Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po ataku pedofila: Szkoła odcięła się od rodziców

Marek Łagocki [email protected]
– Po ataku pedofila działania szkoły uległy diametralnej zmianie. Teraz z nikim nie można się dogadać. Jesteśmy traktowani jako potencjalne zagrożenie dla uczniów – mówi oburzona Alicja Kościelna, mieszkanka Niebuszewa.
– Po ataku pedofila działania szkoły uległy diametralnej zmianie. Teraz z nikim nie można się dogadać. Jesteśmy traktowani jako potencjalne zagrożenie dla uczniów – mówi oburzona Alicja Kościelna, mieszkanka Niebuszewa. Andrzej Szkocki
Szkoła Podstawowa nr 10 przy ul. Królewicza Kazimierza 63 w Szczecinie stała się fortecą. Dyrekcja nie informując rodziców wprowadziła mnóstwo zmian. Ci są oburzeni działaniem dyrekcji, bo... nie mogą wejść do szkoły.

Co na to kuratorium?

Co na to kuratorium?

Efektem przeprowadzonej kontroli w Szkole Podstawowej nr 10 były zalecenia dla dyrektora szkoły, które zobowiązały go do usprawnienia procedur dotyczących poruszania się po
szkole osób niepracujących w niej - poinformowała "Głos" Mariola Konopka, rzecznik Kuratorium
Oświaty w Szczecinie. - Z informacji, którą uzyskałam z Wydziału Oświaty Urzędu Miasta w Szczecinie, wiem, że polecenie usprawnienia ww. procedur wydał dyrektor wydziału oświaty. Jednocześnie trzeba pamiętać, że wszystkie tego typu zarządzenia dyrektor szkoły wprowadza do realizacji po uzgodnieniu z Radą Pedagogiczną,
Radą Szkoły (rodzice są podmiotem w tej radzie), bądź Radą Rodziców.

Dwa dni po tym jak media poinformowały o pedofilu wejście do szkoły zostało zamknięte. Od tamtego czasu rodzice kilkuset uczniów muszą gnieździć się w niewielkim holu przy wejściu. Tam dzieci przekazywane są sprzątaczkom.

Rodzice nie mają prawa wejść na teren szkoły. Chyba, że umówieni są z dyrekcją. Ta jednak nie pojawia się przy drzwiach, ponieważ nie chce się tłumaczyć z zajścia. Do dziś żaden z pedagogów nie wytłumaczył rodzicom, co się tak naprawdę stało tamtego feralnego dnia.

Jedynie podczas zebrania dla rodziców odczytany został list od dyrekcji, który dotyczył zajścia. Napisane w nim było, że nic takiego się nie stało. Dziewczynka po prostu wystraszyła się pana, który przechodził korytarzem.

Na końcu listu padło stwierdzenie, że każdy wie, jak dzieci potrafią kłamać. Rodzice twierdzą, że informacje przekazane przez dyrekcję są zwykłym kłamstwem. - Przecież w mediach aż huczało, że był to pedofil. Później został również zatrzymany i osadzony - mówią.

To jest jakiś skandal
Największym problemem dla opiekunów jest odebranie pociech ze szkoły. Każdy z osobna musi wywoływać swoje dziecko przez domofon. Po tym rozpoczyna się wielkie poszukiwanie ucznia. Dziecko odnajduje się nawet po kilkunastu minutach, po czym samo wychodzi do rodzica na korytarz.

- To jest jakiś skandal. Ta szkoła nie radzi sobie z tym problemem. Zamknięcie szkoły jest obłędem dyrektorki - twierdzi Alicja Kościelna, mama pierwszoklasistki.

- Ostatnio nawet była taka sytuacja, że kobiecie powiedziano przez domofon, że jej dziecka nie ma na terenie szkoły i nikt nie wie gdzie jest. Ta załamana obdzwoniła pół rodziny. Nie wiedziała, co ma robić. Dopiero po ponad 20 minutach na hol wyszła pani ze świetlicy, która z uśmiechem na twarzy stwierdziła, że syn bez poinformowania poszedł do toalety i stąd zamieszanie z jego odnalezieniem.

Zapominają
Według rodziców, zamkniecie szkoły jest paranoją. Teraz żaden z opiekunów nie może komunikować się z nauczycielami. Nawet wychowawcami. Nikt nie wie, co się dzieje z dziećmi w szkole. Jak twierdzi pani Alicja, czasem jej córka przyprowadza rówieśników ze świetlicy, która jest na dole. To dlatego, że nauczycielka zabierając dzieciaki z szatni często zapomina o tych, które czekają w świetlicy.

Może nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że rodzice pierwszaków muszą podpisywać zgody na uczęszczanie ich pociech na lekcje plastyki.

Zajęcia klas 1-3 odbywają się w salach na ostatnim piętrze, zaś plastyka w piwnicy. Podpisując oświadczenie rodzice przejmują pełną odpowiedzialność podczas przejścia dziecka z góry na dół.

- Dlaczego mamy przyjmować odpowiedzialność za przejście dziecka po szkole - pyta oburzona Czytelniczka. - Idiotyzmem jest to, że dyrekcja całą odpowiedzialność zrzuca na nas. Przecież na terenie szkoły są nauczyciele, którzy powinni dbać o bezpieczeństwo naszych dzieci. Głupotą jest to, że bez oświadczenia dziecko nie może uczęszczać na zajęcia dodatkowe. W takim razie, dlaczego nauczyciele wysyłają moją córkę po innych uczniów. Kto w tym przypadku odpowiada za moje dziecko?

Kto uczy angielskiego?
Rodziców dziwi również fakt, że nikt nie sprawdza tożsamości osób, które wywołują dziecko przez domofon. Wystarczy, że poda się imię, nazwisko oraz klasę dziecka, po które się przyszło.

Po dłuższej chwili dziecko same wychodzi na hol. Jak opowiedzieli nam rodzice, na początku maja pewien mężczyzna przyszedł odebrać ucznia. Po czym poszedł do samochodu. Chłopczyk najpierw wyszedł na hol i rozglądał się. Potem sam poszedł przed szkołę. Doszedł do ulicy i dopiero zauważył ojca, który czekał na niego w aucie.

Według rodziców, taka sytuacja jest niedopuszczalna.

- Przecież pedofil spokojnie może zabrać dziecko ze szkoły. Działanie szkoły obfituje w nieprawidłowości - uważają.

Nasza Czytelniczka już zadecydowała, że przeniesie córkę do innej szkoły.

- Naprawdę dziwię się mieszkańcom, którzy w tym roku zapisują dzieci do tej szkoły - mówi Alicja Kościelna. - To co się tam wyprawia zraziło mnie do tej placówki. Przecież nie mogę oddawać dziecka do fortecy. Nie mam nawet kontaktu z nauczycielami. Nie wiem czy ci sami uczą angielskiego, kto jest na świetlicy. Teraz informacje na karteczkach przynosi mi córka. Dyrektorka wprowadziła również zakaz korzystania z czytelni w trakcie pobytu na świetlicy szkolnej. Ograniczenie dotyczy dzieci z klas 1-3.

- Podobno zakaz został wprowadzony z troski o bezpieczeństwo naszych dzieci - tłumaczy jedna z mam. - Panie ze świetlicy przyznały, że chętnie by puszczały dzieci do czytelni. Jednak boją się zwolnienia.

Nie ma już przesiadywania na korytarzach
Hanna Guzik, zastępczyni dyrektora SP 10 twierdzi, że nie ma żadnego problemu. Według niej, rodzice dzieci chodzących do starszych klas przyzwyczaili się do przesiadywania w szkole.

- Sprzątaczki znają większość z rodziców - twierdzi zastępczyni. - Dlatego nie ma problemu z wydawaniem dzieci. Rzeczywiście ten proceder odbywa się przez domofon. Wiadomo jest, że nagłe
zmiany wywołują oburzenie wśród rodziców. Mamy nadzieję, że do tego się przyzwyczają i wszystko będzie już dobrze. Teraz nie ma już przesiadywania na korytarzach. Dzieci są bezpieczne.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński