MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie mogą kupić mieszkań

Marek Rudnicki
Leon Panasiuk chce przekształcić własne mieszkanie na odrębną własność, by dzieciom zostawić coś, co będzie trwałe. Nie może tego zrobić, bo miasto i spółdzielnia nie potrafią w sprawie gruntów dogadać się ze sobą.
Leon Panasiuk chce przekształcić własne mieszkanie na odrębną własność, by dzieciom zostawić coś, co będzie trwałe. Nie może tego zrobić, bo miasto i spółdzielnia nie potrafią w sprawie gruntów dogadać się ze sobą. Marek Rudnicki
W SM "Wspólny Dom" wielu spółdzielców zostało pozbawionych możliwości przekształcenia mieszkań w odrębną własność.

A takie prawo dała im znowelizowana ustawa o spółdzielczości. Problem w tym, że budynki stoją na terenie jednocześnie spółdzielczym i miejskim. Spółdzielnia od dawna próbuje uregulować stan prawny swoich nieruchomości, ale miasto działa wolniej od ślimaka.

Konsekwencje braku decyzji miasta

- Jak tylko weszła w sierpniu ta nowa ustawa, złożyłem w spółdzielni odpowiednie pismo o przekształcenie mojego mieszkania w odrębną własność - opowiada Leon Panasiuk, który mieszka przy ul. Świętego Marcina na Niebuszewie. - Dostałem odpowiedź, że spółdzielnia nie może tego zrobić, bo część terenu, na którym stoją nasze bloki, należy do miasta.

Rozmawiają z miastem od 6 lat

Taki problem ma dużo więcej rodzin w tej spółdzielni. Aż 10 działek, na których od lat stoją spółdzielcze mieszkania, należy częściowo do SM "Wspólny Dom", a częściowo do miasta.

Mieszkania przy ul. Świętego Marcina wybudowano już 40 lat temu, gdy nikt nie przejmował się rozgraniczaniem gruntu. Do dziś własność gruntów nie została uregulowana.

- Rozpoczęliśmy starania o regulację gruntów już w 2001 r. - tłumaczy Tomasz Kościński, wiceprezes spółdzielni. - Dziś mija 6 lat i nadal nie możemy niczego załatwić. Trwa tylko wymiana pism.

Miasto odpowiedziało dopiero po roku.
- Napisano nam, że sprawa zostanie skierowana pod obrady Rady Miasta - opowiada Elżbieta Kaczanowska, specjalista ds. budownictwa w spółdzielni.
W styczniu tego roku spółdzielnia nie mogąc doczekać się decyzji, wysłała do miasta kolejne ponaglenie.

- Czekaliśmy na nasz monit trzy miesiące, a odpowiedzi nie było - twierdzi wiceprezes Kościński.

Miasto ciągle milczy

Nasz komentarz

Marek Rudnicki

Ustawa o spółdzielczości dała zarządom spółdzielni 3 miesiące na to, by spełnili żądania swoich członków. Jeśli tego nie zrobią, mogą być nawet ukarani więzieniem. Jak mają to jednak uczynić, skoro miasto nie potrafi załatwić tak prostej sprawy, jak zamiana gruntu na grunt? W listopadzie mija termin. Kto pójdzie siedzieć - prezes czy urzędnik?

Leon Panasiuk, nie mogąc się doczekać załatwienia sprawy przez spółdzielnię, sam poszedł do Urzędu Miejskiego.

- W wydziale nieruchomości urzędująca tam pani mi powiedziała, że spółdzielnia stawia wygórowane warunki, stąd tak długo to trwa - opowiada o swojej wizycie w magistracie.

Co na to urzędnicy

- Rzeczywiście zbycie dla spółdzielni gruntów miejskich miało nastąpić na zasadzie jednej "dużej" zamiany gruntów - przyznaje Sebastian Wypych z biura prasowego UM. - Ale jest to trudne, bo różny jest stan nieruchomości wytypowanych do zamiany. Będziemy dążyć do sukcesywnego przekazywania gruntów w miarę możliwości formalnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński