepie (4,5 tys. zł wraz z opłaconymi noclegami i wyżywieniem).
- Są dni, kiedy mam do posprzątania dwa, trzy apartamenty - mówi.
- Bywa, że nie daję rady sama, to proszę o pomoc, naturalnie płatną, koleżanki. Wtedy pracujemy we dwie, a czasami nawet we trzy. Idzie szybciej, każda z nas mniej zarobi, ale i tak to się mi opłaca, bo nie tracę przynajmniej klientów - twierdzi. Za umycie okien w mieszkaniu Maria bierze od 300 do 500 zł - w zależności od wielkości okien i ich liczby.
W Świnoujściu za sprzątanie w hotelu trzeba zapłacić pracownikowi 8 tys. zł miesięcznie. Na razie chętnych brak.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.220.2/images/video_restrictions/0.webp)
STUDIO EURO PO HOLANDII
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?