Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polecieli z przerażeniem i nadzieją

Agnieszka Tarczykowska
Rodziny odwiedzą poszkodowanych w szpitalach. Niektórzy będą musieli zidentyfikować ciała ofiar.
Rodziny odwiedzą poszkodowanych w szpitalach. Niektórzy będą musieli zidentyfikować ciała ofiar. Marcin Bielecki
Blisko 80 osób zabrał z Goleniowa samolot rządowy, którym do Grenoble polecieli bliscy pielgrzymów, psycholodzy, księża, lekarze.

Krótko po godzinie szóstej w porcie lotniczym pojawili się pierwsi członkowie rodzin dotkniętych tragedią. Przyjechali ze Świnoujścia, Stargardu i Szczecina. Punktualnie o siódmej samolot odleciał do Francji. Przed startem na pokład samolotu wszedł na chwilę biskup Jan Gałecki. Pobłogosławił rodziny i przekazał słowa otuchy. W chwili opuszczania kraju bliscy pielgrzymów nie znali jeszcze nazwisk osób, które zginęły. Ludzie polecieli na miejsce tragedii z ogromnych przerażeniem, ale też z nadzieją.

Radość przeplata się z rozpaczą

- Mój syn przeżył. Zadzwonił do mnie z miejsca tragedii zaraz po godzinie 10 w niedzielę. Pożyczył od Francuzów telefon i dał mi znać, że żyje, ale powiedział też, że to, co widzi wokół siebie jest przerażające - powiedziała nam Jadwiga Urbaniak, matka księdza rannego w wypadku autokaru z pielgrzymami. - W niedzielę miał operację i leży w szpitalu. Ogromna radość i szczęście przeplatają się z ogromnym bólem i goryczą, bo autobusem jechał jego przyjaciel, także ksiądz, o którym nic do tej pory nie wiemy. Jego rodzice też lecą do Grenoble. Oni już czują, że ich syn zginął. Ja nie dopuszczam do siebie tej myśli. Kochałam go jak własnego syna, bywał u nas w domu często. Studiował z moim synem i często wspólnie wyjeżdżali w różne miejsca. Młodzi, roześmiani i pełni życia. Tacy zawsze byli. Boże spraw, żebym znów zobaczyła ich roześmiane twarze.

Wczoraj pielgrzymi mieli być już we własnych domach. 12-dniowa pielgrzymka dobiegała końca. Teraz nie wiadomo, kiedy poszkodowani w wypadku zostaną przewiezieni do kraju. Ci mniej ranni być może wrócą za dzień lub dwa samolotem rządowym razem z rodzinami, które udały się do Francji.

Potrzebna zgoda lekarzy i prokuratora

- Mamy wolne miejsca na pokładzie samolotu i jesteśmy przygotowani na zabranie w drodze powrotnej lżej rannych, oczywiście jeśli lekarze i prokurator zgodzą się na to - mówi Marcin Sychowski, wicewojewoda, który udał się z bliskimi poszkodowanych do Grenoble.

W samolocie, który poleciał na miejsce tragedii są lekarze, psycholodzy i księża. Każdy z członków rodzin pielgrzymów może liczyć na fachową opiekę i słowa otuchy.

- Po to właśnie lecimy z tymi ludźmi, którzy przepełnieni są żalem i bezradnością, żeby służyć im dobrym słowem i wszelką inną pomocą - mówił przed odlotem ks. Przemysław Kryszczyński ze Stargardu Szczecińskiego. - Tylko tyle możemy zrobić. Zdaję sobie jednak sprawę, że jakkolwiek tłumaczyć będziemy ten dramat, to i tak nie przyniesie to ulgi rodzinom i bliskim ofiar, ale najważniejsze, żeby w takich momentach obok człowieka dotkniętego tragedią, był po porostu ktoś drugi, kto chociażby potrzyma go za rękę i wysłucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński