Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pojechali do Niemiec na zakupy, trafili do aresztu...

Anna Miszczyk [email protected]
Dopiero w czwartek państwo Koteccy wyszli z aresztu. – Puścili mnie, bo nie byłam notowana – mów pani Bożena (na zdjęciu z mężem).
Dopiero w czwartek państwo Koteccy wyszli z aresztu. – Puścili mnie, bo nie byłam notowana – mów pani Bożena (na zdjęciu z mężem). Anna Miszczyk
Małżeństwo ze Świnoujścia wybrało się na zakupy do sklepu Sky w niemieckim Bansinie. Kiedy z niego wyszło, kobieta została aresztowana. Krótko potem, to samo spotkało jej męża.

W środę Bożena i Tadeusz Koteccy pojechali ze Świnoujścia na zakupy do pobliskiego Bansinu. - Z zakupami wyszliśmy ze sklepu, wsiedliśmy do samochodu - opowiada Bożena Kotecka, 57-letnia mieszkanka Świnoujścia.

- Tadeusz jadł kanapkę, ja wzięłam wodę. Podeszła policjantka. Zażądała dokumentów.

Panią Bożenę zdziwiło, że z nimi odeszła i długo jej nie było. - Po powrocie oddała Tadeuszowi dokumenty. Mnie kazała wstać. Za głowę wepchnęła mnie do policyjnego samochodu - mówi świnoujścianka. - Zawieźli mnie na posterunek w Heringsdorfie. Tam otoczyło mnie kilku policjantów bez możliwości ruchu. Przewieziono mnie do aresztu policji federalnej.

Pani Bożena bardzo długo nie mogła się dowiedzieć, o co chodzi. W końcu usłyszała coś, co wprawiło ją w osłupienie.

- Powiedziano mi - pani Bożena przełyka łzy - że jestem szefową bandy, która z jakimiś mężczyznami okradła trzy razy sklep Sky. 4, 6 i 9 lipca. Chodziłam po sklepie i tylko palcami pokazywałam, co mają kraść - mówili.

Wszystko to miała uwiecznić kamera w sklepie. Pani Bożenie nie chciano jednak pokazać nagrań.

62-letni Tadeusz Kotecki musiał ustalić, gdzie zabrano jego żonę. O godz. 14 zjawił się na komisariacie w Heringsdorfie.

- Kazali mi czekać - opowiada. - Po dwóch godzinach mnie wezwali. Dziwne było to, że stało przy mnie kilku policjantów. Przed godz. 18 zaprowadzili mnie do aresztu. Nie mówili, o co chodzi. "Ty nie gadaj, ty i twoja żona jesteście bandyci" - usłyszałem.

Oboje przyznają, że byli przerażeni. Do tego czuli się upokorzeni. Było pobieranie odcisków, mierzenie i zdjęcia.

- Jak mi kajdanki zakładano, źle się poczułam - opowiada pani Bożena. - Wezwano karetkę. To potem mi już kajdanek nie zakładano. Zabrano mi wszystko. Bieliznę, buty. Była tylko prycza z kafelek. Nie dali nic do jedzenia ani picia. Tłumaczka dopiero o trzeciej w nocy interweniowała, że ja nic nie jadłam. To mi kupili bułkę. I leżała potem obok słoika z wodą.

W czwartek, przed godz. 16 przyszedł tłumacz i panu Tadeuszowi przedstawiono cztery zarzuty.

- Trzy kradzieże i napady - wylicza. - Jeden z pobiciem, napad, wejście na teren prywatny. Pan Tadeusz od 26 lat jest w Świnoujściu ochroniarzem. Z żoną prowadzi klub fitness.

- W życiu nikogo nie okradłem - mówi. - A tu takie zarzuty!

Zakupy, które zrobili w niemieckim sklepie sprawdzono. Wszystko zgadzało się z paragonem. Państwo Koteccy zgłosili się w czwartek na policję w Świnoujściu. Liczą na pomoc. Ortrun Schwarz, inspektor policji z Anklam poinformował nas, że sprawa będzie wyjaśniana.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński