Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza nadzieja na Pekin i Rio w dołku, ale tylko na moment

Paweł Pązik
Paweł Wojciechowski (z prawej) w sezonie letnim wyszedł z cienia Piotra Liska (z lewej) i od kilku tygodni jest w równej wysokiej formie. Naszego zawodnika taka rywalizacja nie martwi, a wręcz motywuje.
Paweł Wojciechowski (z prawej) w sezonie letnim wyszedł z cienia Piotra Liska (z lewej) i od kilku tygodni jest w równej wysokiej formie. Naszego zawodnika taka rywalizacja nie martwi, a wręcz motywuje. Andrzej Szkocki
Na miesiąc przed mistrzostwami świata w Pekinie Piotr Lisek (OSOT Szczecin) zmienił trenera i wpadł w dołek formy. Zapewnia jednak, że to tylko chwilowe.

Lisek to tegoroczny brązowy medalista Halowych Mistrzostw Europy w Pradze. W tym roku ustanowił też nowy rekord Polski pod dachem - 5,90 na mityngu w Bad Oeynhausen. Zapowiadało się, że w sezonie letnim nie tylko stać go na dobry występ w sierpniowych mistrzostwach świata w Pekinie, ale też na próbę zmierzenia się z absolutnym rekordem kraju Pawła Wojciechowskiego, który wynosi 5,91.

Jednak latem szczecinianin skacze w kratkę, choć bez problemu wypełnił minimum na MŚ, a w mityngu w Baku pod koniec czerwca skoczył nawet 5,82 i podjął próby na rekord Polski.

Od tamtej pory jednak ani razu nie skoczył wyżej niż przeciętne 5,62. W poniedziałek w mistrzostwach Polski w Krakowie zajął trzecie miejsce ze słabym rezultatem 5,40. Co się dzieje?

- Jestem w ciężkim treningu i moja forma nie jest pokazowa, ale koncentruję się na występie w MŚ. Trochę przejmuję się spadkiem dyspozycji, ale liczę, że w Pekinie będzie dobrze. Nie przypuszczałem, że moja forma spadnie aż tak, ale jest to związane z moim trybem przygotowań - wyjaśnia zawodnik.

Złoty medal wywalczył wracający do światowej elity Paweł Wojciechowski (5,70), drugi był Robert Sobera (5,60).

- Nasza rywalizacja nas nakręca. Ich dobre skoki motywują mnie do ciężkiej pracy - zaznacza szczecinianin.

5,40 to wysokość, którą zawodnicy klasy Liska często pomijają i zaczynają konkurs od prób na 5,50 czy nawet wyżej. Tymczasem w Krakowie szczecinianin bez powodzenia skakał raz na 5,60 i dwukrotnie na 5,65.

- Pobłądziłem trochę na tych wyższych wysokościach. Może trochę się "podpaliłem". Gdzieś musnąłem ręką, raz nogą - wspomina Lisek.

Jeszcze tego samego dnia po starcie w Krakowie zawodnik wsiadł w samochód i wrócił do Szczecina. Po drodze miał drobną przygodę.

- Przed maskę wyskoczyły nam dwa małe liski. Dobrze, że jechałem wolno, to je ominąłem - z uśmiechem mówi zawodnik.

Przed tygodniem gruchnęła informacja, że najlepszy zawodnik klubu OSOT Szczecin kończy współpracę z trenerem Wiaczesławem Kaliniczenką, z którym trenował od trzech lat.

- Nie chcę mówić zbyt wiele na ten temat - przyznaje tyczkarz. - Nie powiem jednak złego słowa na trenera, to on przecież wyprowadził mnie na wysoki poziom. Jestem mu bardzo wdzięczny, ale tak się czasem zdarza w sporcie, że drogi się rozchodzą. Rozstaliśmy się w zgodzie.

Obecnie tyczkarz trenuje pod okiem Marcin Szczepańskiego, również szkoleniowca OSOT Szczecin. Jednak na najbliższe zgrupowanie do Włoch Lisek pojedzie z Dariuszem Łosiem, trenerem Roberta Sobery, innego naszego kadrowicza. Powód? Względy organizacyjne Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, czyli chodzi o finanse na wyjazd dodatkowego szkoleniowca.

- Mam nadzieję, że po występie w Pekinie będę mógł już normalnie wyjeżdżać na zgrupowania z trenerem Szczepańskim - twierdzi Lisek.

Przed nim już w piątek start w Diamentowej Lidze w Londynie. Następnie mityng w Niemczech 4 sierpnia, a pięć dni później udział w Memoriale Janusza Kusocińskiego w Szczecinie. Mistrzostwa świata w Pekinie odbędą się w dniach 22-30 sierpnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gs24.pl Głos Szczeciński