Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Lisek gotowy na każde warunki

Paweł Pązik
Piotr Lisek w niedzielę wygrał mityng rozegrany przed Areną Szczecin.
Piotr Lisek w niedzielę wygrał mityng rozegrany przed Areną Szczecin. Andrzej Szkocki
Rozmowa z Piotrem Liskiem, zawodnikiem Ośrodka Skoku o Tyczce Szczecin, aktualnym srebrnym medalistą mistrzostw Polski i naszą nadzieją na dobry występ na mistrzostwach Europy w Zurychu.

- Na MP w Szczecinie skoczył pan 5,50, zdobył srebrny medal i zapewnił sobie wyjazd na ME. Apetyty chyba były jednak większe. Jest pan rozczarowany?

- Rozczarowany nie, ale zadowolony też nie jestem. Cieszę się, że zapewniłem sobie wyjazd na ME, ale szkoda, że nie zająłem wyższego miejsca na podium.

- Jak bardzo o przebiegu rywalizacji decydowała pogoda?

- Deszcz zwykle bardzo krzyżuje plany skoczkom. Nie dość, że mieliśmy przesunięty ten konkurs o godzinę, to jeszcze w jego trakcie mieliśmy godzinną przerwę. To dodatkowy stres, który na pewno miał wpływ na nasze skoki. Z drugiej strony, wszyscy mieliśmy jednakowe warunki, tak więc nie mogę wszystkiego na to zwalać. Jak już wiedzieliśmy, że jedziemy do Zurychu (także Paweł Wojciechowski i Robert Sobera - przyp.red) , to trochę się rozluźniliśmy.

- Jak pod względem technicznym deszcz komplikuje skakanie?

- Mokra nawierzchnia, szczególnie na odbiciu, jest dużym problemem, można sobie zrobić krzywdę. W środę do tego doszedł zmienny wiatr. Aczkolwiek ja jestem zawodnikiem, któremu takie czynniki naprawdę nie przeszkadzają. Mimo wszystko mogliśmy wyżej skakać na MP. Coś nie zagrało, ale plan minimum zrealizowałem.

- Stresów panu nie brakowało przed startem na MP: po pierwsze urosły wobec pana oczekiwania po świetnym skoku w czerwcu w Pradze na 5,82, po drugie skakał pan przed własną publicznością, a po trzecie na pewno miał w pamięci nieudane Halowe Mistrzostwa Polski w Sopocie, gdzie nie zaliczył żadnej wysokości i nie uzyskał przepustki na HMŚ. Jak pan sobie z tym poradził?

- Gdyby to się zdarzyło rok temu, to stres byłby o wiele większy. Teraz jestem o wiele bardziej doświadczonym zawodnikiem. Skok na 5,82 pokazał mi, że mogę skakać wysoko, ale pamiętałem też o tej "zerówce" z Sopotu. Zbieram te doświadczania, co pozwala mi być lepszym zawodnikiem.

- Krąży opinia, że Piotr Lisek jest tyczkarzem słabym psychicznie. Trochę to dziwne, patrząc na pana postępy.

- Nie wiem skąd wzięła się taka plotka. Odkąd pamiętam, to nigdy nie "dałem ciała" na MP ani na większych zawodach. W Sopocie zdarzył się przypadek i to jeden jedyny. Mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni i będę miał opinię osoby, która niczego się nie boi. I to nawet deszczu czy wiatru. Na treningach często skaczę w niekorzystnych warunkach, np. przy podmuchach w twarz czy w trakcie opadów. Jeżeli np. tydzień wcześniej ustaliliśmy z trenerem pracę nad techniką na środę, i tego dnia pada, to nie przekładamy zajęć, tylko sprawdzam się w tym deszczu. I to mi się podoba. Trzeba być przygotowanym na każdą pogodę.

- Dlaczego w środę wygrał akurat Robert Sobera. Szczęście, wysoka forma?

- On skakał jako trzeci, po mnie i po Pawle Wojciechowskim. Wiedział, że jeżeli mu się powiedzie, to wyjdzie na prowadzenie. To go bardzo zmobilizowało. Przy jego próbach na 5,70 już mu zabrakło tej motywacji.

- Do Zurychu może pojechać tylko trzech tyczkarzy, a tymczasem was w krajowej czołówce jest dużo więcej. Jak to wpływa na relacje między wami?

- Jesteśmy zgraną paczką, nie podkopujemy sobie dołków nawzajem. Na zawodach nie ma kolegów, każdy chce wygrać. Ale to jest zdrowa rywalizacja, nie ma zawiści.

- Z jakim nastawieniem i jakim celem jedzie pan do Zurychu?

- Raczej nie będzie tak, jak na MP. Nasza taktyka będzie agresywniejsza, nastawiona na wyższe skakanie. Zdradzę, że trzy dni przed MP na treningu skoczyłem bez żadnych problemów 5,70 i to wcale nie na swojej tyczce. Jeszcze parę szlifów i na ME powinno być okej. Celuję w skakanie w graniach 5,80. Robię wszystko co w mojej mocy, aby było jak najlepiej.

Bardzo lubię skakać. To nie jest tak, że ja przychodzę na trening z przymusu. Potrafię oddawać skoki przez 3-4 godziny. Taki konkurs to dla mnie czysta przyjemność.

- Trzy lata temu przychodził pan do Szczecina uczyć się od Przemysława Czerwińskiego. W środę, gdy on nie zaliczył żadnej wysokości pomyślałem, że uczeń na dobre przerósł mistrza.

- Cóż, co mogę powiedzieć… Kiedyś goniłem Przemka, teraz gonię innych. Był on bardzo zły i smutny po środowym konkursie. Przeżywał podobnie jak ja niepowodzenie na HMP w Sopocie.

- Czuje się pan liderem grupy szczecińskiej?

- (śmiech) Nie chciałbym się ogłosić samozwańczym liderem. Zostawiam to opinii innych.

- Potrzebne panu skakanie w niedzielę w mityngu skoku o tyczce pod Areną Szczecin? To bardziej zabawa, a ryzyko kontuzji spore.

- Gdybym się bał kontuzji, to bym siedział w domu, w łóżku i oglądał telewizję. Taki start, to dla mnie żaden problem, a wręcz frajda. Bardzo lubię skakać. To nie jest tak, że ja przychodzę na trening z przymusu. Potrafię oddawać skoki przez 3-4 godziny. Taki konkurs to dla mnie czysta przyjemność. Presja będzie mniejsza, to bardziej zabawa dla kibiców, dla moich bliskich i rodziny.

- Podobno od trzech lat mieszka pan na stadionie przy Litewskiej…

- Dwa tygodnie temu się wyprowadziłem. Nie wiem jaki był powód, ale nakazano poszukać mi nowego lokum. Zmusiło mnie to do pójścia na swoje, może nawet kupna mieszkania. Dzięki temu stanę się prawdziwym szczecinianinem, a nie ciągle przyjezdnym.

- Podium w Zurychu na pewno pomoże w kupnie mieszkania. Czego bardzo panu życzę…

- Dziękuję, przygotowuję się pełną parą i nie powinienem zawieść…

Rozmowa została przeprowadzona 31 lipca

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński