Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogoń Szczecin się przełamała, wreszcie odrobiła straty

Krzysztof Ufland
Piłkarze Pogoni Szczecin gonili w Poznaniu zawodników Warty. I dogonili – a nawet przegonili.
Piłkarze Pogoni Szczecin gonili w Poznaniu zawodników Warty. I dogonili – a nawet przegonili. Fot. Krzysztof Ufland
Wygrywając w Poznaniu 2:1 z Wartą piłkarze Pogoni Szczecin prowadzeni przez trenera Piotra Mandrysza przełamali pewną złą passę. Oby na stałe.

O I-ligowej Pogoni napisano w tym sezonie już bardzo wiele dobrego. Nie należy jednak również zapominać o mankamentach.

Szczecinianie pod wodzą Mandrysza nie są nauczeni odrabiania strat - do takiego wniosku można było dojść przed sobotnim spotkaniem z Wartą. Dlaczego? Przemawiały za tym liczby. Kiedy drużyna Piotra Mandrysza pierwsza traciła gola, wówczas nie potrafiła wygrać meczu. Zarówno w II lidze zachodniej (25 spotkań pod wodzą tego szkoleniowca), jak i na zapleczu ekstraklasy (12).

W II lidze rzadko zdarzało się, żeby portowcy musieli gonić wynik. Zazwyczaj szybko zdobywali gola, bądź dwa i później jedynie kontrolowali przebieg spotkania. Chociaż czasem i wtedy zdarzały się wpadki, kiedy nie dowozili korzystnego wyniku do końca (jak choćby przegrany 1:2 w Szczecinie pojedynek z Rakowem Częstochowa). Kiedy jednak to przeciwnik obejmował prowadzenie, na szczecinian padał blady strach. I wówczas było już pewne, że Pogoń w takim meczu kompletu punktów nie zdobędzie. Przy dobrym wietrze takie spotkanie mogło skończyć się remisem.

Pokazuje to historia. W Bydgoszczy Pogoń przegrywała z Zawiszą od 83. minuty po bramce Radosława Kanika. W ostatnich sekundach spotkania strzał rozpaczy Piotra Petasza dał remis (1:1). W meczu ze Ślęzą Wrocław wynik otworzył pod koniec pierwszej połowy Zbigniew Wójcik, szczecinianie z trudem wyrównali w końcówce po golu Piotra Komana (1:1). W ostatniej kolejce kibiców zakłuły serca, gdy prowadzenie Unii Janikowo dał Krzysztof Filipek, ale na szczęście dziesięć minut później wyrównał Maciej Ropiejko (1:1).

Najtrudniejszą sytuację na II-ligowym froncie portowcy mieli podczas meczu z Elaną Toruń, gdy w 40. minucie przegrywali 0:2 po golach Dmitrija Wierstaka. W końcówce szczecinianie doprowadzili do wyrównania (bramki Tomasza Parzego i Petasza), ale pięć minut przed ostatnim gwizdkiem Elana strzeliła trzeciego gola.

- Przez cały mecz goniliśmy wynik - mówił wtedy Tomasz Parzy. - Po prostu zabrakło nam sił i nie udało nam się dowieźć remisu.

Na zapleczu ekstraklasy początkowo było jeszcze gorzej. Gdy zespół tracił bramkę, było niemal pewne, że przegra. Obraz tego dały porażki z GKP Gorzów Wielkopolski (0:1) i MKS Kluczbork (0:2). Wyjątkiem było spotkanie z Flotą Świnoujście, gdzie Pogoń w końcówce szczęśliwie wyrównała. Później było podobnie. Portowcy pierwsi stracili gola w pojedynku z Górnikiem Łęczna i - mimo wielu okazji - mecz zremisowali. W środowym spotkaniu, gdy ŁKS Łódź objął prowadzenie, zeszło z nich powietrze i ostatecznie przegrali 0:2.

W czym upatrywać takich rezultatów? Po ponad roku pracy trenera Piotra Mandrysza ciężko było mówić o zbiegu okoliczności, czy przypadku. Problemem był raczej fakt, że nauczona zwycięskiej mentalności Pogoń nie była przyzwyczajona do walki z dwoma przeciwnikami. Bo kiedy się przegrywa, to rywalem jest nie tylko opozycyjna drużyna, ale także upływający czas. Szczecinianie powinni jak najszybciej nadrobić zaległości, bo na zapleczu ekstraklasy zdecydowanie częściej, niż w II lidze, będzie się zdarzać, że to przeciwnik pierwszy zdobędzie gola.

Wierzymy, że od meczu z Wartą Pogoń będzie już radzić sobie nawet wtedy, gdy rywal obejmie prowadzenie 1:0. Tak właśnie było w Poznaniu, ale potem dwa gole dały naszej drużynie cenne trzy punkty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński